czwartek, 30 sierpnia 2012

VIII


Kiedy tylko Maggie się zgodziła, Blondyn pobiegł do Matta, by pochwalić się, co własnie osiągnął. Nie spodziewał się takiego entuzjazmu u przyjaciela, jaki sam wykazywał. Niewiele się pomylił, bo Szatyn zmarszczył czoło a zaraz potem popukał się w nie.
- Czy Ciebie nawiedziły kolorowe ludki, czy inne bananowe istoty? – spytał cicho, odchodząc z Domem kawałek od roześmianych Maggie i Nicka – Przecież nam nie wolno nikogo brać w trasę, rozumiesz znaczenie słów? NIE WOLNO! Pamiętasz, co było ostatnim razem? Bo ja z ledwością, a ta dwójka nie wygląda tak jak tamci, których mieliśmy na pokładzie… To spokojna para, która co prawda parą nie jest, ale nie zmienia faktu, ze ta kobieta i ten mężczyzna… Oj, no wiesz, o co chodzi! – zdenerwował się Szatyn – Nie wolno nam i już. I ja się nie zgadzam!
- Matt! – warknął Dominic – dla mnie tego nie zrobisz? Dla mnie? A jak Cię trzeba przenocować, bo się żrecie z tą Twoją, to wiesz, do kogo uderzać..
- Bo jakby Chris nie miał żony, to bym spał u niego!
- Akurat! – prychnął cicho Anglik – On za spokojny dla Ciebie jest! – syknął, nachylając się w stronę gitarzysty
- Za to Ty masz mózg za daleko od dupy i masz dziwne pomysły!
- Czemu szepczecie?? – Maggie wyrosła między mężczyznami, obejmując ich w pasie – Co knujemy? Zabijemy kogoś? – zmrużyła oczy i z miną gangstera patrzyła to na Dominica, to na Matta, którzy z każdym jej słowem mieli coraz bardziej zaskoczone miny – No dobra! Jak nie to nie! Ale czemu szepczecie?
- Bo Matt się nie chce zgodzić, żebyśmy Was wzięli w trasę – mruknął Dom, spuszczając wzrok i tworząc z ust podkówkę. Nick, który na swoje nieszczęście to usłyszał, o mało nie zakrztusił się zupą. Ocierając twarz z płynu, jeknął:
- To my z Muse w trase mamy jechać?
- Się okazuje że nie.. Czemu, Matt? – spytała Szatynka już całkowicie poważnie
- Ooooostatnim razem konsekwencje ponosiliśmy dłuższy czas..
- Skąd znasz takie trudne słowa? Od kiedy używasz wyrażenia: „konsekwencja”? – prychnął perkusista nieprzyjemnie.
- A teraz się nam Gepardziątko sfochało, ojejej – wykwilił Szatyn, znów doprowadzając przyjaciół do śmiechu – Mieliśmy u siebie kilka… dziewczyn..  A ze po alkoholu różne rzeczy się robiło…
- MASZ DZIECKO? – Krzyknęła Czarnooka, wpatrując się w gitarzystę.
- No nie.. W sumie to byłby nawet lepsze wyjście. No bo, jak my mieliśmy koncert, to one się szlajały gdzieś z kimś.. przynajmniej tak nam mówiła ekipa nasza.. I jedna z nich podłapała coś… Kiłę chyba… - Cisza jaka zapanowała po ostatnich słowach, wręcz dzwoniła w uszach. Rodzice Szatynki z przerażeniem patrzyli na muzyków, Nick zastygł z łyżką, zmierzającą do ust, a Maggie patrzyła to na gitarzystę, to na perkusistę.
- Ale wiesz, o co teraz spytam? – Maggie nie cofnęła się od mężczyzn, mimo podświadomej chęci – Matt?
- Na kilka dni zrobiliśmy sobie wolne – wątek podjął Dominic – Sonia zrobiła badania, wyszło, ze to owszem jest kiła, którą nasza koleżanka odziedziczyła po swojej matce, a która się ujawniła dopiero wtedy. My też oczywiście się przebadaliśmy. Jesteśmy czyści.
- Maggie, to nie chodzi o nas, bo gdyby to od nas, ale tylko od nas zależało, nie ma problemu, widze, że Dom aż się pali, żebyś jechała z nami, ale chodzi o Górę.. – mruknął – Chociaż… - dodał, a Dom, momentalnie poderwał głowę w górę, bez słów dziękując każdej gwiezdnej konstelacji za rozgarniecie frontmana – Zrobimy tak. My zagrozimy fochem, Dom tupnie nóżką a Chris warknie na szefostwo i niewykluczone, ze zgodza się tylko na Wyspy.. W końcu nasze tournee trzeba od czegoś zacząć – mrugnął do Szatynki – Wchodzicie w to?
- Ja tak! – wrzasnął Nick, podbiegając do muzyków i przyjaciółki
- Ja też się zgadzam, ale nie chce, żebyście mieli jakieś kłopoty, możemy przyjechać raz czy dwa razy… No to dla waszego dobra – dodała, widząc minę Howarda, który mimo wszystko kiwnął głową. Całe towarzystwo po tej wymianie zdań zasiadło w jadalni
Po wesołym i niesamowicie głośnym posiłku, rodzice Maggie udali się na długi, wieczorny spacer, zostawiając czwórkę przyjaciół samych. Muzycy, rozłożeni na kanapach, wsłuchiwali się w mini koncert, jaki Maggie urządziła na swoim fortepianie. Grając jeden ze swoich ulubionych utworów, opowiadający oczywiście o nieszczęśliwej miłości, Szatynka przeniosła się do zupełnie innego świata. Palce same tańczyły na czarno-białych klawiszach, a spokojne dźwięki wywoływały uśmiech na twarzach słuchaczy. Kiedy utwór się skończył, przez moment nikt nie chciał się odezwać, w obawie przed zniszczeniem magii, jaka nagle zapanowała w salonie. Bellamy bez słowa usiadł obok Czarnookiej i uśmiechnął się nieśmiało
- Mogę teraz ja? Obiecuję, ze Ci się spodoba – rzekł cicho, po czym zagrał najpiękniejszy według Maggie utwór „you rase me up”. Dziewczyna z zafascynowaniem obserwowała początkowo dłonie Anglika, by później zamknąć oczy i rozmarzyć się. Kiedy Matt skończył, otworzyła oczy i otarła je.
- No.. Powiem Ci, ze jesteś pierwszym facetem, który tak szczerze wzruszył tą złośnicę – rzekł wesoło Nick, obserwując cała sytuację. Maggie zarumieniła się nieco.
- Nauczysz mnie? – spytała z nadzieją wyczekując odpowiedzi, jednak szatyn tylko pokręcił głową – dlaczego?
- Bo znam kogoś, kto może Cię nauczyć lepiej ode mnie – zerknął w stronę blondyna, który wyszczerzył się do Brytyjki, która uniosła oczy do sufitu.
- No dobra, a teraz Wy – wskazała na muzyków – idziecie do sypialni dla gości, a Ty Nick śpisz na podłodze u mnie, albo na kanapie, na widok, której Piegus ochoczo kiwnął głową.
- To.. My mamy spać razem? – Dominic uniósł brwi i z niedowierzaniem patrzył na Szatynkę.
- A.. to problem?
- Nie ma takiej opcji! – krzyknęli jednocześnie.
- No to Tobie, królewiczu zostaje albo spanie na stojąco, albo podłoga w salonie.
- A nie mogę u Ciebie w pokoju? No co! Nickowi proponowałaś – zaperzył się perkusista
- Ale z nim się znam.. długo, a nie wiem, czy nie wstaniesz w nocy i nie zaszlachtujesz mnie nożem, który może ukrywasz w jednej z tych Twoich panterkowych koszul – wzruszyła ramionami dziewczyna, udając, ze nie słyszy chichotu Matta.
- Czyli wolisz, zeby zabił mnie? – Bellamy po chwili zrozumiał słowa Brytyjki, uspokoił się i groźnie wpatrywał w Czarnooką.
- No.. z dwojga złego..
- Kurwa. Już mnie denerwujecie – Piegus stanął w samym salonu, biorąc się pod boki – Ty! – wskazał na szatyna – bierzesz ostatni wolny pokój, a wy śpicie razem i bez dyskusji! – zakończył zdanie głośniej niż powinien. Doskonale wiedział, ze ta sprzeczka mogłaby być ciągnięta przez swoją przyjaciółkę do późnych godzin nocnych, a znając już trochę Matta, wiedział, że muzyk też łatwo nie odstąpiłby od swojego zdania – Na co czekacie?! WYNOCHA SPAĆ! – wrzasnął, a cała trójka w popłochu rzuciła się w stronę schodów – Będą mnie denerwować. Uparte Brytole – szepnął do siebie i z cwanym uśmiechem udał się do łazienki, by kilkanaście minut później, przykryć kocem i usnąć.
Tym czasem na górze, cała trójka stanęła naprzeciwko siebie z zakłopotanymi minami. Maggie nieco śmieszyła i krępowała nieco cała sytuacja. Upór Matta był wręcz rozkoszny, ale wizja dzielenia jednego pokoju z muzykiem, któremu oczy błyszczały przy każdym uśmiechu, czy spojrzeniu na nią… nieco przerażały. „A jeśli faktycznie coś mi zrobi? – myślała. Spojrzała ukradkiem na Dominica. „Nie no.. popadam w paranoje”
- Dobra, to tamten pokój- wskazała Mattowi, który uśmiechnął się szeroko, po czym odwrócił i zaczął.. śpiewać Oh happy day, wyginając przy tym się w czymś, co zapewne miało być tańcem. Kiedy zamknęły się za nim drzwi sypialni, Dom i Maggie spojrzeli na siebie.
- Powiedzmy, ze tego nie widzieliśmy, ok.?  - spytał
- Zgadzam się.
Weszli do sypialni dziewczyny. Przygotowanie posłania dla perkusisty zajęło im kilka minut, jakie spedzili w ciszy.
- Gniewasz się? – spytał po kolejnej minucie Dom, siadając przy Czarnookiej, na jej dużym łóżku – nie odezwałaś się do mnie ani słowem. Co zrobiłem źle?
- Nic. Mnie jest.. no Troche.. ja… no… ah kurde! Zachowuje się jak nastolatka! – wybuchła Brytyjka, oblewając się rumieńcem. – Zaraz się ze wstydu rozpłacze – dodała gorzko. W istocie, świadomość, że podoba się Domowi, nie pomagała. Czuła się, jakby była pod obstrzałem tysięcy oczu. A to był tylko jeden mężczyzna, jedna para niebiesko-szarych oczu.. „Które tak cholernie się teraz błyszczą!” – Nie no.. już, już jest ok. Przepraszam Cię, po prostu mi nieco wstyd, bo jak dotąd tylko Nick stacjonował w tym pokoju…
- A Twój chłopak? – dopytywał ciekawsko blondyn – nie spędzał tu nocy?
- A co Cie… Ah.. w sumie.. Spędzał tu tylko te kilka godzin, nigdy nie zostawał do rana a w dodatku wymykał się przez okno, jak jakiś Romeo dla ubogich – pokręciła głową Szatynka ze smiechem – ale tak, żeby zjeść kolacje i spać u mnie to nie. Anglika rozczulił ten widok – mała, drobna kobieta, poczerwieniała i wyjawiajaca mu swe sekrety.
- Wiesz.. tak na dobrą sprawę to teraz Liz i Tom też nie wiedzą, ze śpię tu, chociaż po tym, jak twoja mama nazwała mnie synem, to chyba mogę, nie? – szturchnął lekko dziewczynę, by rozluźnić nieco sytuacje. Udało się i po chwili, para czarnych oczu wpatrywała się w jego. Jak dla niego, to mogli tak siedzieć przez całą noc. Mógł się poddać i utonąć w głębi tych oczu, które zawładnęły nim podczas ich początkowych spotkań. Jeszcze kilka lat wstecz, doprowadziłby do sytuacji jak ta, podczas której pocałowałby siedzącą obok dziewczynę. Jednak teraz zdobył się tylko na pogłaskanie ciepłego policzka Maggie i z uśmiechem udał się do łazienki. Czarnooka otrząsnęła się z… no właśnie… Trans? „ta cholera mnie zahipnotyzowała!” – przeszło jej przez myśl. Położyła się na łóżku, wpatrując w sufit. Nie roztrząsała tego, co właśnie się stało, a może tego, co się nie stało… W głowie Brytyjki na raz pojawiło się tysiące myśli, które postanowiła wyciszyć.. Przynajmniej na jakiś czas. Kilka minut później drzwi łazienki się otworzyły, a Maggie w ostatniej chwili zapanowała nad parsknieciem śmiechem, na widok kolorowych spodenek Howarda.
- Gustowne – wskazała, nabierając głęboko powietrza i ostatecznie się uspakajając
- No dzięki Niebiosom, chociaż Ty się nie roześmiałaś! – sapnął z ulgą blondyn, wycierając wilgotne jeszcze włosy – taka… moja pidżama – roześmiał się serdecznie, włączając wieżę, i kładac się na przygotowanym wcześniej materacu, podczas, gdy Maggie brała szybki prysznic. Na widok krótkich szortów przyjaciółki zagwizdał wesoło – Nie mroź mnie wzrokiem, masz takie ładne nogi!  Co, wolałabyś się zamienić?
- Zdecydowanie dwa chude drewienka, jak Twoje, mi nie odpowiadają – zaśmiała się tylko, po czym zgasiła światło. Przez moment miała wrażenie, że w pokoju zapanowało napięcie, które unosiło się w powietrzu do samego rana.. Anglicy opowiadając sobie przeróżne historie, poprzez ciemność spoglądali w swoją stronę. W końcu po 2 godzinach śmiechów, Dom skapitulował. Zasnął w mgnieniu oka.

Wysoki pisk, wyrwał nagle Szatynkę ze snu. Zupełnie zapominając, ze pod jej łóżkiem śpi perkusista, zerwała się, by po chwili upaść na odsłonięty tors mężczyzny, który odruchowo przycisnął Szatynkę do siebie. A sekundę później się obudził. Mrużąc oczy, wsłuchał się w ten nienaturalny, wysoki dźwięk, który podziałał na oboje, niczym kubeł zimnej wody. Zerwali się z ziemi, biegnąc w stronę pisku, jaki dochodził z sypialni Matta. Dom z impetem pchnął drzwi i zapalił światło, osłaniając Czarnooką i jej rodziców, którzy również znaleźli się przy drzwiach…Ich oczom ukazał się Matt, stojący na szafce nocnej, biały na twarzy, ze wzrokiem utkwionym w rogu sypialni, w której widział pająka.
- Ma arachnofobie – szepnął blondyn, po czym bez słowa wyrzucił stworzenie przez okno. Podszedł do całej sytuacji bardzo poważnie, za co zapewne Bellamy był mu wdzięczny. Dom pomógł przyjacielowi zejść z mebla i rzekł kilka słów, które usłyszał tylko gitarzysta. Z wciąż przyspieszonym oddechem Maggie przypatrywała się tej osobliwej scenie. Dwóch dorosłych mężczyzn, którzy znają się prawie całe życie i którzy zapewne w najgorszej sytuacji stanęliby w swojej obronie. Podziwiała taką przyjaźń. Prawdziwą. Braterską. Matt, już w łóżku, przeprosił za zamieszanie i panikę, ale wyjaśnił, ze jego lęk przed pająkami, już dawno przekroczył normę i na widok pajęczaka wpada dosłownie w popłoch. Rodzice Brytyjki kiwnęli tylko głowami, nie komentując całego zdarzenia, po czym udali się do swojej sypialni.
- Na pewno wszystko ok.? Mamy tu zostać? – spytała zaniepokojona Czarnooka, starając się nie patrzeć na Howarda, który wyprostował się dumnie po użyciu sformułowania „my” przez nia.
- Naprawde nic mi nie jest. To tak nagle, jak się pojawia, tak nagle znika, przepraszam Was – jęknąl żałośnie – Maggie, może jak już będziesz tym światowej sławy psychologiem, to poddasz mnie jakiejś terapii czy coś, żebym się tego dziadostwa nie bał?
- Pomyśle, a teraz śpij, jeszcze nie ma czwartej – rzekła, po czym wraz z Domem udali się do sypialni. – Dom? – spytała już ze swojego łóżka.
- Hmm?
- Ile Wy się już znacie?
- Niecałe dwadzieścia lat – lekki ton blondyna wywołał u Brytyjki śmiech – a wy z Nickiem?
- jakieś.. 17 lat.. Poznaliśmy się w piaskownicy. Zabrałam mu łopatkę, to on mnie zdzielił foremką, ja jego wiaderkiem i tak się zaczeła ta nasza dziwna przyjaźń – zachichotała
- Tyle lat i nic między Wami nie ma? Znaczy o ile mi wolno spytać..
- Wolno, wolno. Rozmawialiśmy o tym. Nawet raz poszliśmy na coś jak randka.. ale trwało to niecała godzine, podczas której zachowywaliśmy się dziwnie… Stwierdziliśmy, ze gdyby coś miało być, to by już dawno było. A ze nie ma.. Poza tym.. Traktujemy siebie jak rodzeństwo. Tak samo się kłócimy, bijemy, wiemy o sobie wszystko. Wy chyba też?
- Oj tak… Niekiedy załuje, ze wiem rzeczy, o których ludzie nie mają pojęcia.. Np.. wiem jak Matt wygląda na kacu.. A to tylko malutkie preludium do tego wszystkiego – rzekł, kładąc się na wznak – ej.. ten materac już nie ma powietrza… - W istocie od ładnej godziny, blondyn leżał na samej podłodze. Chwila ciszy i…
- No to chodź – usłyszał i aż podniósł głowe ze zdziwieniem – nie gap się, tylko zabieraj kołdrę i chodź spać na łóżko – dodała już zimniej dziewczyna. Grzecznie wykonał polecenie i po chwili rozkoszował się zapachem frezji, jakim pachniała Czarnooka. Wpatrywali się przez chwilę w siebie, po czym każde odwróciło się w inną stronę, zapadając w sen…

Leżąc na wznak, Dom otworzył oczy. Początkowo nie wiedział gdzie jest, i dlaczego jest mu tak… błogo? Uniósł nieco głowę i spojrzał na Maggie, która spała na jego odsłoniętej piersi. Bojąc się choćby ruszyć ręką, która obejmowała Czarnooką w pasie, Howard zaśmiał się cicho „no to się ze mną przespałaś” – pomyślał i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Cierpliwie czekał, aż jego towarzyszka się obudzi, co nastąpiło dwie godziny później.

Brytyjka z wciąż zamkniętymi oczami, usłyszała bicie serca. Początkowo stwierdziła, ze to wszystko sen, ale później poczuła, jak ciepła klatka piersiowa unosi się przy każdym wdechu. Otworzyła oczy i uniosła nieco głowę, z zaskoczeniem patrząc na uśmiechniętego perkusistę. Przez dobrą minutę próbowała poskładać zdarzenia z nocy, rozglądając się po pokoju, a później zauważyła swoją kołdrę na podłodze… Wskazała na nią, a Dominic głośno się roześmiał.
- Spokojnie, spokojnie, możesz już mówić. Strasznie kopiesz w nocy – stwierdził, a Szatynka momentalnie zbladła – ale spokojnie, mnie się nie oberwało, tylko Twojej kołdrze. A potem wślizgnęłaś się pod moją. Czego Ci za złe nie mam – mrugnął wesoło do Maggie, która otrząsnęła się chyba z szoku i wstydu, bo zmarszczyła nieco brwi, zastanawiając się nad tym, co własnie usłyszała.
- Ale na pewno Ciebie nie kopnęłam?
- Na bank, poza tym, ja też się rzucam ponoć po łóżku, tak słyszałem od Matta..
- Dobra! nie chce wiedzieć nic wiecej – zaśmiała się Brytyjka, rozcierając zaspaną twarz – chodźmy na jakieś śniadanie czy coś – zaproponowała i spojrzała w stronę drzwi do łazienki. Blondyn z chytrym uśmieszkiem, jednocześnie z Maggie rzucili się w stronę drzwi, popychając siebie, łaskocząc i smiejąc. Ostatecznie zwyciężyła Czarnooka, która zatrzasnęła drzwi tuż przed nosem muzykowi – Druga jest na dole! – Krzyknęła, odkręcając wodę, by zagłuszyć jęki Howarda.
Kilkanaście minut później  cała czwórka zasiadła przy stole, co rusz wdychając piękne zapachy, jakie dochodziło z kuchni.
- Mama Liz ma dzis dobry humor – uśmiechnąl się rudowłosy z rozmarzeniem – czuję bekon.. i tosty… Kocham, jak mama Liz ma dobry humor..
Muzycy roześmiali się głośno, a Maggie sprawdziła maila. Tak jak podejrzewała wiadomość o jej przyjeździe rozeszła się w mgnieniu oka, dlatego też odczytała kilka wiadomości z zaproszeniem na imprezy, czy wyjścia. Przy jednym wzięła głęboki wdech.
- Nie wierze… - szepnęła, otwierając szerzej oczy – Ja nie wierze w to co czytam…
- A cooo? – spytał Nick, przypatrując się przyjaciółce.
- Kelvin!
- Ło! To ja też nie wierze, pokaż – nakazał, a po chwili, widząc, ze Szatynka nie kłamie, cicho zagwizdał – No proszę.. – pokiwał głową z uznaniem.
- Ale wy pamiętacie, ze tu jesteśmy? – spytał Matt z miną niewiniątka.
- A prawda. Osobnik o imieniu Kelvin, jak dla mnie bezmózgi mięśniak, w którym kochały się wszystkie laski, wiecie… Kapitan drużyny itd. I nagle idzie na randkę z Maggie! – wykrzyczał z szerokim uśmiechem, na co Dominic, o mało nie zadławił się kawą. Nick zmarszczył nieco brwi, patrząc na perkusistę, później na Szatynkę, lecz nie spytał o to co właśnie przyszło mu na myśl, za to powrócił do tematu mięśniaka – Idziesz? – dopytywał Szatynke, która z szatańskim uśmiechem wpatrywała się w ekran telefonu.
- Idę.. Oj jak ja ide…
- Wiecie, kiedyś oglądąłem taką bajkę – zaczał Szatyn, zwracając na siebie nawet uwagę mamy Liz – i tam była taka czarownica.. To chyba była „Śpiąca królewna”..
- Nie.. Ja Cię błagam.. Tylko nie ta historia z Maleficent – jęknął Dom, kładąc głowę na blat stołu.
- Z kim? – spytali jednoczesnie Nick i Maggie.
-Nie psuj opowieści ignorancie – fuknął gitarzysta – to, ze ty jesteś taki super i nie boisz się niczego… No ale wracając.. No i w tej bajce była taka czarownica.. wiecie.. Rogi, zielona cera, makabra jakaś.. I ona mnie przerażała. Ba! Ona mnie do dziś przeraża.. Zmierzam do tego, ze Ty – wskazał na Czarnooką – powiedziałaś to, że idziesz w taki sposób, że … zacząłem się Ciebie bać…
- I słusznie.. Powinieneś. Bo dziś zamierzam pobyć na moment taką czarownicą i upokorzyć pewnego faceta – mruknęła jadowicie, mrużąc oczy. Wpatrując się w kominek przypomniała sobie kilka gorzkich chwil, jakie od rzeczonego Kelvina doświadczyła w szkole…

Klasy początkowe. Jako Jedna z nielicznych dziewcząt w klasie, Maggie trzymała się na uboczu. Nie była rozchwytywana, popularna, jak jej klasowe znajome. „Nikt nie zwraca uwagi na krasnala, który nie wyrósł od ziemi” – takie uszczypliwe uwagi słyszała na swój temat nie raz. Nie przejmowała się jednak. Radziła sobie z tym wszystkim nieźle, bez reszty oddając się temu, co powinna – nauce. Jednak i ona, nie mogła oprzeć się klasycznej urodzie Kelvina Brighte’a – mistrza w judo, oraz kapitana, szkolnej drużyny siatkówki. Chłopak o prawie złotych włosach, przywodził na myśl osiłka rodem z amerykańskiej komedii romantycznej, a nie zwykłego, angielskiego chłopca. Pewnego dnia, Szatynka wzięła się na odwagę i chciała zagadnąć chłopca, tuż przed lekcją. Kiedy do niego podeszła, Brighte zmierzył ją z góry na dół po czym bezczelnie zaśmiał jej się w twarz. Zatrzasnął szafkę i oparł się o nią, wpatrując w Maggie.
-Nie sądzisz chyba, że coś zdziałasz – zakpił – Spójrz na siebie. Jesteś pośmiewiskiem całej szkoły. Typowe brzydkie, paskudne kaczątko, bez szans na wyrośnięcie na białego, pięknego łabędzia. Odpuść sobie i nie patrz na mnie tak jak teraz. Niedobrze i na Twój widok – warknął, po czym oddalił się od dziewczyny, która ostatkiem sił powstrzymywała łzy.
Na drugi dzień w całej szkole widziała swoje zdjęcie z dopiskiem „Karłom mówimy nie”…

- Kończymy retrospekcję, siostro! Zaraz rozwalisz ten telefon – usłyszała Nicka, który trzymał ją za ramiona, lekko potrząsając. W istocie, z cała siłą zgniatała swój nowy telefon. Szatynka zamrugała kilka razy.
- Mój drogi.. dziś odpowiemy chamstwem na chamstwo. Masz to nagranie? – uniosła brew z nieprzyjemnym uśmiechem. Piegus tylko kiwnął głową. Cofnął się o krok. Tak, jak podejrzewał, Maggie miała od dłuższego czasu plan na ośmieszenie tępego osiłka. Podziwiał ja w tej chwili, i równocześnie się jej bał.
Kilka miesięcy wcześniej, dobry znajomy Szatynki złapał Kelvina w męskiej toalecie, otoczonym przez grupkę dresów, którzy w bardzo obrazowy sposób, zaznajamiali złotowłosego z budową muszli toaletowej, wypełnionej dosyć nieprzyjemną, cuchnącą, żółtawą.. substancją. „Takie nagranie w tym momencie jest dla Maggie cenniejsze od jej własnego życia.”- przeszło przez myśl Brytyjczykowi, który wyszczerzył się do przyjaciółki. Dziewczyna, po zjedzonym szybko śniadaniu udała się na mały spacer, dopracowując każdy, najdrobniejszy szczegół swojego makabrycznego planu.
W tym czasie Nick opowiedział o wzlotach i upadkach jakie przeżywała czarnooka w szkole. Muzycy byli w szoku..
- Jak.. – mruczał Dom – Jak można pastwić się nad kimś takim?!
- Wiesz, ze dzieciaki są okrutne, a ile razy śmiali się z nas.. – przypomniał mu Matt
- No ok., ale my to my, zlewamy takie komentarze, poza tym byliśmy my i Chris. Zawsze to lepiej się trzymać razem, nie? A ona? Sama. Bez nikogo przychylnego w klasie, otoczona przez bandę wyliniałych kretynów…
- Nie bój, nie bój – przerwał mu piegus – zahartowało ją tak, że teraz musi się coś naprawde poważnego stać, żeby ja to ruszyło. Poza tym. Osiągnęła swój cel – wskazał na schodzącą właśnie Maggie w stroju i makijażu, w jakim miała zaprezentować się za kilka godzin dawnemu znajomemu. Z tym, ze to nie była do końca Maggie. Czarna, obcisła sukienka przed kolano, marszczyła się na biuście, przykuwając wzrok, Wysokie szpilki dodawały nieznajomej dziewczynie drapieżności i tak wielkiego sexapilu, że mężczyzn z wrażenia zatkało. Ale najlepsze były jej oczy… Czarne jak smoła, na co dzień, dziś otoczone długimi, doklejanymi rzęsami, czarnym jak noc cieniem. Włosy, zazwyczaj rozpuszczone, lekko falowane, teraz były zaczesane w gruby warkocz, jaki spoczywał na prawym ramieniu kobiety. Nieznajoma Maggie, okręciła się, ukazując swój efekt w całek krasie. Nick gwizdnął, ściągając Anglików na ziemię.
- No. Teraz to z miejsca będzie chciał się rzucić na Ciebie – pokiwał z uznaniem głowa i przybił piątkę przyjaciółce. – a ty mu wtedy szpile i kopa .. Ależ ja chce to widzieć – jęknął, patrząc błagalnie, jednak Maggie pokiwała tylko głową.
- Nie tak się umawialiśmy, wiesz o tym.
- M..maggie? – wyjąkał Dom, podchodząc bliżej – to ty?
- W pewnym sensie. Pamiętasz, jak Nick uprzedzał Cię przed moja mroczną stroną? Oto ona.- zasmiała się Szatynka – Lepiej, jeśli nigdy nie ujrzysz mnie takiej w wydaniu „Specjalnie dla Ciebie” – mrugnęła, a Blondyn poczuł lekki ucisk gdzieś w środku – No to ide. Muszę zadzwonić jeszcze w kilka miejsc.  Będę… Jak wrócę – uśmiechnęła się, już „swoim” uśmiechem i wyszła, trzaskając drzwiami.
Na miejsce spotkania dotarła punktualnie. Wybrała dużą, tłoczna, najpopularniejszą restaurację w mieście. Wielu studentów.. Bardzo wielu znajomych osób i ona, nerwowo poprawiając sukienkę. Bała się, czy wszystko, co przygotowała wypali. Ale zdawała sobie również sprawę, ze zaszła już za daleko… Kilka minut po 8 zauważyła Kelvina. Poza tym, ze stał się jeszcze szerszy w ramionach, nie zmienił się wcale. Kiedy zobaczył Maggie, zrobił zdezorientowaną minę. Szatynka już wiedziała, ze ma go w garści. Że ten złoty chłopiec od teraz będzie jeść jej z ręki. Umiejętnie posługiwała się mową ciała, zachęcając Brighte’a do okazania nieco więcej uwagi. Udało się. Osiłek co rusz sypał tanimi komplementami, na które, jak przystało, chichotała i uśmiechała się głupkowato. Kiedy Nadeszła godzina 0, a Maggie poczuła dużą, spoconą dłoń na swoim kolanie, uśmiechnęła się tylko zalotnie, mimo, ze cała sobą powstrzymała odruch wymiotny, i zaśmiała się nieco głośniej, niż wypadało. Był to znak dla Alexa, informatyka, który dorabiał sobie jako Dj w owej restauracji. Najpierw wysunął się ogromny ekran, by sekundę później wyświetlić kilkakrotnie ośmieszający osiłka film. Kilka zbliżeń na mokrą od paskudnej cieczy twarz na filmie i obecne zdjęcie z ogromnym napisem „KARŁY MÓWIĄ STANOWCZE „NIE” ZŁOTOWŁOSYM FRAJEROM”. Maggie z najbardziej mściwym uśmiechem na jaki było ją stać, ze spokojem wpatrywała się w mieniacą się potem twarz Kelvina. Kiedy osiłek skojarzył fakty, zaczał czerwienieć, wykrzykując najbardziej sprośne i niecenzuralne rzeczy, na jakie go było stać…
- I Ty będziesz psychologiem? – ryknął, nie panując już nad sobą. W całej restauracji panowała idealna cisza. Ludzie po obejrzeniu filmiku zaczęli wytykać złotowłosego palcami, doprowadzając go do jeszcze większej furii – nikogo to nie rusza!! Nikt się niemieje! To siebie ośmieszyłaś! Ty łatwa, prosta, tania kurwo!! – Przy ostatnim zdaniu, Maggie leniwie spojrzała na ryczącego na nią mężczyznę, jak dotychczas wpatrywała się w Alexa, który wręcz płakał ze śmiechu .
- O nie, mój drogi.. – wstała, równając się z mężczyzną – Ruszyło Ciebie, a to chciałam osiągnąć. I nie ośmieszyłam siebie. Nie dostrzegłam tam w ogóle swojej osoby. Jesteś za to Ty, może chcesz jeszcze raz? – spytała niewinnie, dajac znać Alexowi na powtórkę filmiku – Poza tym.. – dodała z kamienną twarzą – Wyzwiesz mnie od tanich i łatwych, ale to wszystko na co Cię stać. Twój cały zasób słownictwa kończy się na tych kilku wyrażeniach. Chcesz, żeby się zaczeli śmiać? Proszę bardzo – rzekła, po czym cała zawartość swojego kieliszka wylała za spodnie Kelvina– mężczyzna stał, jak sparaliżowany. Nie spodziewając się takiego zakończenia randki. – Rada na przyszłość – rzekła Maggie, a Blondynowi zimny dreszcz przebiegł po plecach – nie zaczynaj ze mną. Nigdy wiecej. Masz nauczkę, a Was proszę – zwróciła się do młodych studentów, którzy wszystko nagrywali na swoje telefony – nie dajcie mu zapomnieć o tym. Żegnaj Kelvin – uśmiechnęła się zimno, po czym powoli zmierzyła do drzwi. Kiedy była już przy nich, usłyszała głośne brawa. Odwróciła się, wpatrując w źródło oklasków. Jak podejrzewała Nick, Dominic i Matt siedzieli w kąciku, wiwatując na jej cześć. Po chwili cała restauracja wybuchał głośnymi owacjami specjalnie dla niej…
Wrócili do domu późno. Maggie, niosąc szpilki w dłoniach, z szerokim uśmiechem, rzuciła się na swoje łóżko. Niewidzialna bariera miedzy nią i Howardem zniknęła bezpowrotnie ubiegłej nocy, przez co perkusista nie spojrzał nawet na podłogę, kładąc się obok Szatynki.
- To było… niesamowite – pochwalił. – Ale fakt.. Nie chciałbym, żebyś zrobiła coś takiego mnie…
- Na taką zemstę trzeba sobie zasłużyć – zasmiała się dziewczyna, wpatrując się w błyszczące oczy mężczyzny.- idę to z siebie zmyć…- Pół godziny później, umyta, bez śladu tego przerażającego makijażu położyła się na powrót obok Doma. Nie potrzebowała słów. Nie chciała ich. Wiedziała, ze on również. Pogłaskał Maggie po policzku i delikatnie pocałował. Spojrzała na blondyna ostrzegawczo. – Wstrzymaj wodze. Nie myśl, ze wpuszczając Cię do łożka, dopuszczę Cię do siebie – szepnęła, majac usta, zaledwie centymetry od ust perkusisty, by następnie wpić się w nie z calą mocą. Uścisk trwał dłuższą chwilę, przerwał je Bellamy, w panice wchodząc do pokoju.
- Dom! – krzyknął – nie zdziwił się, widząc w jakiej pozycji zastał przyjaciela – Wstawaj, wyjeżdżamy! – przerażenie w głosie przyjaciela, zastanowiło blondyna, który nie wypuszczając Szatynki z objęć uniósł głowę, w napięciu oczekując na dalszy ciąg.
- Dowiem się wreszcie co się dzieje?
- Chris jest w szpitalu… Na Izbie.. Na operacji.. No kurwa! – wykrzyczał gitarzysta, w panice chodząc od okna do drzwi, mówiąc coś do siebie. Czarnooka znalazła się tuż przy nim, wymierzając mu mocny policzek, po którym Bellamy otrzeźwiał nieco.
- Mów – nakazała.
- Dzwoniła matka Chrisa. Podczas kolacji, napił się wina. Dosłownie łyk. Zwrócił posiłek. A potem rzygał krwią… Dzieciaki przerażone, Kelly ledwo się trzyma, a jego operują. Jest źle – rzekł cicho – Lot mamy stąd za niecała godzinę – rzekł nie do perkusisty, lecz do Maggie, która kiwnęła tylko głową. Dziesięć minut później odwoziła muzyków na Lotnisko KIDLINGTON. Krótki uścisk z Mattem i nieco dłuższy z Dominicem…
- Przepraszam.. ze tak wyszło – szepnął jej – za pocałunek nie przepraszam - dodał
- Nie bądź głupi. Nie Twoja wina. Ja też nie przepraszam za tamto. A teraz leć. Dajcie znać! – krzyknęła, wpatrując się w dwie, wysokie, szczupłe postaci, zmierzające w szybkim tempie do samolotu…
Wróciła do domu i usiadła obok Piegusa, który objął ją tylko.
- Pocałował mnie, wiesz? – pochwaliła się cicho
- A tak się wzbraniałaś… Faceta wzięło. No i o mało nie padł z wrażenia jak Cię zobaczył. Nie ważne, ze bardziej się bał, niż podziwiał. Maggie?
- Hm?
- Możesz coś zrobić dla mnie? Spróbuj. Choć raz zaryzykuj. Dominic szaleje na Twoim punkcie…
- Najgorsze jest to, ze ja na niego też… - szepnęła i uśmiechnęła się lekko – zobaczymy…


niedziela, 26 sierpnia 2012

VII


Maggie mogła, co prawda wziąć taksówkę i podjechać pod sam dom, który rodzice nazywali „gościnnym zakątkiem”, jednak wolała przejść kilka przecznic na London Road, gdzie znajdowała się jedna z licznych kamienic. Tom i Liz Gold ukochali sobie to magiczne miejsce. Dwa piętra ich mieszkania, duży salon z kominkiem, trzy sypialnie, malutki gabinecik, spiżarnia, dwie łazienki oraz bardzo duża kuchnia.. Wszystko to utrzymane w bieli, lub beżu z jasnymi, drewnianymi meblami, gościom, pozwalało w mgnieniu oka poczuć się jak u siebie. Dodatkowo optymizm, ciepły uśmiech i zawsze dobra rada płynąca od gospodarzy potęgowała to odczucie. Dom Państwa Gold od zawsze był pełen ludzi – a to bliscy przyjaciele lub rodzina, współpracownicy rodziców Maggie, czy w końcu Nick, który przed wyjazdem do Londynu pomieszkiwał kątem, kiedy nie dogadywał się z własną matką. Szatynka przemierzała kolejne ulice w zamyśleniu. Nie bała się tego, co zastanie w domu: tej ciszy i napietej atmosfery, bardziej stresowała ją rozmowa jaką będzie musiała przeprowadzić z rodzicami. Tuz przed swoją ulicą, zaczepiła czarnooką, wesoła staruszka z liliowymi włosami
- Maggie! – krzyknęła i szybkim krokiem zmierzyła do zaskoczonej Szatynki, która początkowo nie poznała Beth Wilson – wieloletniej sąsiadki i swojej pierwszej niani, która od zawsze nazywała „ciocią”
- Ciocia Beth! – uśmiechnęła się dziewczyna, tuląc Starszą Panią – Nie poznałam Pani! Ależ kolor! – pochwaliła – A wie Pani, że lilia to teraz najmodniejszy kolor w Londynie? Królowa, jakby mogła, chodziłaby tylko w liliowych strojach – mrugnęła wesoło do Beth, doprowadzając tym samym do lekkich rumieńców.
- Oh dziecko moje, wiem! Melody, ta nowa fryzjerka robi z włosami takie cuda, ze… zresztą sama zobaczysz, Twoja mama też tam była!
- Taak? – entuzjazm w głosie Szatynki nieco osłabł – to widzę, ze będę mieć niespodziankę – rzekła, po czym zaczęła macać wszystkie kieszenie kurtki i spodni w poszukiwaniu telefonu, który zaczął dzwonić – przepraszam panią, musze odebrać, uśmiechnęła się do „ciotki”, która tylko posłała dziewczynie buziaka i oddaliła się, zapewne szukając kolejnej osoby, do zrobienia reklamy rzeczonej fryzjerce Melody. – Właśnie uratowałeś mnie przed atakiem liliowych włosów Beth – zaśmiała się, odbierając połaczenie od Nicka
- Stara Beth znowu szaleje z farbą? Ja nie rozumiem.. jak osoba w jej wieku może mieć tyle włosów! – Nick ledwo powstrzymywał się przed głośnym wybuchem śmiechu – przecież ona ma.. tak na oko ze 100 lat!
- Dumbledore miał ze 150,  a jaką miał brodę! – krzyknęła w nagłym przypływie wesołości czarnooka – No dobra, co tam? – spytała, opanowując się lekko
- A nic, chciałem spytać czy już dotarłaś, bo tak milczysz, a Dom mi wierci dziurę w brzuchu, bo się martwi…
- WCALE NIE! – usłyszała w tle krzyk Anglika, a później głośny śmiech Matta i Chrisa.
- Dobra dobra! Wiesz.. zaczynasz mnie niepokoić tą zażyłością z Domem, naprawdę się martwie – rzekła Maggie z powagą – co knujesz?
- Niiiic – usłyszała tylko, po czym w słuchawce usłyszała Dominica
- Dotarłaś? Wszystko wporządku? Rozmawiałaś z rodzicami? Czemu nie dałas znaku życia? Wiesz, jak Nick się martwił?
- Zdecydujcie się, który martwił się bardziej – roześmiała się Szatynka – nie rozmawiałam z rodzicami, bo nie weszłam nawet do domu, jak dacie mi szanse, żeby dotrzeć tam, to się wszystko okaże. I powiedz Nickowi, ze mam dla niego orzeszki w piwie!
- A co dla mnie będziesz mieć? – spytał tajemniczo muzyk.
- Jak będziesz grzeczny, to podzielę paczkę na was dwóch – rzekła i znów się roześmiała – daj mi Matta – poprosiła.
- Chcesz gadać z gościem, który ma dziewczynę, a nie z kimś kto jest singlem? Kobiety…
- Jak tam piegus? – spytała, kiedy tylko usłyszała wesoły głos Bellamy’ego
- Żyje, troche świruje z Domem, i mogę przysiąc, ze słyszałem, jak się namawiają przeciwko Tobie, ale żyje i chyba ma się dobrze, w każdym razie jeszcze się nie rozczłonkował…
- Jeszcze?
- A.. bo dłuższe przebywanie z Nami tym grozi.. Tego też nie wiedziałaś?? – dopytał z szokiem w głosie – jaki z Ciebie Muser.. naprawdę – Maggie mogła przysiąc, że mężczyzna wymachiwał przy tym swoimi cienkimi rączkami.
- Schowaj gałązki. Nie byłam żadną fanką waszą, ale z każdym dniem lubie was coraz bardziej. A teraz kończe, bo stoję jak jakiś czubek przed własnym domem, utul Grizzliego ode mnie. Pa!
Po zakończonej rozmowie, wciąż z uśmiechem spojrzała na kamienicę, w której spędziła całe życie. Malutki balkonik, jaki wychodził na równie mały ogród, nocne wymykanie się na imprezy, czy koncerty, późniejsze szlabany od rodziców. To wszystko z czasem przybrało miano wspomnień pozytywnych. Maggie wzięła głęboki wdech i pchnęła furtkę. Tuż przed drzwiami odczuła nagle stres. Może nawet tremę. „uspokój się, to żaden test, tylko rozmowa..” – myślała, po czym pchnęła drzwi. W domu panowała cisza.. Niepokojąca cisza. Szatynka odłożyła w holu torbę i zdjęła kurtkę.
- Mamo!
- Maggie? MAGGIE!! – usłyszała swoją matkę, a po chwili tuliła do siebie niższą od siebie kobietę ze złotymi włosami. – Córcia! A co ty tu? Przeciez miałaś być z Nickiem!
- I byłam, ale napisałaś tego sms-a i przyjechałam. Gdzie tata? – spytała, rozglądając się dookoła, czekając, aż wysoki, wąsaty mężczyzna wybiegnie na przywitanie. Jednak wokoło znów pojawiła się nieprzyjemna cisza…
- Bo tata… Się wyprowadził… - szepnęła kobieta, nie patrząc na córkę.
- tata.. Co zrobił?! Mama, idziemy do salonu i szybciutko masz mi opowiedzieć co się stało, tylko bez kantów! – zastrzegła Czarnooka – Wiesz, ze i tak się dowiem!
- To lepiej usiądź – kobiety udały się do salonu i usiadły tuż przed kominkiem – Bo to było… Córcia, mnie tak głupio – zarumieniła się matka Brytyjki – no ale dobrze… w czasie, kiedy Tom pracował dla lotnictwa.. pamiętasz – Szatynka skinęła głową – często wyjeżdżał…
- Proszę Cię… nie chcesz mi chyba powiedzieć, ze na czas, kiedy tata zarabiał na Twoje zakupy i moje ksiązki, Ty… - urwała, robiąc wielkie oczy. Jej matka jednak nie odpowiedziała ani słowem – mamo… to naprawdę… jak mogłaś?!
- Jakbym słyszała Toma.. jesteś prawdziwą córką swego ojca – uśmiechnęła się blado blondynka – ale jestem tu, a ta „zdrada” polegała na kilku kolacjach i dosłownie dwóch nocach wspólnych z .. kimś innym.. A ty byłaś wtedy malutka…
- I to było o dwie noce za dużo.. Chcesz znac moje zdanie? Tata jest tak samo uparty jak ja.. i ciezko go będzie przekonac do powrotu.. Ale wiem o co chcesz spytać. Podaj mi adres… Pojade do niego…
Kilkanaście minut później, odświeżona, w aucie Liz, Maggie jechała do centrum miasta, by spotkać się z ojcem, który wynajmował pokój w jednym z tańszych hoteli. Na widok Szatynki uśmiechnął się wesoło, zaprosił do środka, poczęstował herbatą i rozpoczął rozmowę o wszystkim i o niczym.
- Tata… - zaczęła nieśmiało Brytyjka – wiesz, że trzeba pogadać o tym co się stało. A wiem, co się stało, mama mi powiedziała..
- Więc rozumiesz to, ze nie wrócę do domu… - rzekł cicho Tom Gold. Ton jego głosu zmusił Czarnooką do spojrzenia na ojca. Jeszcze nigdy nie widziała go tak… smutnego..
- Powiedz mi… Potrafisz spac w tym łóżku? – spytała nagle, wpadając na pomysł. Mężczyzna pokręcił głową – Tak myślałam! Jesteście z mama po ślubie ponad 20 lat. Podczas tego czasu, dzieliliście jedno łóżko i teraz… nagle… Masz sam spać… Twój organizm przywykł do czegoś innego. A pamiętaj, że mama jest w domu, była zawsze. Ja rozumiem, że to, co zrobiła było złe i niewłaściwe, ale na Boga, tato! – prawie krzyknęła dziewczyna, wstając nagle z miejsca – chcesz rozwodu? A wyobrażasz sobie życie bez mamy? Bez tego małego Gnoma? Przecież sam ją tak nazywasz! Która inna kobieta zapewni Ci tyle ciepła, będzie dbać o Ciebie tak, jak ona? – spojrzała poważnie w równie czarne oczy jej ojca – No odpowiedz mi… Mama popełniła błąd, za który słono płaci, ale to nie zmienia faktu, ze jest! Nie odeszła..
- Może masz i rację – skinął głową siwiejący mężczyzna – ale.. jak pomyślę sobie, z ktoś inny mógł ją dotykać, całować…
- Ona nie chce nikogo innego, wiesz o tym… - szepnęła tylko, tuląc się w szerokie ramiona Toma. Wiedziała, ze go przekonała. Jeszcze przed wygłoszeniem swoich słów, wiedziała, że Tom odszedł z domu.. dla zasady, by w jakiś sposób ukarać Liz… Wystarczyło tylko poprosić.. Wypowiedzieć kilka naprawdę banalnych słów… - To na ile mam zniknąć? – spytała z lekkim uśmiechem – Córka zostawi wam chatę wolną na…
- powiedzmy wróć rano – roześmiał się ojciec Maggie, po czym w niecałe pół godziny zebrał swoje rzeczy i z mocno bijącym sercem siedział w samochodzie.
- No to… miłego wieczoru i tak dalej! – pomachała ojcu i ruszyła przed siebie. Zastanawiała się, gdzie może spędzić te kilkanaście godzin… Nie chciała jechać do Londynu, chociaż wiedziała, ze w ostateczności to zrobi, Postanowiła jednak odwiedzić znajomych. Została przyjęta niezwykle ciepło i serdecznie Simon, Loise, Amelia i Ron, mieszkający w jednym z licznych akademików, urządzili na cześć Brytyjki małe przyjęcie, które trwało od późnego popołudnia, do wczesnego poranka, dnia następnego. Maggie wróciła do domu pieszo. Wchodząc do kuchni, zastała swoich rodziców, w uroczym uścisku. Zachichotała tylko i opadła na krzesło naprzeciwko.
- O! Córcia! – uśmiechnął się Tom, spoglądając na dziewczynę – ciężka noc, nie? Ale autem nie wróciłaś, mam nadzieję? – spytał, na co Czarnooka tylko pokręciła głową. Alkohol w jej organizmie jeszcze był sporych ilości, skutecznie zawiązując język.
- Jeeest w sentrum – rzekła tylko, po czym podała ojcu kluczyki i dokumenty – I jest sały i zdrowy. Dobranoc Wam – wyszczerzyła się tylko, po czym z lekkim trudem poczłapała do swojej sypialni i wciąż w ubraniu rzuciła się na łóżko.. Ostatnim co usłyszała, był dźwięk telefonu…

Obudził ją szmer na dole… Uniosła nieco głowę, zdając sobie sprawę, że jest w samej bieliźnie, nakryta swoim ulubionym kocem. „Aha.. mama” – przeszło jej przez myśl, po czym wstała i spojrzała w lustro. Uśmiechnęła się do swojego odbicia: Rozmazany makijaż, wielka szopa na głowie, niewyraźna mina i lekki kac..
- Ale pięknie wyglądasz.. – szepnęła do siebie, po czym udała się do łazienki. Pół godziny później, doprowadzona do całkowitego, jak to określał Nick: „Stanu używalności”, Maggie zeszła na dół, zastając tam..
- NICK! – krzyknęła, robiąc wielkie oczy – O Boże mój, co tu robisz? Przecież..
- Za spokojnie mi było samemu, sądziłem, ze i Tobie, a tu słyszę, ze ledwo co zawitałaś do miasta, robi się dla Ciebie impreze! I mnie nie zaprosiłaś – pokiwał głową, robiąc jednocześnie zawiedzioną minę…
- Ale mam orzeszki?
- A. Wybaczone. Poza tym! Misia Ci przywiozłem z Devon! – rzekł, a chwilę później para chudych ramion tuliła do siebie zaskoczoną Brytyjkę.
- Kościsty ten Twój Miś – jęknęła, kiedy ramiona dopuściły ja do większej ilości powietrza
- Matt, suń swój chudy tyłek, tera ja! – usłyszała nad sobą głos Howarda, który dosłownie sekundę później trzymał jej drobne ciało w swoich objęciach
- Błagam Cię Boże, niech Chris będzie na tyle miły i uściśnie mi tylko dłoń – zaczeła Maggie wesoło, szukając wzrokiem trzeciego z muzyków – Gdzie on? Znowu poluje na niewinnych ludzi za pomocą frisbee? – zaśmiała się lekko.
- Żona mu zakazała jechać – rzekł Bellamy kiwając głowa i biorąc się pod boki – Głodny jestem, co jemy? – spytał, zacierając ręce. Usiadł przy stole w jadalni, trzymając w dłoniach nóż i widelec.
- No patrz.. Wypuścili go z jaskini, to teraz zachowuje się jak jakiś czub… - Dom zorbił taką minę, że Nick z Magie automatycznie rykneli głośnym śmiechem
- Ale wiesz, ze siedzimy w jednej jaskini podczas nagrywania i trasy, więc uważaj co mówisz – rzekł Szatyn wrednie
- Córcia, kolejnych Nick’ów mi przyprowadziłaś – jęknęła Liz, wchodząc do kuchni, i przygotowując dla gości solidną kolację.
- Ile ja właściwie przespałam? – spytała Maggie, marszcząc czoło.
- 11 godzin..
Trzech mężczyzn nabrało głośno powietrza do płuc i zaczęło dusić się ze śmiechu. Szatynka, momentalnie czerwieniejąc, spojrzała gniewnie na matkę i z obrażoną miną, z kubkiem herbaty, usiadła przy ladzie, w kuchni. Ucałowała Nicka, który ciekawsko się jej przyglądał i uśmiechnęła do Doma, który nie odrywał od niej wzroku, od momentu jej wejścia do kuchni.
- Zjesz coś? – usłyszała Toma.
- Wiesz, ze nie… jakoś.. nie mam apetytu – jęknęła, pocierając żołądek.
- Masz, mnie zawsze pomaga – Dom podał dziewczynie kilka tajemniczych pastylek
- Teraz to ja będę mieć mroczne wizje… Dom, co to?
- Spokojnie, Mała, to duża dawka witaminy C, to ta witaminka, która jest w cytrynce – wyszczerzył się Matt.
- Nie bujasz? A jak mnie otrujesz?
- Ja Ciebie? Ciebie w życiu! Prędzej siebie! – uśmiechnął się czarująco Blondyn.
- Synu mój! – wykrzyczała wesoło Liz – Widzisz Tom, jednak komuś ta nasza złośnica się podoba!
- Noo w sumie…
- Nie gadam z Wami! – warknęła Szatynka i bez słowa wyszła do ogrodu. Oddychając rześkim powietrzem, usiadła na ławce. Po chwili pokręciła głową i spojrzała w szeroko otwarte niebiesko-szare oczy. Dziwnym trafem, wiedziała, ze to właśnie Blondyn, nie rudzielec będzie siedział obok. Jednak z każdą chwilą przekonywała się coraz bardziej do niego – nie mam focha, jeśli o to chcesz spytać – rzekła w końcu, zmuszając się do odwrócenia wzroku.
- Wiem.
- Co tu robicie? Myślałam, ze będziecie sprzątać miasto.. czy coś.. taka impreza jak wasza nie zdarza się co dzień – mrugnęła wesoło.
- Wprosiliśmy się.. mamy jeszcze chwilę przed wydaniem nowej płyty, możemy jeszcze sobie pozwolić na to
- Potem wyruszycie w świat, prawda?
- Prawda
- To musi być życie – rozmarzyła się Czarnooka – te wszystkie show, ludzie, ta energia – uśmiechnęła się do swoich myśli – Dom? A myślisz, ze mógłbyś załatwić mi i Rudemu i jeszcze jednej osobie po bilecie?
- My was możemy w trasę wziąć! – zaoferował poważnie, wpatrując się w dziewczynę płonącym wzrokiem – Pytanie tylko.. Czy chciałabyś…
- Dlaczego?
- Bo mamy kilka miejsc wolnych i..
- Nie, nie.. Dlaczego mnie to proponujesz? – ton głosu dziewczyny zmusił blondyna do zakończenia żartu
- Musze to mówić? – Maggie kiwnęła głową – bo mnie zaczarowałaś, jak nikt jeszcze nigdy. A skoro mam się bardzo mocno starać, to chciałbym, żebyś przynajmniej była blisko.
Zaskoczona Szatynka zmrużyła oczy i zarumieniła się lekko.
- Zgoda – uśmiechnęła się, sprawiając jednocześnie największą radość perkusiście.


piątek, 24 sierpnia 2012

VI


Szatynka, już w swoim pokoju, przeleżała, a raczej przepłakała kilka godzin. Zamknęła drzwi na klucz, licząc na spokój, którego oczywiście nie zaznała. W godzinnych odstępach czasu, co rusz ktoś dobijał się do jej pokoju.
- Maggie, ja Cię błagam. Otwórz. Mnie nie otworzysz? – jęczał pod drzwiami dziewczyny Nick – Rozumiem, że jesteś zła, smutna, czy cokolwiek, ale przynajmniej się odezwij, żebym miał pewność, ze nic sobie nie zrobiłaś! – kończył zazwyczaj krzykiem. W odpowiedzi na to słyszał kilka dosyć ostrych słów na swój temat, lecz nie zważając na nie wciąż próbował dostać się do pokoju przyjaciółki. Bardzo pomocny w tych próbach był Dominic, który, mimo, ze bez słowa, jęku, czy krzyku trwał pod drzwiami Szatynki długie godziny – Dom, jutro macie ten Wasz dzień, leć Ty się wyspać, czy wyimprezować, co? – rzekł już wieczorem rudowłosy Brytyjczyk.
- Jutro się wyimprezuje, już chłopaki o to zadbają! – uśmiechnął się lekko blondyn – ale ten problem jest ważniejszy – dodał poważnie.
Czarnooka przebudziła się z dość nieprzyjemnego snu. Wokół było ciemno, a spod drzwi nie dochodziły żadne odgłosy. „poszli sobie?” – myślała. Zdezorientowana ciszą, spojrzała na zegarek, otwierając szerzej oczy. Była północ. Siadając na brzegu łóżka i zapalając światło w pokoju, Maggie próbowała poukładać chaotyczne myśli. „dlaczego? Po tylu latach, które przecież nie były złe.. Dlaczego teraz zachciało im się rzucać to wszystko w cholere?” – myślała, chodząc niespokojnie od drzwi do okna. Troski, jakie przyniosła nagła wiadomość o rozwodzie, kompletnie wytrąciła z równowagi Brytyjkę. Wychowana w domu, gdzie królowały miłość, wsparcie i zaufanie i gdzie nie było miejsca na kłótnie czy zdrady, nie mogła pojąć decyzji swoich rodziców. „Powietrze… musze wyjść…” – postanowiła, otwierając drzwi, po czym cichutko pisnęła, widząc, jak dosyć chuda postać najpierw wlatuje do jej pokoju, po czym z jękiem się budzi.
- D-Dom? – spytała, podchodząc do mężczyzny i pomagając mu wstać – Co Ty tu robisz? Stałeś się fanem niewygodnych, sennych pozycji? – dodała.
- No przecieeeeż…. – ziewnął Anglik, pocierając oczy – Nick jeczał i wrzeszczał na Ciebie, aż w końcu wkurwiony totalnie poszedł do siebie, a że ja nie miałem planów na wieczór – uśmiechnął się lekko – i nawet fajnie się spało!
- Kurcze.. Nie wiedziałam… sama też odleciałam… Wybacz, ze Cię w to wciągnęłam.. – szepnęła, nie patrząc na blondyna, który tylko lekko się zaśmiał
- Bez stresu, królewno! No co! – zdziwił się widząc minę Szatynki – Nick tak mówi!
- Nieważne. Idę na spacer, chodź, odprowadze Cię kawałek, trzeba Ci snu przed Waszym dniem – mrugnęła do Howarda, po czym obydwoje udali się w stronę miasteczka. Opustoszałe ulice, latarnie, dające słabe światło na otoczenie, lekki powiew morskiej bryzy dawały nieco nierealną, fantastyczną wręcz atmosferę. Brytyjczycy bez słowa przemierzali kolejne aleje miasta. W końcu, po dłuższym czasie odezwała się Szatynka.
-Wiem, ze moja reakcja mogła Cię zaskoczyć, ale postaw się na moim miejscu – sapnęła, odwracając się w stronę blondyna, który uśmiechnął się smutno
- Co prawda nie wiem co czujesz, ale jestem w stanie sobie to wyobrazić. Dla mnie i dla Ciebie rodzina to rzecz święta. Więc spokojnie. Jedź do nich. Po prostu. Porozmawiaj. W końcu studiujesz psychologie..
- Skąd wiesz?
- To był bardzo długi wieczór, a Twój przyjaciel w nagłym przypływie wściekłości na Ciebie sprzedał mi kilka ciekawych kawałków – mrugnął wesoło do Czarnookiej, żałując, ze nie może dostrzec rumieńca, który zapewne wykwitł na jej twarzy.
- Ja sobie z nim jutro porozmawiam – pokręciła głową z niedowierzaniem – A wracając.. To, ze tam pojade, to jest postanowione, ale termin… Nick za wszelką cene chciał, żebym została na czas waszego panowania w mieście..
- A nawet mowy nie ma. Osobiście Cię zapakuje z rana w pociąg – zaoferował Dom – A w razie czego, sam natłukę temu piegusowi do głowy o pewych priorytetach. To co, jak się czujesz?
- Niemrawo dość… Zagubiona… Nie wiem co myśleć.. I chyba mi zimno – dodała, pocierając ręce. To fakt, wychodząc z hotelu, nie zawracała sobie głowy pogodą, ani swoim ubiorem, na który składała się lekka bluzka bez rękawów.
- Przynajmniej na to ostatnie jakoś poradzę – zaśmiał się blondyn, zdejmując swoją kurtkę i zarzucając ją na drobne ramiona Czarnookiej – no no.. a myślałem, ze moje ciuchy są w damskim rozmiarze – rzekł z udawaną powagą – a Ty się zaraz utopisz!
- Bo Taki wyrośnięty jesteś! – zaśmiała się lekko Maggie, poprawiając skórzaną kurtkę – kto to widział! Jak dla mnie wszyscy powinni być tacy jak ja. Mali! – dodała, szczerząc się do blondyna, który za wszelką cene próbował się ie roześmiać.
- tacy mali? No co ty! To by była nuda, a w tym przypadku, ja mogę zrobić tak – podniósł rękę do góry – a Ty chociażbyś kichała ze złości, to nie doskoczysz i nie złapiesz mnie za palec wskazujący – zakończył już ze smiechem, patrząc na zszokowaną twarz dziewczyny, która momentalnie zmieniła się.
- Może i nie, ale mogę zrobić tak! – rzekła i z szybkością światła wskoczyła na plecy mężczyźnie, osiagając wcześniej wytyczony cel: dotknęła jego palca wskazującego. Kiedy zeszła z pleców Howarda, skuliła się w pół ze śmiechu, wpatrując się w blondyna, który wręcz kucnął, by opanować nagły atak wesołości.
- Na to bym nie wpadł – rzekł po kilku minutach, ocierając oczy z łez
- Widzisz! Jestem genialna!  - rzekła triumfalnie Szatynka, podnosząc z ziemi perkusistę i zmierzając w tylko sobie znanym kierunku. Kilka minut póżniej usłyszeli szum, spokojnego morza. – Lubię tu przychodzić – rzekła w końcu, szurając stopami po zimnym piasku – ten szum mnie uspokaja.
- Mnie też pomagał. – odparł niepewnie – cztery lata temu zmarł mój ojciec – rzekł, po czym poczuł, jak drobna dłoń chwyta i zaciska lekko palce na jego dłoni, w wyrazie współczucia, jednocześnie dodając nieco otuchy Domowi – Graliśmy na Glastonbury Festival…  Jezu.. to było coś… nasz najlepszy koncert.. Naprawdę! Ta energia.. Atmosfera i ludzie.. Coś magicznego! Rano tego samego dnia, zadzwonił do mnie ojciec i powiedział, ze będą z mamą! Nie masz pojęcia, jak się ucieszyłem! Bilet na nasz każdy występ załatwiałem im prawie od razu, wiec byli w razie czego przygotowani. Jednak nigdy nie było tak jak wtedy.. ze obydwoje.. Jeszcze przed wyjściem na scenę zamieniłem z nim kilka słów,– spojrzał w stronę Maggie, która wpatrywała się z uwagą w twarz Howarda – Powiedział „Ile ja dziś widziałem młodych ludzi z koszulką z waszym logo! To Fantastyczne. Daj z siebie wszystko synu!”, a potem przytulił i powiedział, ze jest dumny. A ja, jakbym dostał skrzydeł, jakby zamontowali mi dodatkową baterię, czy cos… Dałem z siebie jakieś 200%.. Bo wiedziałem, ze tata tam jest, i że się cieszy. Bo on był przeciwny Muse.. Od samego początku.. Po występie, niesamowicie zmęczony, próbowałem go odszukać, nawet mi się udało, uśmiechnął się tylko, a ja musiałem wracać do mojej perkusji.. Godzinę później mama zadzwoniła.. – nie dokończył. Zatrzymała go Maggie, która po raz któryś wtuliła się w Anglika, czekając, aż ten się uspokoi. Chwilę później, poczuła, jak Blondyn wypuszcza powietrze.
- Lepiej? – spytała, próbując przebić ciemność i dostrzec wyraz twarzy swojego rozmówcy.
- Możesz mnie tak częściej pocieszać – rzekł Howard, siląc się na lekki ton – wybacz.. Sam nie wiem czemu tak nagle miałem tą nieprzyjemną retrospekcje..
- To albo to miejsce, albo mój przyszły fach tak działa na ludzi.
- Z całą pewnością. – przytaknął, obejmując dziewczynę – Chodź, odprowadzę Cię, a potem marsz spać i z rana zgarniam Cię na stację.
Para wróciła do hotelu kilka minut po trzeciej. Szatynka bez słowa zdjęła kurtkę Anglika i oddała mu ją. Nie odwracając się, ruszyła w stronę wejścia. Pakowanie, i uprzątnięcie kilkunastu paczek chusteczek, jakie tego wieczoru zużyła zajęło Szatynce niecała godzinę. Ledwo żywa, wyszła spod prysznica i rzuciła się na łóżko, momentalnie zasypiając.
Obudziła ja muzyka… Przetarła zaspane oczy i uniosła nieco głowę.. Poznała ten kawałek. Zresztą każdy, kto jest mieszkańcem hrabstwa Devon i zna rządzące się tutaj zwyczaje, wie, ze jeden dzień w roku, przypadający zazwyczaj w lipcu jest w całości przeznaczony pewnemu zespołowi, którego utwór „Starlight” leciało z ogromnych głośników wystawionych gdzie popadnie na mieście. Maggie zaśmiała się lekko, nie do końca wierząc temu co słyszy. Pół godziny później, już ubrana i odświeżona, z cieżką torbą opuściła swój pokój, wpadając na Nicka.
- ja wiem, wiem, obiecałam tu zostać z Tobą ale.. – zaczęła, jednak chłopak jedynie machnął niedbale ręką, uśmiechając się szeroko – nieważne. W razie co, to w przyszłym roku Cię tu przywlokę – mrugnął wesoło – ale póki co sa inne priorytety, wiem. Chodź, pomogę Ci – zaoferował się, podnosząc cieżką torbę przyjaciółki. Zmierzając w stronę stacji, podziwiając plakaty Muse, oraz ludzi, którzy byli dziwacznie poubierani na cześć zespołu, natknęli się w końcu na trzech bohaterów dnia. Co dziwne.. Nie otaczał ich wianuszek piszczących dziewcząt, a każdy z nich uzbrojony był w szeroki uśmiech i kilka opakowań mazaków.
- O! Chłopaki! – ucieszył się piegus, witając się z Chrisem, Domem i Mattem – a Wy c tu?
- No mieliśmy, zdaje się, odprowadzić kogoś na pociąg? – uśmiechnął się Dom
- Mowa była tylko o Tobie – przypomniała Maggie
- Ale Matt tak ładnie prosił, a Chris chciał Ci dać pomarańczowe frissbe, żeby Ci było weselej, wiec ich wziąłem – wzruszył ramionami mężczyzna tuląc Szatynkę na powitanie i jednocześnie czując jak dziewczyna cała sztywnieje. Odsunął się zdziwiony, próbując wyczytać z twarzy dziewczyny co jest nie tak. Maggie, jednak odsunęła się tylko i posłała blondynowi spojrzenie typu „tulenie było wczoraj. Dziś mamy nowy dzień” Muzycy nie tylko odprowadzili przyjaciół na dworzec. Zadbali również, by Maggie jechała w zupełnym komforcie, fundując jej bilet pierwszej klasy.
- A wiesz co tam mają? – krzyknął podekscytowany Nick, niemalże podskakując w miejscu – orzeszki w piwie!!
- O Boże… przywiozę Ci od rodziców.. – jęknęła Brytyjka, żegnając się z przyjacielem.
- Jakby co dzwoń, przyjadę – szepnął jej na ucho piegus już poważnym tonem. Czarnooka kiwnęła głowa i przytuliła mocno Chrisa.. Odniosła wrażenie, że poczuła od niego woń alkoholu, jednak zdała sobie sprawę, ze nie jest to jej problem i zbagatelizowała sprawę, praktycznie rzucając się w otwarte ramiona Matta, który zaniósł się wysokim, jednak szczerym śmiechem.
- Masz pilnować Nicka!
- Czemu nie Dom?
- Bo Dom sam będzie szalał!
- Ostrożnie.. Nie uprzedzono Cię, ze ja wszędzie wietrzę podstęp? – spytał, zabawnie marszcząc czoło.
- Zaryzykuję – zaśmiała się Maggie i podeszła do nieco zakłopotanego blondyna. Zarzuciła mu ręce na szyję, po czym wspięła się na palce szepnęła mu tylko – Nick Cię nie uprzedzał, że ze mną nie będzie łatwo?
Mina Howarda wyrażała szok, rozbawienie, ale i wielką ulgę..
- Coś mówił. Trzymaj się i dzwoń, jak coś się będzie działo. I żebyś nie mówiła, ze nie masz czym. Proszę – podał dziewczynie pudełko z nowiutkim, małym, nowoczesnym telefonem – masz tam zapisane niezbędne numery, wiec jakby co.. – urwał dając Szatynce soczystego buziaka w policzek. Maggie zajęła swoje miejsce w pociągu, pomachała po raz ostatni przyjaciołom i wyjęła nową zabawkę – prezent, zapoznając się z instrukcją obsługi. Kilka godzin podróży minęło w zastraszającym tempie, i już w samo południe, Brytyjka wysiadła na stacji kolejowej w Oxfordzie….




niedziela, 19 sierpnia 2012

V


Nick tej nocy miał.. dziwne sny… najpierw błądził po łąkach pełnych truskawek, by skończyć w piwnicy pełnej dziwnej… mazi. Obudził się na podłodze zwinięty w kłębek, zmarznięty i głodny. Nie pamiętał co się stało, gdzie jest, i dlaczego Maggie nie zabrała go powrotem do hoteliku. Z kilkoma westchnięciami usiadł i wtedy to poczuł. Ból głowy tak wielki, jak jeszcze nigdy… Zamknął oczy, by unieruchomić pokój, który w tym momencie wirował. Nie spodziewał się, ze ta prosta czynność wywoła olbrzymią falę mdłości.. Zwalczył ją, wiedząc, ze to dopiero początek kiepskiego dnia…
            Szatynka wstała kilkanaście minut przed budzikiem. Z szerokim uśmiechem na ustach, już ubrana i umalowana wyszła z hotelu i zmierzała w kierunku domu Dominica, przygotowując w myślach najbardziej złośliwe uwagi, jakie zapewne skieruje do swojego rudowłosego przyjaciela. Kilkanaście minut szybkiego spaceru i nareszcie Maggie ujrzała przed sobą dosyć spory, jasny dom muzyka. Lekko drżącymi dłońmi nacisnęła dzwonek do drzwi. „W zasadzie dlaczego ja się denerwuje” – myślała, rozglądając się dookoła.
- Przyszłaś po zgubę? – usłyszała Dominica, którego widok.. nieco rozmiękczył kolana Brytyjki.
- A co, zguba się obudziła już? – spytała, otrząsając się z lekkiego szoku i na powrót panując nad sobą  - mogę? Czy mam go odebrać na progu?
- No przecież, że bez kawy Cię nie wypuszczę – zaśmiał się blondyn, otwierając szerzej drzwi. Pierwsze, co uderzyło Czarnooką, był nieprzyjemny odór i dziwne odgłosy dochodzące z łazienki. Zdziwiona spojrzała w oczy Doma, który tylko wzruszył ramionami – zdarza się – stwierdził po prostu i odszedł, zostawiając zawstydzoną dziewczynę przy drzwiach łazienki.
- Oj.. będziesz Ty pokutować za to, ze tak się muszę za Ciebie wstydzić – warknęła cicho wpatrując się uparcie w drzwi pomieszczenia.
- Nie stój tak! To jeszcze trochę potrwa. Zaletą wina mojej mamy jest to,z e łatwo wchodzi, ale strasznie ciężko się go pozbyć, nawet w TEN – wskazał na łazienkę – sposób.
- Powiedziałabym, że to wada, a nie zaleta.
- Zaleta, bo masz nauczkę na przyszłość. Ja przez to przechodziłem, Chris, Matt, a teraz, twój Nick – uśmiechnął się, spoglądając przelotnie na Maggie, zapewne oczekując jakiejś reakcji, która nie nastąpiła. Szatynka zamyśliła się, wpatrując w kamienny blat w kuchni. Po chwili poczuła obok, męskie perfumy. Wiedziała też, że para szaro-zielonych tęczówek próbuje odgadnąć jej myśli. Machnęła niedbale dłonią, odganiając niepotrzebne myśli, a następnie ujrzała prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy: Nick – biały na twarzy, lekko skulony, oddychający ciężko błagalnym wzrokiem wpatrywał się w stojąca nieopodal butelkę wody. Mimo tego, ze Maggie w normalnych okolicznościach, na ten widok wybuchłaby głośnym śmiechem, tak teraz zdobyła się ledwo na lekki uśmiech.
- Czy możesz? – jęknął rudowłosy, wyciągając dłoń w stronę butelki. Maggie potrząsnęła z szerokim uśmiechem głową i złapała Dominica, który właśnie szedł pomóc umordowanemu chłopakowi.
- Znasz zasady Nick. Sam je ustalałeś. Więc teraz się ich trzymaj – Maggie uniosła nieco brwi, dając przyjacielowi znak, ze wszelkie dalsze prośby i tak nie zostaną pozytywnie rozpatrzone. Chłopak z jęknięciem, blednąc jeszcze bardziej, już z w wodą, ruszył w stronę stolika.
- Jakie zasady – szepnął Dom, marszcząc czoło.
- Może kiedyś je poznasz. Generalnie nie rozczulamy się nad sobą, kiedy druga strona jest na kacu -ma co chciała. W życiu Nick nie podał mi szklanki, kiedy ledwo chodziłam po imprezie, ja jemu też nie.
- Fajneeee! Powiem Mattowi… Albo nie.. Jakbyśmy mu nie pomagali, to już dawno by nas wyrzucił…
            Maggie zaśmiała się lekko i z bezczelnym wyrazem twarzy usiadła naprzeciwko piegusa. Mimo tego, że była zła na Nicka, nie mogła nie poczuć współczucia do swojego najlepszego przyjaciela. Odczekała kilka minut, w których Brytyjczyk ledwo zauważalnie doszedł do siebie i przystąpiła do ataku.
- Niiick – spytała, polerując swoje paznokcie – może trochę wina truskawkowego? Widziałam, ze zostawiłeś trochę na spodzie. Napijesz się?
- Proszę Cię… Teraz musisz pokazywać swoją mroczną stronę? – mruknął nieprzytomnie rudzielec. Czarnooka wyszczerzyła się tylko – no tak.. zasłużyłem sobie. Dominic – zwrócił się do blondyna – żebyś się nie wiązał z tą oto siedzącą tu kobietą. To żywe wcielenie zła! Nie gadaj z nią, nie zaprzyjaźniaj, a już na pewno… nie zakochuj się w niej..
- uhuhu! Cóż za komplementy słyszę od rana – zaśmiała się nieprzyjemnie dziewczyna – A teraz raz, raz. Wracamy do hotelu – nakazała wstając.
- Nie dam rady..
- Czekam przy drzwiach. Pozegnaj się ładnie. Dominic… Dziękuję za wszystko i za wszystko Cię przepraszam. W sensie za niego. Nie sądzę, żebyśmy się już spotkali…
- Dlaczego? – przerwał jej mężczyzna
- Bo z rana stąd wyjeżdżamy.
- NIE! – krzyknęli jednocześnie mężczyźni
- Skoro CI się poprawiło.. DO DOMU! – krzyknęła przyprawiając Nicka o kolejną falę bólu głowy. Z nieszczęsną miną wyszedł bez słowa z domu muzyka.
- Nie odpuścisz mu…
- Nigdy.
- Proszę Cię, chociaż nie jedź, zostań jeszcze – poprosił blondyn, biorąc dziewczynę za obie dłonie i podchodząc nieco bliżej – proszę.
- Wszelkie gesty są zbędne – Szatynka wyrwała dłonie – zobaczymy co będzie. Ale Ty już się do mnie tak blisko nie przysuwaj. Nigdy.
- Ale przecież... ten buziak wczoraj… Kiedy Cię odprowadziłem – zaczał koślawo Anglik, nie rozumiejąc co się dokładnie teraz dzieje. Maggie nagle olśniło. Spojrzała zaskoczona, na Doma, jednocześnie odsuwając się jeszcze bardziej.
- To, że masz bujną wyobraźnię, to już Twoja rzecz. To nie było NIC, rozumiesz? Zresztą słyszałeś wskazówki Nicka, przed momentem.. Radzę się zastosować – warknęła i z wielkimi wypiekami na twarzy wyszła z domu muzyka trzaskając głośno drzwiami. Dogoniła Nicka po jakiejś minucie i bez słowa wzięła rudowłosego pod rękę. Nie miała ochoty z niczego się tłumaczyć, tym bardziej z sytuacji, która tak naprawdę nie miała miejsca. „Czy w dzisiejszych czasach nie można dac przyjaznego buziaka w podziękowaniu, BEZ PODTEKSTÓW??” – myślała z goryczą. W absolutnym milczeniu dotarli do hotelu, gdzie Szatynka pomogła jeszcze położyć się przyjacielowi do łóżka. Kiedy wychodziła, Nick nieśmiało zawołał ją do siebie.
- Wszystko ok.? Wydajesz się jakaś taka.. W każdym razie nigdy nie byłas dla mnie taka miła, kiedy miałem kaca – burknął, ledwie przytomny – nic nie mówisz, a nie do tego mnie przyzwyczaiłaś.
- Ludzie się zmieniają. Śpij. Miałeś ciężką noc – już miała wstawać, kiedy Brytyjczyk złapał ją za nadgarstek
- I to jest dziwne! Mów mi teraz co się dzieje – zażądał.
- Ale nic się nie dzieje! Twój ulubieniec cos sobie uroił po tym, kiedy podziękowałam mu buziakiem za to, ze Cię przenocował. Od tamtego czasu jakos tak się przysuwa podejrzanie blisko, za ręce mnie łapie, a sam wiesz, jak ja tego nie lubie… - jęknęła.
 - Ale wiesz, ze to facet jest, a nie jakaś… - urwał, dusząc śmiech – w każdym razie… Po takim buziaku normalny facet sądzi, ze pierwsze bariery ma za sobą i może zacząć zbliżać się… no wiesz..
- Niech spierdala.. – fuknęła Czarnooka – bariery. Pfff… pod warunkiem, ze się chce jakieś bariery łamać, a w moim przypadku… NIE! – wykrzyczała.
- Jesteś pewna? Bo jakoś za bardzo Ci się oczka świecą w jego obecności – zaśmiał się wrednie piegus – Nie musisz mnie zabijać wzrokiem, widze że coś się dzieje.
- Nic się nie dzieje. A idź się leczyć z tego kaca! – warknęła i wyszła z pokoju przyjaciela. Będąc już u siebie, właczyła komputer i zamyśliła się.. „W sumie dlaczego nie? Nie odzywałam się dosyć długo.. Może czas to zmienić…” – pomyślała i załogowała się na swojej poczcie, po czym napisała do swojej przyjaciółki.

Cześć Słoneczko!
Wiem, wiem! Nie odzywałam się, bije pokłony! Ale ostatnie egzaminy, załatwienie sobie dobrych praktyk.. zresztą sama wiesz:)
Oprócz tego, że całuję Ci stopy w ramach przeprosin, chce, żebyś poznała się z obecną sytuacją. Jesteśmy z Nickiem w Devon. Konkretnie w Teignmouth. Ładne, spokojne miasteczko.. Było.. Bo potem przez dosyć bolesny przypadek poznałam ulubioną kapele mojego piegowatego przyjaciela. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Dominic, Matt i Chris są naprawdę dobrymi muzykami, maja swój styl, ale jeśli dochodzi do spotkań na osobności już nie jest tak różowo… Głównie chodzi mi o Dominica.. Jakoś tak.. pozwala sobie zbyt wiele w stosunku do mojej osoby. Owszem, dostał buziaka, kiedy poświęcił swój dywan dla Nicka, który zalał się w trupa, ale przecież ja nie miałam niczego więcej na myśli! A tu się jakieś podteksty pojawiają, maślane oczy i chwytania za ręce! On mi się nawet nie podoba! No.. dobra. Może ciut. Ale odrobinę, wiesz że mam słabość do blondynów;) Wygooglaj sobie go: Dominic Howard się nazywa i weź mi powiedz co robic??
Buziaki.
Maggie

Szatynka wyłączyła laptopa i zamknęła oczy. Do tej pory nie spotkała się z taka sytuacją. Nie znała nikogo, kto budziłby tyle sensacji, co Dominic. Owszem, jest miły, i wydaje się ciekawą osobowością, ale to w końcu osoba publiczna! Kilka minut później uśmiechnęła się szeroko, widząc wiadomość zwrotną z Polski.

Aloha!
No… to w Twoim życiu jak zwykle dużo i intensywnie
się dzieje, nie to co u mnie. Pierwszy rok studiów jest wybiiiitnie nudny. No,
ale co ja Ci będę mówić, sama wiesz jak jest 
Wrzuciłam wujkowi Googlowi zapytanie o tego
Dominica i powiem Ci, że on taki bardzo w Twoim typie jest. (nie bij!) Wygląda
na sympatycznego, no i muzyk – dobrze wiem, jaką zawsze miałaś do nich słabość!
Dałaś mu tego buziaka to sobie pomyślał, że może coś więcej. Studiujesz
psychologię Kochana, przecież wiesz, że facetowi wystarczy dać jakikolwiek
sygnał do działania, a on będzie działał. Ale czy warto go tak z góry odtrącać?
Nie strofuj i nie warcz na biedaka, tylko poznaj go lepiej. Może zostańcie tam
z Nickiem jeszcze na kilka dni? Na pewno się ucieszy, że pobędzie z idolami (sooooo FANBOOOOOY!) 

Czekam na wiadomości z frontu!
XOXO
A.

Dziewczyna z totalnym mętlikiem w głowie przebrała się w swoje ulubione dresy, i mimo, ze dochodziło południe, wybrała się na plaże pobiegać.
Wysiłek fizyczny był najlepszym lekarstwem na wszystkie troski. Tak więc, po pół godzinie, Brytyjka zmęczona, mokra, ale nieco spokojniejsza usiadła na piasku, wpatrując się w spokojne fale. Z zamyślenia wyrwał ja dźwięk wiadomości od..
- Matt? – zdziwiła się szatynka – ale skad…
- Aaaaa Nick mi dał – usłyszała za sobą i o mało, co nie dostała zawału widząc uśmiechniętego szatyna, przysiadającego się.
- A kiedy Ci niby dał ten numer? Coś mi tu się nie pasuje… - zmarszczyła brwi
- No dobra. Byłem teraz u Was, Nick.. swoją drogą jest w tragicznym stanie. Nie wiedziałem, ze Dom ma tak mocne picia u siebie.. gdybym wiedział, już dawno bym się z nimi zaprzyjaźnił, no w każdym razie – westchnął – Twój Nick mi dał numer, tyle – wzruszył ramionami mężczyzna.
- Doskonale wiesz, ze to nie jest MÓJ Nick. Powiedz Dominicowi, ze nie jestem zła – Maggie pokręciła głową z lekkim uśmiechem.
- DOOM! SŁYSZAŁEŚ?? NIE JEST ZŁA!! – krzyknął Bellami, a szatynka w tym czasie zaczęła turlać się ze śmiechu – no co.. kazałaś! W każdym razie, załatwiajcie swoje sprawy następnym razem sami, co? – mrugnął wesoło, po czym zostawił na wpół leżącą dziewczynę, a jego miejsce zajął sam zainteresowany.
- Nie chce wiedzieć co tu robisz, nie?
- Zła byłaś – prawie szepnął mężczyzna a Maggie po raz pierwszy miała okazję zobaczyć, jak Howard robi minę szczeniaka – jus nie jestes? – spytał słodkim głosem, doprowadzając dziewczynę do kolejnego ataku śmiechu.
- Prooosze Cie, skończ – jęknęła, trzymając się za brzuch – No nie jestem, nie jestem. Po prostu… - urwała, nie wiedząc co dalej powiedzieć. Z pomocą przyszedł jej blondyn, który kiwnął tylko głową i uśmiechnął się szeroko.
- Rada na przyszłość dla mnie: Nie robić nic, bez Twojej zgody – wyszczerzył się – A mogę Cię przytulić chociaż?
- Jeśli nie brzydzisz się przemoczona koszulką od potu, to proszę Cię bardzo – zaśmiała się, na co Anglik opuścił ręce i z przerażeniem odsunął, po czym oboje wybuchli głośnym śmiechem. Te kilka godzin, jakie spędzili razem na plaży było Maggie potrzebne. Zgodnie z zaleceniami Agaty, Czarnooka pozwoliła na odrobinę szczerości, lekkich zaczepek. Streszczenie swojej biografii zajęło Dominicowi niecałą godzinę, po której Brytyjka była pod wrażeniem pasji, zamiłowania do perkusji i gitary, jaka przejawiał Dom.
- Te wszystkie wyjazdy, spotkania… łał! – zachwalała – Co ja bym dała, żeby mieć takie życie! A pokażesz mi kilka chwytów na gitarę? Nick coś tam mnie kiedyś próbował nauczyć, ale z marnym skutkiem, kiepski ze mnie uczeń… - uśmiechnęła się, spoglądając przelotnie na mężczyznę – to jak?
- Ja to Ci dam zabębnić na moim cudzie, ale tylko dwa razy, dosłownie. I tyle. – zagroził dziewczynie
- Ale ja się nie chce narażać!
- To do chwytów gitarowych, to z Mattem gadaj, albo inaczej. Ja pogadam i wtedy Cie na pewno nauczy – uśmiechnąl się Blondyn.
            Powrót do hotelu zajął parze kolejne cenne minuty. Śmiechom nie było końca. Dominic po drodze kilka razy spotkał się z fanami, którym cierpliwie podpisał wybrane części garderoby (i ciała), pozował do zdjęć, a do ostatniego wciągnął nawet Maggie. Będąc już pod hotelem Szatynki nastała niezręczna cisza. I tym razem Czarnooka bez słowa podeszła do mężczyzny, ale tym razem wtuliła się w niego mocno. Bała się spojrzeć w te wielkie, ciemne oczy w obawie przed swoja reakcją, ale dłoń Anglika sama poderwała głowę dziewczyny do góry. Przez kilka sekund wpatrywali się w siebie, bojąc się zepsuć magiczną otoczkę, która pojawiła się nie wiadomo skąd. W końcu Howard w iście gentelmeńskiem stylu, na pożegnanie ucałował dłoń zaskoczonej Brytyjki.
- Maggie, do cholery!  - usłyszeli zdenerwowany głos Nicka – Twoja mama suszy mi głowę, ze Cię nie pilnuje! Co z Twoim telefonem!
Dziewczyna przeszukała wszystkie kieszenie i z przerażeniem stwierdziła, ze jej ukochana cegiełka zniknęła bez śladu.
- Musiała mi wypaśc z kieszeni na plaży – jęknęła ze zbolałą miną.
- Dać dziecku telefon – warknął rudowłosy – masz – podał dziewczynie swój – Mama Liz napisała Ci wiadomość i nie. Nie czytałem – zapewnił Brytyjczyk. Maggie marszcząc brwi odczytała wiadomość i zachwiała się. Z pomocą przyszedł nikt inny, jak blondyn, podtrzymując dziewczynę, która w przypływie.. czegoś, wtuliła się w niego i cichutko zapłakała. Mężczyźni zdążyli usłyszeć tylko zduszone:
- Moi rodzice się rozwodzą.

            

niedziela, 12 sierpnia 2012

IV


Kolejne dni Brytyjczycy spędzili na odpoczynku, w pełnym tego słowa znaczeniu. Wylegiwanie się (w zależności od pogody) w pokoju i na plaży, zwiedzanie i obchodzenie całego miasteczka, wieczorne wyjścia do klubów. Od czasu wypadku z frisbee nie spotkali już Chrisa, Dominica i Matta. Zauważyli jednak przygotowania do … święta? Koncertu? Tak to sobie tłumaczyli. W istocie. Obca osoba, widząc porozwieszane gdzie się da plakaty, naklejki, które były darmowym prezentem do każdej zakupionej gazety, czy płyty, wiele straganów z koszulkami i innymi częściami garderoby przygotowałaby się bardziej na wielkie wydarzenie muzyczne. Maggie i Nick byli na półmetku swojego pobytu w tym niesamowitym miejscu, dlatego też zbliżające się „coś” z udziałem poznanych wcześniej Gwiazd wydawało się niezłym podsumowaniem. No tak.. Wydawało…
- Maggie, patrz! – krzyknął Nick stojąc przy największym dotychczas stoisku z Muse’ową odzieżą – coś dla Ciebie! – pokazał Czarnookiej ogromny t-shirt z podobizną Dominicka, na co dziewczyna opuściła nieco głowę, bez chęci komentowania tego znaleziska – No co? – zagadał rudzielec podchodząc bliżej – przecież się gapiliście w siebie, jak nie wiem. On wypatrywał tylko okazji, by utonąć w twych czarnych jak jeziora oczętach – dodał teatralnym tonem.
- A od kiedy jeziora są czarne? – zagadnęła złośliwie
- Umiesz Ty zepsuć każdą moją mądrą sekwencje – obruszył się chłopak.
- Jak takową wygłosisz, to daj mi znać, zapisze. – rzekła spokojnie – O! tę wezmę – pokazała sprzedawcy czarną bluzę z kapturem – A tak w ogóle to kiedy ma być ten koncert? – spytała, szukając w tym czasie portfela – Wszystko jest tutaj tak udekorowane, jakby zbliżał się jakiś ich koncert.
- O nie, Panienko – zaśmiał się wąsaty meżczyzna – Raz w roku władze miasta na jeden dzień oddają władzę w ręce zespołu Muse. A ten dzień wypada dokładnie za 2 dni – dodał, prężąc się dumnie, po czym zmieszał się, widząc minę swojej klientki. Maggie stała z szeroko otwartymi oczyma i lekko otwartymi ustami. Dopiero Nick, a raczej jego mocne nadepnięcie na stopę przyjaciółki pomogły.
- Dziękuję za informacje – uśmiechnęła się sztucznie i nieco kuśtykając odeszła kawałek. – Jeśli chcesz mnie unieruchomić w tym mieście to się bardziej postaraj, bo ze zmiażdżoną stopą mogę wyjechać przed tą orgią, która się tu rozegra za te dwa dni – jeknęła, rozcierając stopę. Piegus tylko się roześmiał.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wyjedziesz przed tym wszystkim? No przecież to będzie największa impreza, jaką dotychczas widział świat! – wyszczerzył się do Czarnookiej – i nie. Nie zgadzam się.
- Nick!
- Nawet Twoje tupanie nóżką nie pomoże. Siostra, przecież wiesz, jak ich Wielbie! A ty chcesz mi odebrać jedyną okazję na poznanie tych wszystkich fantastycznych osób…
- Raczej fanek Matta – przerwała Maggie, wzdychając ciężko. Wiedziała, ze jest na z góry przegranej pozycji, nie osiągnie tego, czego chce. Nie tym razem. „Ale podroczyć się z tym patyczakiem mogę” – zaśmiała się w myślach.
- Może i fanek! Przynajmniej Ty się przymkniesz, żebym szukał sobie dziewczyny! – warknął wściekle – Ja zostaję i Ty też – dodał ostrzej.
- Ty się bawisz, ja siedzę w pokoju, dla mnie układ odpowiada – dziewczyna wzruszyła ramionami próbując odejść.
- Jeśli faktycznie zostaniesz w pokoju, zawołam te niewinnie wyglądające szesnastolatki i powiem, ze masz numer do Matta i Dominicka – szepnął złowieszczo, mrużąc oczy i uśmiechając się złośliwie – a wtedy przestaną być takie niewinne…
- Nie zrobisz tego…
- Ej dziewczyny! – zawołał do owej grupki – chcecie numer do Howarda? – wyszczerzył się do szatynki
- Dobra! Zgoda! Pójde z Tobą na miasto! Jezu, jak ja Cię nienawidzę! – warknęła Brytyjka, po czym morderczym wzrokiem wpatrywała się w roześmianą twarz rudzielca.
- Jak chcecie jego numer, to go zdobądźcie! – roześmiał się, po czym pociągnął Maggie w stronę małego parku. Mocno trzymając Szatynkę zajęli jedną z pierwszych ławeczek. Wtedy odetchnął głęboko i pogładził przyjaciółkę po policzku – a wiesz, ze pięknie wyglądasz jak się złościsz? – spytał niewinnie – Dom się..
- Daj mi spokój z tym facetem! Od dwóch dni nie słyszę niczego, tylko: „Domowi się spodoba”, albo „Dom z miejsca padnie”, Stary, ile można! Dobry żart jest dobry, ale tylko raz! Myślałam, że nie musze CI tego tłumaczyć… a przez takie męczenie dupy, nabieram coraz większej niechęci do tego całego Muse.. - zawiesiła nieco głos, wpatrując się w swoje nogi.
- Skarbie mój – Brytyjczyk odgarnął kosmyk włosów dziewczyny – A to źle, że chciałbym,   żebyś miała kogoś oprócz mnie, kto Cię w końcu zrozumie? Ja wiem, ze to nie lada wyzwanie jest, ale mam nadzieję, ze Ci się uda znaleźć takiego samego walniętego i popieprzonego ludzia jak Ty sama – uśmiechnął się szczerze. Może i nie było to powiedziane wprost, ale Maggie wiedziała, że są to jedne z milszych słów, jakich może się spodziewać po najlepszym przyjacielu. Zaśmiała się głośno i kiwnęła głową – no! To teraz chodź pod jakieś drogie hotele, albo inne wille, może ich znajdziemy! – mrugnął wesoło.
- Za dwa dni ich zobaczysz, wytrzymaj – Czarnooka zmarszczyła brwi.
- Ja tak, ale znając życie, Ty mi uciekniesz…
- Boże mój! Przymknij się i chodź na plaże! I koniec z tematem Dominica!
- Czemu? – obydwoje podskoczyli, słysząc za sobą trzeci, męski głos. Faktycznie, Pan Howard z założonymi do tułu rękami, przechyloną głową, w białym dresie przysłuchiwał się tej ciekawej wymianie zdań.
- Chcę wiedzieć co usłyszałeś? – pytanie Nicka nieco zdziwiło szatynkę. Może dlatego,z e sama chciała o to zapytać.
- Chcieliście kogoś szukać i coś, ze jedno z was jest walnięte i popieprzone – wzruszył ramionami, z miną niewiniątka
- W takim razie jest ok.
- To czemu kończycie temat Dominica? To doprawdy piękne imie jest! Wiem po sobie! – rzekł wpychając się miedzy Brytyjczyków – No patrzcie. Mądry, wesoły, zaradny, samodzielny, silny..
- Zwłaszcza w niesieniu zakupów.. fakt. – Maggie z uznaniem kiwnęła głową, zaciskając usta, by się nie roześmiać – A gdzie chłopaki? Znów napadają na ludzi przez frisbee? – spytała wesoło odsuwając się od mężczyzny.
- Nieee.. dziś zażywaja życia rodzinnego – odparł lekko, chociaż minę miał dosyć smutną.
- A Ty biedaku sam… Oj jak mi Cię szkoda – Czarnooka pokiwała głową po czym zachichotała – No dobra, jak już tu jesteś, to załóż ten kaptur i okulary i możesz z nami isć – zaśmiała się, zerkając na wyszczerzonego Nicka – ale jak Cię napadną fanki, których tu jest multum, to my Cię nie znamy – ostrzegła
- Mogę? Naprawdę?
- Ja bym na Twoim miejscu nie zadawał takich głupich pytań, bo usłyszysz coś, co Ci w pięty pójdzie – rzekł śmiertelnie poważnie rudowłosy, po czym cała trójka udała się na dosyć… ciekawy spacer. Dlaczego? Bo po jakiś 15 metrach, kilka dziewczyn zauważyło Dominica i z dzikim piskiem zaczęły biec w jego stronę. Mężczyzna najwyraźniej w panice, złapał Brytyjczyków za ręcę i pociągnął za sobą. Biegli… długo. Zbyt długo dla Maggie, która po kilkunastu minutach stanęła, łapiąc łapczywie powietrze.
- Ja… już… nie… dam.. rady – jęknęła kładąc się na ziemi – o! mamy i naszą plażę – szepnęła oddychając cieżko
- Zgubiliśmy ich chyba – sapnął Dom opierając dłonie o kolana i przyglądając się Brytyjce. Uśmiechnął się lekko, bo i takie odczucia w nim wzbudzała ta mała dziewczyna. „Wręcz dziewczynka” – myślał. Nie chodziło mu już nawet o to, ze początkowo nie wiedziała, kim jest on, albo reszta zespołu. Podobało mu się, że Maggie mówi to, co myśli. Nie podporządkowuje się nikomu. Zaczął nawet coraz częściej o niej myśleć.
- Gapisz się, wiesz? – usłyszał nad sobą szept Nicka – Jak dla mnie to nawet fajnie, że padło na Ciebie…
- Nic nie padło – odszepnął prostując się nagle – nic nie padło przecież. Nie wiem o czym mówisz…
- Niech Ci będzie – mrugnął uśmiechnięty piegus – ale pamiętaj, ze to twarda sztuka i nie leci na muzyków, ani ich kase. Dla Maggie liczy się człowiek. Musisz ją zaczarować. I raczej się wysil.– dodał wrednie.
- Mimo, ze wciąż twierdzę, ze nie wiem o czym mówisz, to dziękuję za użyteczną wskazówkę – kiwnął z uznaniem głową i zasmiał się głośno – A teraz chodźcie tam, gdzie nas nikt nie znajdzie. Do mojego domu! – Ostatnie słowa miały być zapowiedzią czegoś tajemniczego, i niesamowitego. W rezultacie para przyjaciół wybuchła głośnym śmiechem
- Wybacz, wybacz – uspokoiła się Szatynka – po prostu nie wyglądasz jak jakiś mityczny mag, czy inny wojownik, więc ton, którego użyłeś pasował jak pięść do nosa – dziewczyna podniosła się z ziemi i uśmiechnęła się szeroko do zszokowanego blondyna – no ale chodźmy, dasz nam pić.
             Popołudnie w wesołym towarzystwie blondyna, powoli zaczynało przekonywać Brytyjkę, że pozostanie na czas panowania zespołu w mieście to nie jest taki zły pomysł. Anglik praktycznie cały czas sypał żartami, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Cały jego dom również zachwycił przyjaciół. Duże przestrzenie, kolorowe ściany, wielkie, włochate dywany, ogromne okna i zapierający dech w piersiach widok na morze.
- Ależ ja Ci zazdroszcze tego widoku – szapnęła Maggie.
- Niezłe, co? – Nick pojawił się przy Czarnookiej tak cicho, ze ją przestraszył – a widziałaś sypialnie? To dopiero czad jest! W życiu takiego łóżka nie widziałem! – zachwalał z błyskiem w oczach.
- Nick… To niby nie moja sprawa. Ale co ty do cholery robiłeś w sypialni Dominica? – zmarszyła brwi i skrzywiła się teatralnie.
- Zwiedzałem – wzruszył ramionami rudzielec i odszedł, w stronę stolika, na którym gospodarz poustawiał różne trunki – widziałaś? Wino truskawkowe! – wykrzyczał, uśmiechając się zachłannie
- Lecz się.. – mruknęła tylko dziewczyna, wychodząc z salonu. Z zamiarem zwiedzenia piętra domu, weszła do pierwszego pomieszczenia. „pierwsze drzwi i od razu sypialnia” – przeszło jej przez myśl – „ale Nick nie przesadzał z tym łóżkiem”. W istocie. Przed nia stało największe łóżko, a może raczej łoże, jakie kiedykolwiek widziała. Nie oparła się pokusie, wskoczyła na nie i.. zaczęła się po nim turlać.
- Przynajmniej zdjęłaś buty – usłyszała nad sobą Doma, który z szerokim uśmiechem przyglądał się poczynaniom Czarnookiej, która w tym samym momencie źle oceniła sytuację i z głośnym jękiem spadła na podłogę. Blondyn w mgnieniu oka znalazł się przy dziewczynie.
- Nie, nie. sufit masz ładny, pooglądam go przez chwilę – rzekła chichocząc i próbując jednocześnie sprawić, by świat przestał wirować.
- No chodź, chodź – zaśmiał się Dom, po czym wziął dziewczynę na ręce i posadził na łóżku. Jakimś dziwnym trafem, jedną ręką wciąż ją obejmował.
- No już. Jest dobrze – zerwała się szybko z łóżka i z lekkim zakłopotaniem uśmiechnęła do Anglika – Chodź do Rudego, bo obawiam się, ze może wypić cały zapas alkoholu jaki masz w domu – dodała nerwowo.
            Maggie niewiele się myliła. Razem z Domem w salonie zastali skaczącego i wyginającego się w rytm muzyki Piegusa z pustą już butelką po winie. Trzecim.
- Na Boga! Nie było mnie ledwie chwile! – jęknęła podchodząc do przyjaciela i próbując odebrać mu trunek.
- No cooooooo… Się chciało mi się pić chciałoooo. – wybełkotał.
- Dom, co ty za procenty w domu trzymasz?!
- Najsilniejsze – rzekł skrusznym tonem – Wypił dwie butelki wina mojej mamy i jeszcze jedną , którą dostałem. Obawiam się, ze Nick stąd nie wyjdzie – pokręcił ze współczuciem głową oceniając zawartość swojego barku – a jak się już obudzi, to zazna takiego bólu głowy..
-… Który ja mu doprawię jeszcze! Jeśli sądził, ze kac to największe cierpienie, to niech lepiej się przygotuje na moje pomysły – warknęła, siłując się wciąż z Brytyjczykiem. Przy kolejnej próbie, chociaż usadzenia go na kanapie, chłopak zamachnął się i przypadkiem uderzył Maggie, która straciła równowagę i po raz drugi tego dnia upadła. Później wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie. Dominic odebrał butelkę Rudowłosemu, sadzając go na kanapie i już chciał pomóc wstać kobiecie, lecz zobaczył wyraz twarzy.. – Lepiej dla niego będzie, jeśli się w ogóle nie obudzi, a jeśli już.. Zrobię mu takie piekło, ze będzie na kolanach błagać o litość – warknęła czerwona na twarzy Szatynka – No nic… zmuszona jestem prosić Cię, żebyś go przenocował – zwróciła się w stronę Howarda.
- Nie ma problemu. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Zjesz ze mną kolację.
- Mogę ją nawet zrobić! – krzyknęła ze śmiechem Maggie – Kanapki mogą być, czy wolisz coś bardziej wyrafinowanego? – mrugnęła wesoło
- No.. ja.. – jąkał blondyn.. „No i koniec. Źle się wyraziłeś chłopie, to teraz cierp” – zbeształ się w myślach – to już ja coś zrobię – dodał i wolnym krokiem udał się do kuchni.
            Kolacja składająca się z kilku tostów, omletu i jogurtów, doprawiona wesołymi historiami Dominica i Maggie, sprawiło, ze para zaczęła nieco pewniej i lepiej czuć się we własnym towarzystwie, dlatego, kiedy gospodarz (nie robiąc tego specjalnie, z żadnym podtekstem) spojrzał na zegarek, dziewczyna automatycznie podniosła się z miejsca.
- A ty dokąd?
- Jest późno, pójdę już, sprawdzę jeszcze jak ten pijaczyna sie czuje – uśmiechnęła się lekko zmierzając w stronę salonu, po chwili poczuła jak duża ciepła dłoń ciągnie ją do siebie. Zaskoczona nie mogła zareagować i po chwili wpatrywała się w zielono-szare oczy muzyka, które były zaledwie centymetry od jej własnych. To była chyba kropla, która przelała czarę. Jednym szarpnięciem wyrwała się z objęć mężczyzny i stając w bezpiecznej odległości gniewnie wpatrywała się w jego zaskoczoną twarz – Co… Zdziwiony? Że jednak istnieją laski, które mogą Cię odtrącić? – warknęła – Co chciałeś osiągnąć?
- Ja…
- Zapamiętaj raz na dobre, ze ja nie jestem Wasza fanką i nigdy nią nie byłam, więc co za tym idzie.. Nie dam się zaciągnąć…
- Ściągnij wodze, buntowniczko. – przerwał blondyn, po nagłym olśnieniu. Wiedział jak to wyglądało i jak odebrała to Czarnooka – Nikt Cię nie chciał nigdzie zaciągać. – zapewnił – Po prostu chciałem zaoferować Ci, że Cię odwiozę!
- I dlatego przyciągnąłeś mnie.. – zironizowała
- A co ja poradzę, ze jesteś taka mała i leciutka. Mimo wszystko mam w sobie trochę siły i widocznie użyłem za dużo – zaśmiał się Dominic, czekając na reakcję dziewczyny. Gniew znikł z jej twarzy zupełnie, jednak nieufność pozostała w oczach, dlatego wolał już nie ryzykować kolejnego odepchnięcia „Z drugiej strony Nick miał rację. Łatwo nie będzie” – pomyślał.
            Sprawdzili, czy Brytyjczyk grzecznie śpi. Nick najwidoczniej spadł z dość szerokiej kanapy na miekki, fioletowy dywan, jednak wydawało się, ze ta pozycja mu nie przeszkadza.
- Czyli dobranoc. I.. przepraszam za tamto.
- Nie szkodzi, ja też przepraszam – Maggie nieco zmiękły kolana, na widok uśmiechu Anglika, który szybko polubiła.. Może nawet bardziej niż wypadało… Spacer do hoteliku Brytyjki odbył się w absolutnej ciszy. W końcu, po kilkunastu minutach spaceru, stanęli przy dziwacznym budynku z dachem przypominającym strzechę a Szatynka odwróciła się niepewnie w stronę Howarda.
- Będę jutro z rana u Ciebie. Dobranoc – Nie wiedziała co dalej powiedzieć, więc podeszła do swojego towarzysza i lekko cmoknęła go w policzek. Będąc już w pokoju, wzięła szybki prysznic i już w łóżku rozmyślała o całym, szalonym dniu. Nie brała jedynie jednej rzeczy pod uwagę. Tego pożegnalnego całusa, który według niej był podziękowaniem za pomoc w sprawie Nicka. Nie zdawała sobie sprawy, jak źle została zrozumiana…


czwartek, 9 sierpnia 2012

III



Brytyjczycy do hoteliku wrócili wieczorem. Z pełnymi torbami, kilkoma płytami bez słowa udali się do swoich pokoi. Czarnooka nie trudziła się nawet, by wziąć relaksujacą kąpiel. Po prostu rzuciła się w ubraniu na łóżko i po chwili zasnęła.
Kilkanaście godzin później, które Maggie wydawały się kilkunastoma minutami, ktoś zaczął w dosyć niegrzeczny sposób dobijać się do jaj drzwi. Z początku stwierdziła, ze to po prostu realistyczny sen, ale głos, dobiegający zza drzwi był zbyt dobrze znany.
-SIOSTRO! WSTAWAJ! MAM WIEŚCI! – krzyczał Nick, dobijając się. Ledwie przytomna Brytyjka jakimś cudem zwlokła się z łóżka i w puchatych, różowych kapciach poczłapała do drzwi. Przekręciła tylko klucz i wróciła do łóżka, łudząc się na jeszcze godzinkę snu, jednak sekundę później, materac po lewej stronie dziewczyny ugiął się. – Ty nie zgadniesz, kto jest tutaj! – zagadał.
- Ufoki zwróciły Nam Elvisa? – wymruczała wprost w poduszkę, osłaniając się przed światłem słonecznym – a może Twoja Scarlett zjechała do Devon?
- Udam, ze nie słyszałem tej złośliwości w tym mruknieciu.. Muse jest w Teignmouth!! – radosć w głosie przyjaciela i chęć ujrzenia jego uśmiechniętej twarzy były silniejsze od zmęczenia. Czarnooka odchyliła jedną powiekę. W istocie. Nick w tym momencie nie wyglądał jak 20-latek. Przypominał Maggie po prostu nastolatka.
- A mnie to obchodzi…? – spytała, siadając i odgarniając włosy z twarzy.
- Dużo! Bo zaraz się wykąpiesz, ubierzesz, zrobisz na modelkę, czy inną królową i pójdziesz ich ze mną szukać – krzyknął Rudzielec i klasnął w dłonie.
- Ciebie, mój drogi przyjacielu Bóg opuścił już dawno, ale teraz widzę, ze nawet broniące Cię nocą wróżki, czy inne jednorożce nie chciały dłużej przy Tobie usiedzieć, wiec moja odpowiedź brzmi: Prędzej mi kaktus wyrośnie na dłoni, dostanę skrzydeł i aureolki, niż będę uganiać się po całym mieście w poszukiwaniu jakiś starych chłopów..
- A wiesz, że przyjechałem tu specjalnie dla Ciebie i dla Ciebie też rozmawiałem z moim ojcem – rzekł ze smutkiem w głosie. Efekt był natychmiastowy. Maggie otworzyła szeroko oczy, pokręciła z bezradnością głową, a później zaczerwieniła się z wściekłości.
- Jakże ja Cie czasami nienawidze – warknęła, zrywając się z łóżka – za 40 minut przed budynkiem. I lepiej, żebyś miał dzisiaj dużą tolerancję na moje humory, lub też dużo słodyczy pod ręką. A teraz spadaj – otworzyła drzwi, czekając, aż nieproszony gość wyjdzie. Chudzielec przechodząc obok pocałował przyjaciółkę w czubek głowy i zaśmiał się wrednie.
- Śmierdzisz. Idź się umy.. – nie dokończył, bo został dosłownie wypchnięty z pokoju, po czym usłyszał jeszcze kilka dość soczystych określeń na swój temat.
Szatynka z torby wygrzebała swój ulubiony komplet: czarne rurki, zieloną, dopasowaną koszulę i białą, sportową marynarkę i wraz z niezbędnymi przyborami udała się do łazienki. Po pół godzinie, w nieco lepszym nastroju, zastała Nicka przed hotelem z dużym kubkiem kawy i kilkoma pączkami.
- Przynajmniej się postarałeś – pokiwała z uznaniem głową na widok swojego śniadania.
- Jestem pod tak wielkim wrażeniem tego, jak pięknie wyglądasz, że… - zapowietrzył się Brytyjczyk – że nie wiem.
- No to cho, po te Twoje Muzy – rzekła Czarnooka, po czym wepchnęła sobie pół pączka do ust. – No dobra. a teraz poważnie. Nie idziemy przecież żeby naprawdę szukać ich, prawda?
- Pewnie! Ale w przeciwnym razie, nigdy bym Cię nie wyciągnął z pokoju! – krzyknął piegus z lekkim uśmiechem – idziemy na plażę!
Przechodząc przez miasto, kilka razy natknęli się na małe grupki nastolatków z mapami i innymi kompasami. „Jaki cyrk! – myślała – mapy, mapy, wszędzie widze mapy!”
Przy sklepie muzycznym, gdzie poprzedniego dnia Maggie poznała wesołego Anglika humor poprawił się jej do tego stopnia, że zaczęła podskakiwać i śpiewać zasłyszany wcześniej utwór. W akompaniamencie swojego najlepszego przyjaciela, przemierzali ulice spokojnego do tej pory miasta. Urokliwe, niekiedy tajemnicze zakątki, piękne domki, zieleń i plaża. Tego Czarnooka potrzebowała najbardziej, by nareszcie móc odpocząć, po całym roku stresów, praktyk, pracy i problemów.
Brytyjczycy rozłożyli koc i przez jakiś czas w milczeniu wpatrywali się w horyzont. Po chwili Maggie objęła kolana rękoma i dała upust wcześniejszym zmartwieniom. Z oczu poleciały pierwsze łzy. Poczuła różnież uścisk przyjaciela, który nie spytał o nic. Czekał.
- Kilka dni temu mama dzwoniła – zaczęła cicho – Odbyłyśmy chyba najbardziej poważna rozmowę w życiu. Opowiedziała mi, o tym, jak źle jest między nią a tatą. Od kilku miesięcy tata jest…  - urwała na moment, by znaleźć odpowiednie słowo – Kłócą się, ojciec nie wraca na noce do domu, a niedawno przyniósł pozew. Wyobrażasz sobie? – spytała, drżącym głosem – po 26 latach małżeństwa? I jak tu wierzyć w wieczną miłość, skoro nawet oni nie poradzili sobie z problemami?
- Jeszcze nic nie jest przesądzone – szepnął Nick, głaszcząc Maggie. Doskonale znał te nerwy, te problemy – nie wyobrażam sobie, żeby Tom i Liz się rozeszli – rzekł z cała powagą – każdy, ale nie oni. Twoi rodzice dadzą sobie radę, zobaczysz. Musza powolutku zacząć rozmawiać, to podstawa, reszta pójdzie już z górki – dodał z ciepłym uśmiechem. Siedzieli tak wtuleni kilka lub kilkanaście minut. Nagle z ich prawej strony, dobiegł bardzo głośny, męski śmiech. Jak się okazało, trójka mężczyzn, rzucając do siebie wściekle pomarańczowe frisbee biegła w kierunku przyjaciół. Widok próbujących złapać zębami dysk mężczyzn był na tyle dziwny, nienormalny i zarazem śmieszny, ze Brytyjczycy przyglądali się tej scenie ze sporym zainteresowaniem. Cała trójka w ferworze zabawy nie zwracała uwagi na nic, poza pomarańczowym talerzem, który…
- On leci na nas! – krzyknął Rudowłosy, próbując wstać, jednak prędkość dysku była tak duża, że zdążył się on tylko odsunąć od Maggie, która w szoku nie mogła się ruszyć. Wpatrując się w wirujący punkt nie zdała sobie sprawy, ze siedzi dokładnie w miejscu, gdzie powinien on wylądować. I faktycznie. Frisbee odbiło się od piersi dziewczyny i wylądowało w jej dłoniach a ułamek sekundy później dziewczyna usłyszała głośne krzyki, a ostatnie, co zobaczyła, były przerażone, duże, brązowe oczy. Chwile później w jej kierunku skoczył wysoki, przysadzisty mężczyzna, lądując dokładnie na drobnym ciele szatynki…
Maggie przez kilka sekund straciła orientację i czuła, ze zapada się nieco w piasek. Ból.. wszystkich wnętrzności pojawił się tak nagle, ze dziewczyna jęknęła głośno.
Nick, z kolei przyglądając się tej scenie próbował z jednej strony nie wybuchnąć głośnym, śmiechem, z drugiej, nie zacząć wrzeszczeć na faceta, który w owym momencie wgniatał Maggie w ziemię. Pozostała dwójka meżczyzn, ledwie stojąc na nogach i krztusząc się ze śmiechu, szybko znalazła się przy swoim kompanie, ściągając go z dziewczyny.
- Matt, Ty debilu – jęknął ze śmiechem blondyn – po cholere rzucałeś tak mocno i to w LUDZI – dokończył już poważnie
- To nie ja! - Zaparł się najniższy z całej trójki – to wiatr, a Ty, wielkoludzie nie musiałeś za tym tak lecieć, jak jakiś pies – dodał ocierając jedną ręką łzy śmiechu, spływające po policzkach.
- Ta! A potem musiałbym zeżreć to Twoje mrożone żarcie! O na pewno nie! – warknął szatyn, podnosząc się z Maggie – O Boze jedyny, nic Pani nie jest? – spytał patrząc na krztuszącą się nagłym dopływem powietrza szatynkę. Rudowłosy w końcu otrząsnął się z szoku i chichocząc lekko, pomógł przyjaciółce usiąść.
- O Jezu.. – sapnęła czarnooka – To w Anglii są Grizzly? – jęknęła, rozcierając brzuch i wywołując u całej czwórki dodatkowy atak śmiechu. Po minucie, lub dwóch, przyjrzała się każdemu z mężczyzn, zatrzymując wzrok dłużej na blondynie. Rozpoznała go, lecz skupiła całą siłę woli i odwróciła uwagę na swojego oprawcę. Uśmiechnęła się szeroko, widząc jego zmartwiony wzrok – Spokojnie, żyję – dodała oddychając głęboko.
- Złego diabli.. nie, siostro? – Rudowłosy wyszczerzył się do Brytyjki i również przyjrzał się wesołemu towarzystwu. A potem.. zamarł.
- Pani kolega dostał jakiegoś skurczu twarzy, czy coś – brunet o imieniu Matt zaśmiał się lekko – może zaniesiemy go do wody? – zaproponował, zacierając złowieszczo ręce. Maggie zaśmiała się lekko spoglądając ponownie na poznanego dzień wcześniej mężczyznę, który do niej mrugnał. Bo też ją rozpoznał, ale wolał się z tym nie obnosić, nie przy swoich kumplach.
- Zaraz zrobimy inny myk – rzekła konspiracyjnym tonem, przybliżając się do Piegusa, a kiedy jej usta prawie dotykały jego ucha, nabrała powietrza do płuc i krzyknęła – KTOŚ CI UKRADŁ WINYLE! – i tak jak podejrzewała Nick ocnknał się z szoku i trzeźwo spojrzał na turlających się ze śmiechu muzyków.
- Który to? – spytał tylko
- Już się obudź, co Ci? – dopytywała czarnooka z uśmiechem – zobaczyłeś ducha, czy jakieś inne Muse?
- Dokładnie. Raz Ci wyszło.
- Co?
- Bo my to są te inne Muse – zaśmiał się brązowooki mężczyzna, wyciągając dłoń – Chris Wolstenholme, a to Dom Howard, a tamten pajac to Matt Bellamy – wskazał na wyszczerzonego niebieskookiego. Podała dłoń każdemu z nich, uśmiechając się i kręcąc głową.
- Ten zszokowany chłopczyk to Nick Ramus, a ja jestem Maggie. Maggie Gold – przedstawiła siebie, a w tym czasie rudowłosy całkowicie doszedł do siebie. Po minucie, czy dwóch i upewnieniu się, ze z Szatynką wszystko jest wporządku, muzycy dosiedli się do przyjaciół i w takim wesołym towarzystwie spędzili następne godziny, aż do momentu, w którym brzuch Szatynki przypomniał o sobie – Ups! Konam z głodu.. – przeprosiła – Nick, cho na jakieś coś?
- Miałem nadzieję, że dziś masz głód wyłączony, no ale skoro nalegasz…
- Nie to nie! Sama pójdę! – obruszyła się dziewczyna wstając z ziemi – Miło mi było Was poznać, do następnego, i oby bez tego narzędzia rodem z piekła – mrugnęła do Chrisa.
- Czekaj, ide z Tobą – zaproponował Matt, ubiegając tym samym Dominicka, który właśnie otwierał usta, by zaproponować dziewczynie swoje towarzystwo – Tylko ja mogę obronić takie małe stworzonko jak Ty przed następnym atakiem Grizzlie – przypomniał słowa dziewczyny.
- Obronić, lub je na mnie nasłać – wyszczerzyła się do mężczyzny, po czym wzięła go pod rękę i nucąc sobie tylko znaną melodię, pociągnęła w stronę zabudowań. Po zakupie kilku dań na wynos ze stojącej nieopodal budki, para śmiejąc się wróciła w miejce gdzie jeszcze kilkanaście minut wcześniej zostawili wesołe towarzystwo.
- Ci Twoi to zawsze tak znikają? – spytała, okręcając się wokół własnej osi, wypatrując rudych włosów Nicka
- Dosyć często. Wyobraź sobie być z takimi w trasie. Szukaj ich potem po mieście, a te dwa matoły siedzą sobie zazwyczaj przy jakiejś jadłodajni – jęknął, unosząc brwi – Chris to jeszcze, jeszcze, ale Dominick to żywe srebro.
- A ja myślałam, ze tego określenia używa się tylko w stosunku do dzieci – zagadnęła Maggie z uśmiechem.
- No to przecież mówie. Dom to taki wyrośnięty dzieciuch.
Maggie pokiwała ze zrozumieniem głową, by po chwili krzyknąć, bo nie wiadomo skąd ktoś pojawił się za nią, oplatając jej talię rękoma i podnosząc do góry. Śmiech Matta i Nicka był słyszany zapewne w najdalszych częściach miasta. Czarnooka natomiast oswobodziła się z uścisku i odwróciła.
- To Matt powiedział, ze jesteś dziecko! Czemu mnie straszysz? – spytała z żalem w głosie uśmiechniętego Howarda.
- Bo Ty jesteś mniejsza, lżejsza i przede wszystkim ładniejsza od niego – ze spokojem odparł Anglik znów przytulając do siebie i tak już zaczerwienioną dziewczynę.
- Puść ją, co Ci ona winna? – zaśmiał się Chris
- Ma jedzenie i jest ładniejsza od Was dwóch, proste
Wspólny obiad, a raczej kolacja i przesiadywanie na plaży Brytyjczycy wraz z muzykami zakończyli pod wieczór, załapując się tym samym na przepiękny zachód słońca. Maggie z lekkim uśmiechem podziwiała paletę barw, jaka w tym momencie rozpościerała się przed nią. Co chwila jednak zerkała w stronę pewnych zielono-szarych oczu, by ze zdziwieniem zdać sobie sprawę, że i one z zainteresowaniem obserwują każdy jej ruch.
Kilkanaście minut później towarzystwo rozdzieliło się. Każda grupka poszła w swoją stronę.
- Fajne te muzy – złapała pod rekę piegusa, uśmiechając się szeroko.
- Ze też się nie wymieniliśmy numerami…
-Nie martw się.. Coś czuję, ze jeszcze się z nimi spotkamy – odparła, obejmując przyjaciela. Tak wlasnie dotarli do hotelu i każde z nich udało się na zasłużony odpoczynek.