środa, 30 stycznia 2013

XX



            Długo siedziała, bezmyślnie patrząc się w ścianę. Nie odpowiadała na pukania Nicka i Paula. Nie reagowała, bo chciała to sobie wszystko poukładać. „Jak to jest.. zaczyna dziać się dobrze i wraca.. co z nim nie tak?” – myślała Szatynka kręcąc bezmyślnie głową. W końcu, po północy wyszła z pokoju i stanęła twarzą w twarz z…
- Co tu jeszcze robisz? – spytała, widząc jak Paul zmienia od niechcenia programy w telewizji – Sądziłam, że już sobie poszedłeś…
- Mnie nie tak łatwo wypłoszyć. Dostałaś wiadomość, przeprosiłas mnie i zamknęłaś się na bardzo długo w pokoju.. Coś się musiało stać. A że jesteś inteligentną kobietą, wiem, ze mi to na spokojnie wytłumaczysz.. Nie mylę się, prawda? – Uśmiechnął się ciepło. Maggie była w szoku. Spodziewała się krzyków, pretensji, ale nie tego. Chyba przyzwyczaiła się do czegoś zupełnie innego…
- Mam piwo w lodówce, chcesz? – przelotnie musnęła jego dłoń, by po chwili wręczyć zimną butelkę -  Skoro chcesz, powiem… - opowiedzenie dokładnych szczegółów „rozstania” z Howardem zajęło Brytyjce niecałe 10 minut, podczas których Hamilton milczał, słuchał uważnie. Chciał najpierw usłyszeć dokładnie wszystko. – No i ten sms dziś.. Pierwszy jego odzew od… kilku dni – zakończyła Czarnooka czekajac na reakcję. Paul zamyślił się na chwilę, po czym pogłaskał Maggie po policzku.
- Ja tam się wcale nie dziwię, ze chce Ciebie mieć spowrotem.
- Nie musisz być miły, naprawdę – uśmiechnęła się lekko Brtyjka, przytrzymując jednak dłoń mężczyzny przy policzku – Ja nie wiem co teraz – szepnęła.
- Teraz to jesteśmy tutaj. Razem. I On teraz się nie liczy – mówiąc to, Paul nachylał się coraz bardziej w stronę dziewczyny, która słysząc ostatnie zdanie poczuła w środku, jak wszystko, każdy narząd, komórka i mięsień zaczynają otwarty protest. Zignorowała jednak to uczucie oddajac pocałunek.
Hamilton wyszedł przed 5, upewniając się najpierw, czy Maggie śpi. Nie musiał się już z niczym spieszyć. Uśmiechajac się zimno, patrzył na nagie ciało dziewczyny, przykryte tylko kołdrą.
- Już ja się postaram, żeby ten muzyczyna nie miał po co tutaj wracać – mruknął do siebie, zakładając koszulkę….
            Dziewczynę standardowo obudził dźwięk telefonu, zanim go jednak znalazła, wśród porozrzucanych po podłodze swoich ciuchów, dźwięk ustał, a sama Szatynka naciągnęła szlafrok i przyglądnęła się swojemu odbiciu. „To był błąd. Jeden wielki błąd” – myślała, kręcąc z niedowierzaniem głową – „Błędem było powiedzenie mu o Domie, błędem była ta noc..” – jęknęła w duchu, czując jednocześnie, jak coś nieprzyjemnego, zimnego i ciężkiego rośnie w jej klatce piersiowej. „Kilka godzin po rodzą się wyrzuty sumienia, aż strach pomyśleć, co będzie później…” . W podłym nastroju wzięła szybki prysznic, przygotowała sobie kawę i… ponownie usłyszała swój telefon.
- Cześć mamo
- A dzwoniłam, żeby Cię opieprzyć. Ale po twoim tonie, stwierdzam, ze chyba powinnam pocieszyć, prawda? – mama Liz, jak zawsze bezbłędnie zinterpretowała żal w głosie swojej córki.
- Nawet nie chce mi się o tym mówić – rzekła cicho, siadając w saloniku ze spuszczoną głową
- To co, wyganiasz Nicka i robimy sobie babski dzień?
- Obawiam się, ze po końcówce wczorajszej kolacji nie bardzo będzie chciał słuchać mnie, a co dopiero Ciebie – zaśmiała się dziewczyna, kręcąc głową. – ale spróbuje. Zadzwonie później- poźegnała się i wcisnęła czerwoną słuchawkę.
- Wyjde, ale najpierw masz mi powiedzieć co się stało, ze wyglądasz, tak, jak wyglądasz – usłyszała nad sobą głos rudzielca – a źle wyglądasz – dodał. – chodzi o Paula, prawda?
- Został na noc
- A tego już nie wiedziałem – podrapał się piegus po głowie – Ale.. to źle?
- Mówiłeś, że jak wyglądam? – sarknęła Maggie patrząc oczami pełnymi łez w błękitne tęczówki przyjaciela.
- Spaliście ze sobą.
- Mów dalej
- Zrobił Ci coś?
- Nie chodzi o to. I nie. Nie zrobił mi nic, na co bym mu nie pozwoliła, po prostu.. powiedziałam mu o Dominicu.
- Teraz to już się pogubiłem..
- Zareagował tak… że wszystko się we mnie zagotowało, jednak przyznałam mu rację.. Nie wiem co to właściwie miało być – podrapała się po głowie, wciąż starając się rozwikłać tą zagadkę.
- A ponoc to Ty jesteś psycholog – dziewczyna poczuła jak Nick ją obejmuje – po prostu facet Cię zdominował i to tak, że przykro słuchać. A Ty się dałaś. TY! – zaakcentował odpowiednie słowo – Nie strasząc Cię.. teraz będzie tylko gorzej…
- No faktycznie.. Wcale mnie nie postraszyłeś…
            Maggie tego dnia nie spotkała się z mama. W samotności zwiedziała spokojne, jak na tą porę roku ulice Londynu. Kilkakrotnie musiała zatrzymać się, by móc w spokoju otrzeć łzy. Nie rozumiała samej siebie. Z jednej strony każda chwila z Paulem była miłą odskocznią od wcześniejszych wydarzeń, z drugiej jego reakcja na informacje o Dominicu… Podczas wspólnej nocy, która powinna ja przecież cieszyć, czuła się jakby była przedmiotem. Niezdolnym do jakichkolwiek uczuć. Siedząc i bezmyślnie wpatrując się we wschodnią ścianę Pałacu Buckingham, poczuła wibracje telefonu w kieszeni płaszcza. Widząc, ze dzwoni Paul, rozłączyła to połączenie.
            Dni mijały z zawrotną szybkością. Szatynkę pochłonął bez reszty remont swojej kamienicy, przez co nie miała czasu na rozmyślanie o nieprzyjemnych sprawach. Pewnego słonecznego (co dziwne) popołudnia, do jej gabinetu wszedł Paul. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
- Dowiem się w końcu, co się stało, ze tak się zachowujesz? – huknął od progu, nie dając Brytyjce przełknąć ostatniego kęsa kanapki.
- Jem kanapkę, dlaczego się wściekasz? – spytała spokojnie – Ekipa remontowa skończyła w tym pomieszczeniu, właśnie tu maluję, jakbyś nie zauważył – wskazała na gazety i folię malarską porozrzucane po podłodze. Jej strój również sugerował remont: ogrodniczki, t-shirt i czapka z gazety.
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi – warknął Hamilton, podchodząc blisko, za blisko – w przeciągu kilku dni spotkałaś się ze mna zaledwie kilka razy. Nie wróciłaś tematem do wspólnej nocy, zachowujesz się jakby to w ogóle nie miało miejsca!!
- Dla mnie nie miało… - rzekła cicho dziewczyna, za co została spoliczkowana. Patrząc z mieszaniną strachu i żalu na mężczyznę, zdała sobie sprawę, jak bardzo w głębi siebie się go boi. Stał przed nią wysoki, dobrze zbudowany, w dodatku wściekły facet, którego ego właśnie obraziła.
- Odszczekaj to! – prawie krzyknął, chwytając Maggie za ramiona i przysuwając bliżej do siebie. Dziewczyna natychmiast poczuła ostry ból. Skrzywiła się.  patrząc w oczy prawnika dostrzegła w nich jedynie furię.
- Co ty wyprawiasz? – szepnęła – strach i ból sprawiły, ze stać ją było tylko na cichutki szept – puść mnie.
- Najpierw to odszczekaj. A potem przeproś! – krzyknął, znów policzkując, a następnie, popychając Szatynkę na ścianę. Maggie uderzyła z cała mocą głową w ścianę. Przez moment poczerniało jej przed oczami, a potem, nagle, usłyszała w głowie mocny rozkaz: UCIEKAJ!
Rzuciła się w stronę drzwy wyjściowych, jednak Hamilton był szybszy. Złapał ją w pasie, znów pchnął na ścianę, jednak tym razem dziewczyna potknęła się o puszkę z farbą i upadła. Kolejne minuty rozegrały się jakby bez jej udziału. Oszołomienie nie pozwalało Szatynce na nic innego jak krzyk…. Paul nachylajacy się nad nią, furia w jego oczach, zimny i okrutny uśmiech, ręka, która odpinała kolejno guziki w jej ogrodniczkach, ciężar jego ciała… I nagle.. Wszystko ustało…
Po minucie, czy dwóch, Brytyjka zdała sobie sprawę, ze leży sama, a tuż nad nia rozgrywaja się dośc nieprzyjemne sceny. Wstała, patrząc, jak jej ojciec na spółkę z Chrisem prawie rozszarpują Paula na strzępy. Oszołomiona mogła tylko patrzeć, by po chwili zatonąć w czyimś uścisku. Odwzajemniła go. Kiedy odsunęła się, spojrzała prosto w jasno-brązowe oczy nieznanej dziewczyny.
- Już wszystko dobrze – usłyszała miły głos – Nie damy Cię skrzywdzić, Nick już zadzwonił po policję – nieznajoma uśmiechnęła się ciepło.
- Ty jesteś Natalie?
- Już o mnie słyszałaś? – Maggie nie odpowiedziała, gdyż usłyszała za sobą dwa nowe, meskie głosy, które rozpoznała od razu. Wystarczyło jedno spojrzenie w szaro- niebieskie oczy, by po chwili móc już czuć jego zapach i czuć jego dłonie na swoich plecach. Dziewczyna rozpłakała się. W końcu zaczęło puszczać ją wszystko…
- Już dobrze, już go nie ma. – słyszała tylko nad sobą uspakajający głos Dominica – Policja już się nim zjęła. Jest wszystko dobrze.
- Dom… - jęknąle w koszulkę muzyka, który przytulił ją jeszcze mocniej. Stali tak nie wiedomo ile, do momentu, kiedy nie usłyszeli za sobą chrząknięcie.
- Córciu – Tom Gold, położył swoją ciepłą dłoń na ramieniu dziewczyny – Musimy jechać na policje. Trzeba złożyć zeznania. Wiesz,z ę tak trzeba…
- Tak, tato – Szatynka w jednej chwili odsunęła się od Howarda, ocierając oczy i wtedy dopiero poczuła pieczenie wargi i policzk – i zrobimy obdukcje – dodała stanowczo – Skąd Wy…
- Na wyjaśnienia przyjdzie czas później – usłyszała za sobą Chrisa, który z założonymi rękami patrzył na tą scenę – załatwmy tego sukinsyna, bo inaczej ja do niego pójde..
- Niedźwiedziu, załatwisz go a pójdziesz siedzieć jak za człowieka, nie warto – mruknął Matt, rozładowując nieco atmosfere – Maggie, ok.? – spytał, z nieszczęsną miną patrząc na zaczerwienione oczy i spuchniętą lewą część twarzy Brytyjki.
- Gra. Jedźmy – zarządziła Szatynka, zmierzając ku wyjściu. Nie wypuszczała jednak z dłoni dużej i ciepłej dłoni perkusisty, a i on jakoś nie miał ochoty na jakiekolwiek rozstanie z Czarnooką…