piątek, 24 sierpnia 2012

VI


Szatynka, już w swoim pokoju, przeleżała, a raczej przepłakała kilka godzin. Zamknęła drzwi na klucz, licząc na spokój, którego oczywiście nie zaznała. W godzinnych odstępach czasu, co rusz ktoś dobijał się do jej pokoju.
- Maggie, ja Cię błagam. Otwórz. Mnie nie otworzysz? – jęczał pod drzwiami dziewczyny Nick – Rozumiem, że jesteś zła, smutna, czy cokolwiek, ale przynajmniej się odezwij, żebym miał pewność, ze nic sobie nie zrobiłaś! – kończył zazwyczaj krzykiem. W odpowiedzi na to słyszał kilka dosyć ostrych słów na swój temat, lecz nie zważając na nie wciąż próbował dostać się do pokoju przyjaciółki. Bardzo pomocny w tych próbach był Dominic, który, mimo, ze bez słowa, jęku, czy krzyku trwał pod drzwiami Szatynki długie godziny – Dom, jutro macie ten Wasz dzień, leć Ty się wyspać, czy wyimprezować, co? – rzekł już wieczorem rudowłosy Brytyjczyk.
- Jutro się wyimprezuje, już chłopaki o to zadbają! – uśmiechnął się lekko blondyn – ale ten problem jest ważniejszy – dodał poważnie.
Czarnooka przebudziła się z dość nieprzyjemnego snu. Wokół było ciemno, a spod drzwi nie dochodziły żadne odgłosy. „poszli sobie?” – myślała. Zdezorientowana ciszą, spojrzała na zegarek, otwierając szerzej oczy. Była północ. Siadając na brzegu łóżka i zapalając światło w pokoju, Maggie próbowała poukładać chaotyczne myśli. „dlaczego? Po tylu latach, które przecież nie były złe.. Dlaczego teraz zachciało im się rzucać to wszystko w cholere?” – myślała, chodząc niespokojnie od drzwi do okna. Troski, jakie przyniosła nagła wiadomość o rozwodzie, kompletnie wytrąciła z równowagi Brytyjkę. Wychowana w domu, gdzie królowały miłość, wsparcie i zaufanie i gdzie nie było miejsca na kłótnie czy zdrady, nie mogła pojąć decyzji swoich rodziców. „Powietrze… musze wyjść…” – postanowiła, otwierając drzwi, po czym cichutko pisnęła, widząc, jak dosyć chuda postać najpierw wlatuje do jej pokoju, po czym z jękiem się budzi.
- D-Dom? – spytała, podchodząc do mężczyzny i pomagając mu wstać – Co Ty tu robisz? Stałeś się fanem niewygodnych, sennych pozycji? – dodała.
- No przecieeeeż…. – ziewnął Anglik, pocierając oczy – Nick jeczał i wrzeszczał na Ciebie, aż w końcu wkurwiony totalnie poszedł do siebie, a że ja nie miałem planów na wieczór – uśmiechnął się lekko – i nawet fajnie się spało!
- Kurcze.. Nie wiedziałam… sama też odleciałam… Wybacz, ze Cię w to wciągnęłam.. – szepnęła, nie patrząc na blondyna, który tylko lekko się zaśmiał
- Bez stresu, królewno! No co! – zdziwił się widząc minę Szatynki – Nick tak mówi!
- Nieważne. Idę na spacer, chodź, odprowadze Cię kawałek, trzeba Ci snu przed Waszym dniem – mrugnęła do Howarda, po czym obydwoje udali się w stronę miasteczka. Opustoszałe ulice, latarnie, dające słabe światło na otoczenie, lekki powiew morskiej bryzy dawały nieco nierealną, fantastyczną wręcz atmosferę. Brytyjczycy bez słowa przemierzali kolejne aleje miasta. W końcu, po dłuższym czasie odezwała się Szatynka.
-Wiem, ze moja reakcja mogła Cię zaskoczyć, ale postaw się na moim miejscu – sapnęła, odwracając się w stronę blondyna, który uśmiechnął się smutno
- Co prawda nie wiem co czujesz, ale jestem w stanie sobie to wyobrazić. Dla mnie i dla Ciebie rodzina to rzecz święta. Więc spokojnie. Jedź do nich. Po prostu. Porozmawiaj. W końcu studiujesz psychologie..
- Skąd wiesz?
- To był bardzo długi wieczór, a Twój przyjaciel w nagłym przypływie wściekłości na Ciebie sprzedał mi kilka ciekawych kawałków – mrugnął wesoło do Czarnookiej, żałując, ze nie może dostrzec rumieńca, który zapewne wykwitł na jej twarzy.
- Ja sobie z nim jutro porozmawiam – pokręciła głową z niedowierzaniem – A wracając.. To, ze tam pojade, to jest postanowione, ale termin… Nick za wszelką cene chciał, żebym została na czas waszego panowania w mieście..
- A nawet mowy nie ma. Osobiście Cię zapakuje z rana w pociąg – zaoferował Dom – A w razie czego, sam natłukę temu piegusowi do głowy o pewych priorytetach. To co, jak się czujesz?
- Niemrawo dość… Zagubiona… Nie wiem co myśleć.. I chyba mi zimno – dodała, pocierając ręce. To fakt, wychodząc z hotelu, nie zawracała sobie głowy pogodą, ani swoim ubiorem, na który składała się lekka bluzka bez rękawów.
- Przynajmniej na to ostatnie jakoś poradzę – zaśmiał się blondyn, zdejmując swoją kurtkę i zarzucając ją na drobne ramiona Czarnookiej – no no.. a myślałem, ze moje ciuchy są w damskim rozmiarze – rzekł z udawaną powagą – a Ty się zaraz utopisz!
- Bo Taki wyrośnięty jesteś! – zaśmiała się lekko Maggie, poprawiając skórzaną kurtkę – kto to widział! Jak dla mnie wszyscy powinni być tacy jak ja. Mali! – dodała, szczerząc się do blondyna, który za wszelką cene próbował się ie roześmiać.
- tacy mali? No co ty! To by była nuda, a w tym przypadku, ja mogę zrobić tak – podniósł rękę do góry – a Ty chociażbyś kichała ze złości, to nie doskoczysz i nie złapiesz mnie za palec wskazujący – zakończył już ze smiechem, patrząc na zszokowaną twarz dziewczyny, która momentalnie zmieniła się.
- Może i nie, ale mogę zrobić tak! – rzekła i z szybkością światła wskoczyła na plecy mężczyźnie, osiagając wcześniej wytyczony cel: dotknęła jego palca wskazującego. Kiedy zeszła z pleców Howarda, skuliła się w pół ze śmiechu, wpatrując się w blondyna, który wręcz kucnął, by opanować nagły atak wesołości.
- Na to bym nie wpadł – rzekł po kilku minutach, ocierając oczy z łez
- Widzisz! Jestem genialna!  - rzekła triumfalnie Szatynka, podnosząc z ziemi perkusistę i zmierzając w tylko sobie znanym kierunku. Kilka minut póżniej usłyszeli szum, spokojnego morza. – Lubię tu przychodzić – rzekła w końcu, szurając stopami po zimnym piasku – ten szum mnie uspokaja.
- Mnie też pomagał. – odparł niepewnie – cztery lata temu zmarł mój ojciec – rzekł, po czym poczuł, jak drobna dłoń chwyta i zaciska lekko palce na jego dłoni, w wyrazie współczucia, jednocześnie dodając nieco otuchy Domowi – Graliśmy na Glastonbury Festival…  Jezu.. to było coś… nasz najlepszy koncert.. Naprawdę! Ta energia.. Atmosfera i ludzie.. Coś magicznego! Rano tego samego dnia, zadzwonił do mnie ojciec i powiedział, ze będą z mamą! Nie masz pojęcia, jak się ucieszyłem! Bilet na nasz każdy występ załatwiałem im prawie od razu, wiec byli w razie czego przygotowani. Jednak nigdy nie było tak jak wtedy.. ze obydwoje.. Jeszcze przed wyjściem na scenę zamieniłem z nim kilka słów,– spojrzał w stronę Maggie, która wpatrywała się z uwagą w twarz Howarda – Powiedział „Ile ja dziś widziałem młodych ludzi z koszulką z waszym logo! To Fantastyczne. Daj z siebie wszystko synu!”, a potem przytulił i powiedział, ze jest dumny. A ja, jakbym dostał skrzydeł, jakby zamontowali mi dodatkową baterię, czy cos… Dałem z siebie jakieś 200%.. Bo wiedziałem, ze tata tam jest, i że się cieszy. Bo on był przeciwny Muse.. Od samego początku.. Po występie, niesamowicie zmęczony, próbowałem go odszukać, nawet mi się udało, uśmiechnął się tylko, a ja musiałem wracać do mojej perkusji.. Godzinę później mama zadzwoniła.. – nie dokończył. Zatrzymała go Maggie, która po raz któryś wtuliła się w Anglika, czekając, aż ten się uspokoi. Chwilę później, poczuła, jak Blondyn wypuszcza powietrze.
- Lepiej? – spytała, próbując przebić ciemność i dostrzec wyraz twarzy swojego rozmówcy.
- Możesz mnie tak częściej pocieszać – rzekł Howard, siląc się na lekki ton – wybacz.. Sam nie wiem czemu tak nagle miałem tą nieprzyjemną retrospekcje..
- To albo to miejsce, albo mój przyszły fach tak działa na ludzi.
- Z całą pewnością. – przytaknął, obejmując dziewczynę – Chodź, odprowadzę Cię, a potem marsz spać i z rana zgarniam Cię na stację.
Para wróciła do hotelu kilka minut po trzeciej. Szatynka bez słowa zdjęła kurtkę Anglika i oddała mu ją. Nie odwracając się, ruszyła w stronę wejścia. Pakowanie, i uprzątnięcie kilkunastu paczek chusteczek, jakie tego wieczoru zużyła zajęło Szatynce niecała godzinę. Ledwo żywa, wyszła spod prysznica i rzuciła się na łóżko, momentalnie zasypiając.
Obudziła ja muzyka… Przetarła zaspane oczy i uniosła nieco głowę.. Poznała ten kawałek. Zresztą każdy, kto jest mieszkańcem hrabstwa Devon i zna rządzące się tutaj zwyczaje, wie, ze jeden dzień w roku, przypadający zazwyczaj w lipcu jest w całości przeznaczony pewnemu zespołowi, którego utwór „Starlight” leciało z ogromnych głośników wystawionych gdzie popadnie na mieście. Maggie zaśmiała się lekko, nie do końca wierząc temu co słyszy. Pół godziny później, już ubrana i odświeżona, z cieżką torbą opuściła swój pokój, wpadając na Nicka.
- ja wiem, wiem, obiecałam tu zostać z Tobą ale.. – zaczęła, jednak chłopak jedynie machnął niedbale ręką, uśmiechając się szeroko – nieważne. W razie co, to w przyszłym roku Cię tu przywlokę – mrugnął wesoło – ale póki co sa inne priorytety, wiem. Chodź, pomogę Ci – zaoferował się, podnosząc cieżką torbę przyjaciółki. Zmierzając w stronę stacji, podziwiając plakaty Muse, oraz ludzi, którzy byli dziwacznie poubierani na cześć zespołu, natknęli się w końcu na trzech bohaterów dnia. Co dziwne.. Nie otaczał ich wianuszek piszczących dziewcząt, a każdy z nich uzbrojony był w szeroki uśmiech i kilka opakowań mazaków.
- O! Chłopaki! – ucieszył się piegus, witając się z Chrisem, Domem i Mattem – a Wy c tu?
- No mieliśmy, zdaje się, odprowadzić kogoś na pociąg? – uśmiechnął się Dom
- Mowa była tylko o Tobie – przypomniała Maggie
- Ale Matt tak ładnie prosił, a Chris chciał Ci dać pomarańczowe frissbe, żeby Ci było weselej, wiec ich wziąłem – wzruszył ramionami mężczyzna tuląc Szatynkę na powitanie i jednocześnie czując jak dziewczyna cała sztywnieje. Odsunął się zdziwiony, próbując wyczytać z twarzy dziewczyny co jest nie tak. Maggie, jednak odsunęła się tylko i posłała blondynowi spojrzenie typu „tulenie było wczoraj. Dziś mamy nowy dzień” Muzycy nie tylko odprowadzili przyjaciół na dworzec. Zadbali również, by Maggie jechała w zupełnym komforcie, fundując jej bilet pierwszej klasy.
- A wiesz co tam mają? – krzyknął podekscytowany Nick, niemalże podskakując w miejscu – orzeszki w piwie!!
- O Boże… przywiozę Ci od rodziców.. – jęknęła Brytyjka, żegnając się z przyjacielem.
- Jakby co dzwoń, przyjadę – szepnął jej na ucho piegus już poważnym tonem. Czarnooka kiwnęła głowa i przytuliła mocno Chrisa.. Odniosła wrażenie, że poczuła od niego woń alkoholu, jednak zdała sobie sprawę, ze nie jest to jej problem i zbagatelizowała sprawę, praktycznie rzucając się w otwarte ramiona Matta, który zaniósł się wysokim, jednak szczerym śmiechem.
- Masz pilnować Nicka!
- Czemu nie Dom?
- Bo Dom sam będzie szalał!
- Ostrożnie.. Nie uprzedzono Cię, ze ja wszędzie wietrzę podstęp? – spytał, zabawnie marszcząc czoło.
- Zaryzykuję – zaśmiała się Maggie i podeszła do nieco zakłopotanego blondyna. Zarzuciła mu ręce na szyję, po czym wspięła się na palce szepnęła mu tylko – Nick Cię nie uprzedzał, że ze mną nie będzie łatwo?
Mina Howarda wyrażała szok, rozbawienie, ale i wielką ulgę..
- Coś mówił. Trzymaj się i dzwoń, jak coś się będzie działo. I żebyś nie mówiła, ze nie masz czym. Proszę – podał dziewczynie pudełko z nowiutkim, małym, nowoczesnym telefonem – masz tam zapisane niezbędne numery, wiec jakby co.. – urwał dając Szatynce soczystego buziaka w policzek. Maggie zajęła swoje miejsce w pociągu, pomachała po raz ostatni przyjaciołom i wyjęła nową zabawkę – prezent, zapoznając się z instrukcją obsługi. Kilka godzin podróży minęło w zastraszającym tempie, i już w samo południe, Brytyjka wysiadła na stacji kolejowej w Oxfordzie….




1 komentarz:

  1. Wyobrazilam sobie Dominica wpadajacego do pokoju rzy otwarciu drzwi. I od razu mam lepszy humor od samego rana:)))

    OdpowiedzUsuń