wtorek, 29 października 2013

XXIV

Mijały dni. Maggie coraz bardziej była przekonana, ze musi poruszyć przy najbliższej okazji pewien dosyć ważny temat z Dominicem. Milion myśli kłębiło jej się w głowie, a rady mamy Liz, czy Nicka, uświadamiały tylko Szatynkę, ze to co ma zamiar zrobić jest słuszne. W końcu po dwóch tygodniach od pamiętnego wywiadu, Brytyjka odważyła się zadzwonić pierwsza do perkusisty. Rozmowa była krótka, perkusista wydawał się ożywiony, uradowany wręcz telefonem od swojej „przyjaciółki”. Umówili się następnego dnia.
- Jesteś pewna? – usłyszała w telefonie zatroskany głos Agaty.
- Nie… - tyle wystarczyło, żeby do oczu znów napłynęły łzy, żeby wcześniejsze wyrzuty sumienia doszły do głosu. Maggie załamała się, szlochając w słuchawkę. Mineła dłuższa chwila, zanim Brytyjka doszła do siebie – Nie jestem już niczego pewna, ale jeśli chce w końcu zacząć normalne życie muszę zakończyć to wszystko. Ja już nie daje rady. Jestem fizycznie i psychicznie zmęczona ciągłymi zmianami zdania tego blondasa. Nie chce więcej budzić się z dziwnym uczuciem gdzieś w brzuchu.
- Kochana, ja nie mogę do niczego Cię przekonywać, doskonale wiesz, co jest najlepsze dla Ciebie. Pozostaje mi tylko trzymać za Ciebie kciuki. Tylko pamiętaj – przestrzegła przyjaciółkę Agata – Nie rozpłacz się i nie krzycz. Spokojnie. Daj znać co i jak.
Kilkanaście minut później, Maggie już stała w deszczu czekajac na autobus. Pół godziny później, które wydawały się dziewczynie wiecznością, stała przed ciemnymi drzwiami mieszkania Matta.
- No kogo me oczy widzą! – przywitał ją wesoło frontman. Maggie z wysiłkiem uśmiechnęła się do przyjaciela, przechodząc przez próg mieszkania. W salonie zastała perkusistę, oraz basiste zespołu, grających w najlepsze na PS
- Dom.. mogę Cie na sekunde prosić? – poprosiła dosyć cicho. Głos jej niebezpiecznie zadrżał, a serce dwukrotnie szybciej zaczęło bić. Dłonie, dla bezpieczeństwa schowała do kieszeni, by nie pokazać, jak bardzo się trzęsą. Nie patrzyła też bezpośrednio na Howarda, który lekko zmarszczył brwi, ale bez słowa podniósł się z kanapy.
- Ale nawet…. – zaczał Matt – nie zdjęłaś kurtki… - dokończył, wpatrując się w drzwi frontowe, za którymi znikła para jego przyjaciół – co się dzieje? – spytał Chrisa, który zmrużył oczy z niepewną miną.

-Musimy porozmawiać – usłyszał schodząc po schodach kamienicy Matta, i wychodząc na chłodne, londyńskie powietrze. Wieczór, który zdawał się zaczac tak miło, zmierzał nieuchronnie w złym kierunku. Bardzo złym.
- No.. to mów – odezwał się niepewnie i zaraz pożałował swych słów, pod naciskiem czarnych oczu.
- Chyba czas sobie raz na zawsze coś wyjaśnić – zaczęła – powiedz mi Dom.. jak wyobrażasz sobie dalej naszą znajomość?
Blondyn zatrzymał się. Twierdził, ze znajomość z Szatynką jest czymś miłym, może nawet czymś na dłużej, ale absolutnie nie chciał niczego zmieniać. Nie teraz, nie kiedy przed sobą miał masę rzeczy związanych z zespołem.
- Jeśli pytasz o to, czy nasz związek może być czymś trwalszym, to tak. Może, ale..
- Nie chce ale. Nie chce rozmawiać. Po co mi są słowa? Nie chce tego dłużej ciągnąć, a to nasze ostatnie spotkanie – oznajmiła spokojnie, patrząc na zszokowaną minę Howarda.
- Bardzo mi przykro, ale jeśli tego właśnie chcesz, niech tak będzie. Powiedz mi tylko konkretnie: dlaczego?
- Dlaczego? Zależało mi na Tobie, a Ty skutecznie mnie od siebie odpychałeś, na każdym kroku pokazując, ze dla innych mam być tylko Twoją znajomą. Czym się stałam? Kochanką? Na tym Ci zależąło? Trzeba było mówić na samym początku! – podniosła nieco głos Maggie.
- Doskonale wiesz, ze jesteś dla mnie bardzo ważna osobą, bardzo Cię szanuję…
- Szanujesz? O jakim szacunku mówisz? Bo chyba nie o takim, jaki pokazujesz mi na każdym kroku: Jestem sławnym muzykiem, a Ty laseczko trzymaj się zawsze trzy kroki za mna, uśmiechaj i nie waż się pisnąć ani słówkiem, ze jesteśmy razem.
- A czego oczekujesz? Co ludziom do tego, jak i kim jesteś dla mnie?
- Oczekuje, ze nie wyrwiesz swojej dłoni, kiedy będziemy na spacerze na widok swoich fanów, oczekuje, że nie będziesz się ode mnie odsuwać na imprezach, gdzie możemy być sfotografowani. Wygląda na to,z ę się wstydzisz. Ja rozumiem – jestem młodsza, ale na Boga, traktuj mnie jak równą sobie!
- Czyli jak? Zajmujesz się innymi ludźmi, ich problemami…
- Nie waż się mówić, ze praca pochłania mnie całkowicie. Bo to nie ja nie mam czsu na spotkania. Nie ja jestem wiecznie zmęczona…. Może masz kogoś na boku? – spytała prawie, ze od niechcenia Maggie, jednak na widok niepewnej miny Howarda zamarła. – To ja nie chce być tą drugą – warknęła, czujac, ze krew szumi jej w uszach.
- Nigdy nie mówiłem, że będziesz jedyną… - rzekł, po czym zachwiał się po mocnym uderzeniu w policzek.
- Nie życzę sobie utrzymywać jakiegokolwiek kontaktu z Tobą. Jesteś…. Nie chce Cie więcej widzieć – prawie szepnęła, po czym odwróciła się, znikając w gęstej angielskiej mgle.

niedziela, 14 lipca 2013

XXIII

           Leżąc nago w gładkiej, białej pościeli wsłuchiwała się w szum wody, dochodzący z łazienki. Każdego wspólnego ranka, czekajac na Dominica, w głowie Maggie pojawiały się przeróżne obrazy – o wspólnej przyszłości, domu, dzieciach.. Zdawała sobie sprawę z przepaści, jaka dzieliła ją od muzyka. I za każdym razem te wszystkie wspaniałe obrazy uciekały sprzed oczu Szatynki, kiedy tylko szum prysznica cichł..
- Wstawaj, śpiochu – usłyszała, a zaraz potem, poczuła delikatny pocałunek w odsłonięte udo. – nie chcesz chyba przespać całego dnia, prawda? – całusy przesuwały się nieco wyżej, na talię i ramiona – cóż to by była za strata.. odwołac kilka wywiadów i sesji zdjęciowych, prawda? – zobaczyła nad sobą uśmiechniętego blondyna, co rusz skradającego kolejne, delikatne pocałunki.
- Nie mogę dopuścić, żeby najlepszy perkusista świata stracił pracę – zamruczała, wpatrując się w zaróżowione usta muzyka – ale można kilka wywiadów przełożyć, prawda? – spytała ciszej, odkrywając się całkowicie i zachęcając dodatkowo Dominica.
- Jak ja lubie ten Twój niegrzeczny humorek, wiesz?
- A jak bardzo? – zanim jednak Howard zdacył odpowiedzieć, para usłyszała dźwięk nadchodzącego połączenia – czy Twój telefon ma wbudowaną funkcję dzwonienia w niewłaściwym czasie?
- Czego? – krzyknął, nie racząc odebrać. Ku zdziwieniu dziewczyny, z salonu usłyszeli głośny chichot Matta.
- Doprawdy… on kiedyś oberwie. – mruknęła, na powrót zakrywając się pościelą – Skąd on ma klucze do Twojego mieszkania?!
- Błędy młodości…
- Cześć gołąbki, nie przeszkadzam, prawda? – Opłakany stan Bellamy’ego rozbawił parę na kilka ładnych minut – no co? Czy bycie przemoczonym w tym rąbniętym mieście to coś nienormalnego? No bo mnie się nie wydaje – mruknął tylko, wycierając ostatnią strużkę wody z twarzy – Dom sprawa jest… - urwał, z intensywnością obserwując Maggie, która naciągnęla na siebie jedynie koszulkę perkusisty i nie patrząc na obydwóch przemknęła do łazienki.
- Ale wiesz, że zaraz ślina zacznie kapać Ci na mój dywan, nie?
- Nie czepiaj się. Grzech by było nie spojrzeć na takie cudo. Ja nie wiem, czemu masz zawsze takie szczęście do kobiet…
- Bo perkusiści mają największe wzięcie! – usłyszeli najpierw szum wody i wesoły śmiech Szatynki.
- W każdym razie… Wywiad w BBC jest przesunięty na 19. Ponadto puszczą pierwszy nasz kawałek. Pamietasz, mam nadzieję? – Ton Matta momentalnie z żartobliwego, stał się powazny, a na perkusistę spoglądały oczy profesjonalisty
- Wiem, wiem. Będę na miejscu przed 6, jak zawsze. Płytę niesiesz Ty, jak poprzednio? – frontman tylko skinął głową. Poważna atmosferę przerwał dźwięk kolejnego telefonu
- Miła odmiana. To mój – Maggie, w samym tylko ręczniku, spojrzała na wyświetlacz i momentalnie, próbując jednocześnie utrzymać przy uchu telefon, kompletowała porozrzucaną po sypialni garderobę – Nick, już jade, będę za kwadrans – rzuciła tylko i pędem pobiegła na powrót do toalety, a po kolejnych pięciu minutach, ubrana, w pośpiechu opuściła mieszkanie perkusisty.
Wpadła do małego saloniku, gdzie Nick, w spokoju pił poranną kawę.
- Nawet się nie spóźniłaś. Zostało Ci 3 minuty – wyliczył piegus, złośliwie spoglądając na zegarek – zdążysz się przebrać. Nie wiem, czy nasz ulubiony stróż prawa, nie zemdlałby z wrażenia widząc twoje gołe plecy i odsłonięte nogi – skwitował, oceniając strój przyjaciółki z poprzedniego wieczoru – A przy okazji.. Co u Dominica?
- Ty już przestań być taki złośliwy, ok? – warknęła Czarnooka, z impetem trzaskając drzwiami swojej sypialni i kompletując świeżą garderobę. Niecała minutę później, wyszła, zawiązując włosy w wysoki kucyk.
- Teraz to Steven na pewno zemdleje. Ja bym zemdlał.. bardziej seksownie się nie dało?
- To czemu jeszcze stoisz? Może by się i dało, ale o tym porozmawiamy w drodze na posterunek – mruknęła dziewczyna otwierając drzwi.

         Pomimo podłego nastroju podyktowanego wcześniejszą rozmowa ze swoją byłą już dziewczyną, Nick starał się zachowywać w miarę naturalnie. Jednak w głowie chłopaka panował chaos. Mokre od deszczu ulice, zlewały się w całość, ludzie przywdziewali szare, bezkształtne maski, ciężkie, ciemne chmury odbijały się w oczach rudzielca. Bliski płaczu, zatrzymał się nagle i przyciągnął do siebie jedyną, życzliwą mu osobę, która tylko czekała na ten gest.
- Już wporządku – słyszał tylko przytulając Maggie mocno – teraz będzie wszystko dobrze – Te słowa wdzierały się w umysł piegusa przynosząc ukojenie. Każda sekunda we wspólnym uścisku, niczym mały płomyczek, rozświetlała mrok, w jakim w tym momencie znalazł się Brytyjczyk.
- Dzieki – uśmiechnął się blado, poprawiając jednocześnie kolorowy szalik Szatynki.
- A teraz weź się w garść, jesteśmy prawie na miejscu – czarnooka spojrzała na pokaźny, szary budynek,  „wtopiony” miedzy jedną z licznych restauracji a Starbucks’a – widziałam ładniejsze komisariaty.
- Czyżbym o czymś nie wiedział? – zaśmiał się delikatnie Nick, unosząc brwi – Bywałaś w takich miejscach?
- Błędy młodości – usłyszał w zamian i został pociągnięty w stronę szarego, nijakiego budynku.
- Myślisz, ze oni tak zawsze się ruszaja, jakby ktoś zamocował im wiatraczek w… - spytała Szatynka, przyglądając się zamieszaniu, jakie panowało w wielkim, głównym pomieszczeniu. Niezliczone ilości ciemnych, policyjnych mundurów ani przez chwilę nie zajmowały na dłużej jednego miejsca
- Nie kończ! – uciszył przyjaciółkę piegus, starając się nie roześmiać – Trzeba tego Stevena poszukać.  Ale faktycznie. Jakoś za dużo się tu dziś dzieje – przyznał chłopak, robiąc jednocześnie miejsce mężczyźnie ze stertą teczek – A tak w ogóle, to wiemy jak on się nazywa?
- Jakoś tak… o tak – Maggie pokazała skrawek papieru, gdzie widniało imię i nazwisko Polaka – tylko nie każ mi tego czytać.. A ja myślałam, ze Agata ma trudne nazwisko. Jednak są lepsi…
Przyjaciele podeszli do najbliżej stojącego policjanta, który po przeczytaniu karteczki niechętnie wykręcił numer wewnętrzny do gabinetu Szczepana.
Niecałe pięć minut później już siedzieli w małym pomieszczeniu, jakie na co dzień zajmował brunet. Po przedstawieniu zaistniałego problemu z dziewczyną kleptomanką, mężczyzna podrapał się po skroni.
- Rzecz jest poważna, ale co ja w tym momencie mogę? Mam tylko was, żadnych dowodów, zdjęć, niczego. Jedynie słowa Nicka. Owszem, możemy spisać protokół z dzisiejszego spotkania, mogę podać Nicka za świadka, ale nie mogę zrobić nic więcej – stwierdził.
- Cholerne przepisy
- Podaj jeszcze raz dane tej dziewczyny, może ma u nas teczke – podał Rudzielcowi karteczkę i długopis, a następnie wpisał je do systemu – Nic – stwierdził niechętnie.
Maggie, czując gęstniejącą atmosferę w pomieszczeniu, czekała tylko na iskierkę, która roznieciłaby pożar. A przyglądając się reakcji swojego przyjaciela, wiedziała, ze ta chwila nadejdzie raczej prędzej, niż później.
- Nick…
- Człowiek przez całe życie deklaruje swoją przynależność do tego państwa, a jak trzeba to państwo ma swojego obywatela daleko gdzieś – warknął.
- Do typowego, angielskiego oburzenia brakuje tylko tupnięcia nogą i odwrócenie się twarzą do ściany – zasmiał się Steven.
- Uuuuuu ktoś nie przepada za naszą Wyspą  - Maggie mrugnęła do bruneta, wyczuwając świetną okazję do rozładowania ciężkiej atmosfery. Widząc  zdziwienie na twarzy Szczepana, Nick, raczej znudzonym tonem wyjaśnił.
- Bo widzisz, ta tutaj siedząca istota, poza tym że jest wredna, pamiętliwa, mściwa, pyskata i…. cudownie słodka – urwał, masując łydkę, która przez „przypadek” miała dosyć bliskie spotkanie obcasem jednego z butów dziewczyny – ma też niesamowitą umiejętność. Potrafi Cię rozgryźć w trzy sekundy, a jeśli przypadniesz jej do gustu, przez kolejne 30 lat będzie Ci marudzić i uprzykrzać życie
- To nam ile zostało? – zagadnęła piegusa, który zmroził ją wzrokiem - znamy się już 19 lat.. to będzie..
- 11 lat… o Boże..  – jęknął Nick, lecz za chwilę się głośno roześmiał – To i tak nie jest tak źle. Steve… Zaopatrz się w zapas herbaty uspakajającej, to małe, czarnookie potrafi zaleźć za skórę.
- A wy ile jesteście razem? - spytał brunet – no co? – uniósł brwi, widząc krztuszących się ze śmiechu przyjaciół – co takiego powiedziałem?
- Być z nim? Chłopaku, my byśmy się pozabijali w ciągu doby. Wystarczy, ze mieszkamy razem. Znamy się z piaskownicy. Mimo, ze ten rudy szczur jest młodszy ode mnie, to jakos tak zawsze trzymaliśmy się razem. I tak już zostało.
- Ja Ci dam szczura… Niech tylko wyjdziemy stąd…
- Oto mój świadek, nie groź mi, bo tak nie można, a jak będzie trzeba Szczepan będzie po mojej stronie.. Prawda? – Brunet pod naciskiem prawie czarnych oczu dziewczyny wzruszył tylko ramionami, jednak z uśmiechem.
Kwadrans później przyjaciele w lepszych humorach rozsiedli się w pobliskiej kawiarni rozkoszując się najlepszą czekoladą w mieście. Mimo niepowodzenia w sprawie odzyskania skradzionych rzeczy, uknuli już sposób rozwiązania zaistniałego problemu, dlatego też mogli w spokoju oddać się niezobowiązującym tematom…
Wieczorem, punktualnie o 7, obydwoje włączyli radio, wyczekując w napięciu pierwszego, wspólnego wywiadu Chłopaków, oraz zapowiedzianego wcześniej pierwszego utworu promującego The Resistance.
Kilka wstępnych pytań, odpowiedzi Matta i Chrisa, wyglądające na specjalnie przedłużane i w końcu…
- Sądziłem, ze to będzie coś… mocniejszego – zmarszczył brwi Piegus, wsłuchując się w pierwsze dźwięki utworu Uprising
- Nie marudź, przecież wiedziałeś, ze to będzie akurat ten utwór. Dali Ci przesłuchać kawałek symfonii Matta, a przyznasz, ze nie każdy ich fan przed premierą ma taką możliwość – uśmiechnęła się Czarnooka kiwając głową w takt muzyki – mnie się podoba. Coś innego.
Po zakończonej piosence, kilku minutach opowieści Bellamy’ego o koncepcji całej płyty oraz czerpanej przez niego inspiracji padło pytanie skierowane do Dominica, tak bardzo niewygodne dla Maggie, dotyczące właśnie jej. Dziewczyna opuściła głowę i zamknęła oczy.
Byli razem z perkusistą, często pojawiali się razem, byli fotografowani, do czego Szatynka zaczęła się przyzwyczajać, dlatego też odpowiedź perkusisty ją… zaskoczyła:
„Oh, no wiesz.. To bardzo dobra przyjaciółka. Świetna dziewczyna. Tyle mogę póki co powiedzieć”
Nick przerywając kolejne pytanie skierowane do Matta, wyłączył radio. W saloniku przyjaciół zapanowała idealna cisza, podczas której policzki Maggie przybrały niepokojąco czerwoną barwę. Brytyjka z wciąż zamkniętymi oczami, oraz opuszczoną głową kipiała z wściekłości.
- Niech on tu przyjedzie, wyrwę mu resztkę tych jego blond kudłów, albo przetestuje swoje nowe szpilki… - wysyczała przez zaciśnięte zęby – niech on tylko się zjawi. Znowu?! Nick, na litość boską, znowu?!
- Może… się przejęzyczył? Może to było dla Twojego dobra?
- Po wcześniejszym jakże łzawym wyznaniu, ze tak bardzo mnie kocha? No jakoś nie bardzo mi się wydaje. Co za.. no co za…  - nie dokończyła, zagłuszona dźwiękiem swojego telefonu – Licze na to, ze wstawisz się za mną i w moim imieniu nakopiesz temu amatorowi kocich cętek tam, gdzie światło nie dochodzi? – warknęła do słuchawki, zaciskając mocno pięści.
- No… to ja – usłyszała skruszony głos Howarda.
- Jakaś nowa moda? Dzwonisz od Matta, bo wiesz że od Ciebie bym nie odebrała?
- No.. coś tak jakby… Maggie, słuchaj..
- Ty słuchaj. Zmęczona jestem tymi ciągłymi wahaniami. Sądziłam, ze kłótnie o to nieszczęsne słowo na „p” mamy już za sobą, ale skoro chcesz powtórki, proszę bardzo. Nie chce już nigdy tego słyszeć, jasne?
- Czego Ty przepraszam bardzo oczekujesz? Uległości i noszenia na rękach? Nie tym razem księżniczko.
- To po co dzwonisz? Jeśli chciałeś spytać o nowy kawałek mogłes równie dobrze użyć swojego telefonu. Narozrabiałeś, przestraszyłeś się, dzwonisz, zeby się tłumaczyć, to nie świadczy o uległości? – Odpowiedziała jej głucha, pięcio-sekundowa cisza, po której usłyszała tylko niewyraźne „cześć” i sygnał zakończonego połączenia.
- Biedny Matt. Blondas będzie mu teraz kołki ciosał na głowie, ze pozwolił użyc swojego telefonu – Nick pokręcił głową z udawanym smutkiem.
- Uważaj, bo się przejmę – mruknęła Szatynka, ciężko wzdychając…

Tym czasem po drugiej stronie miasta...
- Właśnie rozwaliłeś mój nowiutki telefon – jęknął frontman, patrząc na szczątki aparatu leżące na podłodze, po bliskim spotkaniu ze ścianą.
- To tak: U mnie naprawiasz zawiasy w drzwiach, a jemu odkupujesz telefon, co jeszcze dziś rozwalisz? – spytał, spokojny jak zawsze Chris, z rozbawieniem obserwując jak Dominic wykręca obie dłonie, próbując dać upust swojej irytacji.
- Wiecie co mi powiedziała? Że jestem jej uległy!! – wykrzyczał perkusista, wznosząc ręce ku górze.
- Bo jesteś – przyznali jednocześnie basista i frontman, a zaraz potem wybuchli głośnym śmiechem – Oświece Cię, bo może jeszcze nie wiesz. Nasza, męska konstrukcja jest silna, niepodległa, niczym stal. Do czasu, aż nie spotkamy na swojej drodze kogoś, kto będzie mieć nad nami władzę absolutną. Mnie się to już przytrafiło, Matt ma to jeszcze przed sobą, a Ty z tym nie walcz, bo i tak nie wygrasz. Oto pierwsze prawo natury. Nic nie poradzisz – wyszczerzył się Wolstenholme.
- Jeśli tym samym chciałeś mnie przekonać, ze musze zapłacić Tobie i bananożercy za szkody, to marne szanse.
- Ej! To cudeńko nie miało jeszcze tygodnia! Howard, zmiłuj się!
- Nie… ja nie mam siły do tej dziewuchy…  - jęknął blondyn, trąc z bezsilności oczy – każda inna obruciłaby to w żart i nie byłoby tematu… a ona…
- Różnica jest taka, ze te inne okazywały się zazwyczaj napalonymi dzikuskami lgnącymi do kasy i to one były uległe Tobie.
- To była dopiero nuda. Ani zażartować, ani dokuczyć, bo chichotały jak głupie. Tragedia. A teraz? Patrz, stary jaka różnorodność!  - wyszczerzył się Bellamy rozsiadając na wygodnym fotelu w studiu radiowym – A tak poważnie. Zauwazyłeś, ze z tą, jak ją kiedyś określiłeś „Czarnooką” możesz porozmawiać o wszystkim?
- i o wszystko się pokłócić – mruknął z niezadowoleniem Dom, krzyżując ręce na piersi.
- I to jest najlepsze! Bo znalazłeś kogoś, kto jest na tyle inteligentny, żeby odważyć się stawić Ci kontrę, przedstawiając przy tym dość mocne argumenty! – klasnął w dłonie basista – Jednym słowem spotkałeś równą sobie.
- No w sumie.. Zadzior z niej niesamowity ale..
- Ale?
- Ale i tak.. O, spadajcie obydwaj.
- Przecież wiemy, ze się zakochałeś – wzruszył ramionami Matt.
- Zdecydowanie za dobrze mnie znacie – roześmiał się perkusista, spoglądając na wchodzącego do studia dziennikarza, po długiej, radiowej przerwie.
- To co, możemy wrócić do… Co się stało? – mężczyzna wskazał na roztrzaskany telefon, wciąż leżący pod ścianą.
- A nic. Kolega lubi uczyć martwe przedmioty latać, lub pływać – mruknął Chris, odchylając się na krześle i skupiając swoją uwagę na zadawanych przez dziennikarza pytaniach.

wtorek, 25 czerwca 2013

XXII

- Dom zaraz tu będzie. Maggie, spokojnie – Kelly, jako jedyna próbowała zachować względny spokój.
- Tobie łatwo mówic. Siedzisz w tym od kilkunastu lat, a ja od kilkunastu minut.
- Dni, jak już to od kilkunastu dni – poprawił Czarnooką Chris – nie rozumiem, o co tyle krzyku, hieny się pojawiły, hieny znikną – wzruszył niedbale ramionami.
- Stary! Ja rozumiem. Jesteś do tego przyzwyczajony, ze na każdym kroku znajduje się ktoś, kto Cie zawoła i cyknie zdjęcie, no ale my?! – Piegus od kilku minut nerwowo przemierzał salon, z każdą minutą robiąc się coraz bardziej czerwony.
Szatynka w głowie miała mętlik. Odchyliła się na skórzanej, czarnej sofie i zamknęła oczy. W żaden sposób nie mogła wytłumaczyć, jak i dlaczego czekali na nich własnie w tym pubie. Otworzyła oczy, słysząc jakieś zamieszanie za drzwiami.
- Czy teraz na każdy najcichszy szmer będę podskakiwać ze strachu? – mruknęła, kręcąc głową. Uśmiechnęła się blado do Toma Kirka, który rozsiadł się w wielkim, czarnym fotelu.
- Kłopoty w raju?
- Daj jej spokój. Pierwsze zetknięcie z rzeczywistością.
- Przywykniesz. Każdy się po czasie przyzwyczaja – machnął dłonią meżczyzna, rozsiadając się w fotelu i wyjmując z kieszeni telefon – A te wszystkie dziewczyny, które się „przewinęły”– mrugnął, chcąc najwidoczniej rozładować jakoś napietą sytuację.
- Ty weź się uspokój, co? – usłyszeli Doma, a raczej mocne trzaśnięcie drzwiami, a później własnie perkusistę.
- Jeśli znów zepsułeś mi drzwi, tym razem, jak pragnę zdrowia, oberwiesz – warknął basista, mierząc groźnie przyjaciela.
- Mniejszego od siebie będziesz bić? – prychnął blondyn, siadając obok szatynki, która automatycznie wtuliła się w szczupłe ciało mężczyzny – Wszystko dobrze? – dodał ciszej, całując przy okazji czubek głowy Maggie.
- Chłopie! Ty się pytasz?! Źle jest! Gdyby nie mój kumpel, nigdy nie wyleźlibyśmy stamtąd żywi!
- Nick, schowaj gałązki…
- To był tekst do Matta, jak już – po raz pierwszy, nieco pewniej odezwała się Maggie, z leciutkim uśmiechem – Nick, naprawde się ciesze, ze ten chłopak nam pomógł, ale może faktycznie nie ma co panikować? Może to naprawde chwilowe? I za jakiś czas dadzą nam wszystkim spokój?
- Czy Ty się słyszysz? Zamierzasz się z tym wszystkim pogodzić? O nie, moja miła. Ja wysiadam z tego pociągu. – Z każym słowem, twarz Nicka nabierała coraz bardziej czerwoną barwę, aż w końcu jego piegi stały się niewidoczne – Gruchajcie ile wlezie, ale ja się odcinam od tego. Byłem szarym Nikim na tym świecie i wiesz co? Dobrze mi było z tym. Nie zamierzam tego zmieniać. A was wszystkich chyba pogięło… - machnął dłonią, mierząc każdą siędzącą w salonie osobę, dłużej przyglądając się swojej przyjaciółce, jednak, kiedy nie dostrzegł w jej oczach żadnego poparcia, z wściekłością wyszedł z mieszkania Chrisa.
- To teraz na bank musze zmieniać zawiasy w drzwiach – jeknął Wolstenholm, kręcąc powoli głową…
Mieszkając kilka ładnych lat w jednej z większych aglomeracji, Maggie przyzwyczaiła się do zmienności pogody, do krajobrazu, wszechogarniającego zimna, nieco dziwacznej ludzkiej mentalności. Jednak zawsze, podczas tych lepszych i gorszych chwil miała przy sobie swojego młodszego „braciszka” – jak nazywała pieszczotliwie Nicka.  Zawsze mogła na nim polegać, miala z kim porozmawiać, wyżalić się. Piegus był jedyną osobą, która wiedziała o Szatynce tak dużo…
- A nagle zostałam sama – mruknęla wpatrując się w prawie pustą szklankę, w której jeszcze nie tak dawno znajdował się pewien bursztynowy płyn. Od pamiętnego wieczoru w mieszkaniu Chrisa minęło kilka dni, podczas których Czarnooka rzadko kiedy widziała swojego przyjaciela. Brak kontaktu i wciąż nie wyjaśnioną sytuacja dręczyły Maggie w dzień, a nocą przynosiły niespokojne sny. Podczas kolejnego samotnego, piątkowego wieczoru, udała się do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. „Nad chmurami”, jak każdy szanujący się pub był mały, zadymiony, z głośną muzyką, ale przy tym miał w sobie coś, co zachęcało swoich klientów do powrotu. Siedząc samotnie przy barze, Szatynka pogrążona w czarnych myślach nie zwróciła uwagi na parę ciemnych oczu, bacznie się przyglądających.
- Pani coś jeszcze podać? – usłyszała nad sobą. Podniosła głowę zdziwiona, że ktoś ośmielił się przerwać jej myśli.
- O, Szczepan.
- Pani koniecznie się musi jeszcze napić – zaśmiał się meżczyzna, opierając się o blat. – Napić albo wygadać. Co Pani wybiera?
- Jest mi tak bardzo wszystko jedno, ze możesz mi jeszcze dolać – wzruszyła ramonami, wywołując kolejną falę śmiechu – Jakże się cieszę, że robie dziś za błazna – dodała z ironią.
- Nie mów tak – Polak zmarszczył brwi, bacznie przyglądając się dziewczynie – Coś się stało, prawda? No to słucham.
- Nie mam ochoty na zwierzanie się obcym ludziom, którzy w dodatku ciągną ode mnie pieniądze a nie dolewają alkoholu – rzekła zimno Maggie, dość nieprzyjemnie mrożąc bruneta wzrokiem.
- Uważaj, bo się przestrasze.
- Źle trafiłeś, jeśli chcesz się ze mną kłócić, zrobie Ci tu taką scene, ze ja stąd wylece, ale pociągne Cię za sobą, więc może lepiej tego nie rób – ostrzegła zimno.
- Nie rób czego?
- Nie prowokuj mnie…
- To jeszcze raz. Jestem Szczepan, jestem z Polski, Ty jesteś Maggie, jesteś zła, albo smutna, a ja chce Ci pomóc. Więc jak będzie: Dalej tupiesz nóżką i rzucasz groźne miny, czy jak człowiek wygadasz się? Z doświadczenia wiem, że ta druga metoda jest bardziej skuteczna – dodał meżczyzna, mrugając wesoło.
- Życie… Co Ci mogę więcej powiedzieć… Stając przed wyborem: miłosc czy przyjaźń, wybrałam to pierwsze… co chyba nie było zbyt rozsądne… Ty mi koniecznie musisz nalać, bo się rozpłacze – poprosiła łagodniej.
Dwie, może trzy szklaneczki później, Maggie poprosiła o rachunek, stając na miękkich nogach. Pożegnała się ze Szczepanem, który okazał się znakomitym słuchaczem, bardzo ciepłym i wrażliwym mężczyzną, wróciła do domu, gdzie zastała Natalie, siedzącą samotnie w ich wspólnym małym saloniku.
- Stało się coś? – spytała Szatynka momentalnie trzeźwiejąc. Dziewczyna tylko pokręciła głową, po czym otarła z policzka kilka łez – Jezu, co się dzieje. Gdzie Nick? Nat, powiedz mi, szturchnęła, nieco mocniej, niż zamierzała szczuplutkie ramie Natalie.
- Nick ze mną zerwał – wyszlochała – to Cię tak uspokoiło? – spytała, widząc błogość, malującą się na twarzy swojej rozmówczyni.
- Ja po prostu.. Przepraszam…
- Jeszcze tu jesteś? – usłyszały za sobą nieprzyjemny ton. Maggie, znała ten ton doskonale. Oznaczał tylko to, co najgorsze. Jednak w tym wypadku, nie wiedziała kogo się on tyczy. Spojrzała wyzywająco w stronę przyjaciela, który patrzył na krótkowłosą brunetkę – wynoś się.- warknął. Najdziwniejsze w tej całej i tak dość nieprzyjemnej sytuacji było to, ze Natalie, bez słowa podniosła się z miejsca i ruszyła w kierunku drzwi.
- Jest coś, o czym chcesz mi powiedzieć? – spytała piegusa, ledwo drzwi zamknęły się za dziewczyną.
- Tak. Zadawałem się z łajzą.
- No to wiem od dawna, a konkretniej? – Nie patrząc na Nicka, Maggie wyczuła, ze ten się uśmiecha.
- Konkretniej, to Nat okradała nasze mieszkanie. A że wyłudzała ode mnie kase, to już kolejna rzecz.
- Że co robiła?! – alkohol we krwi Maggie, spotęgował jej reakcję – Łajza!
- A co ja przed chwilą powiedziałem? – zaśmiał się Nick – Od kilku dni zauważyłem, jak dość blisko podchodzi do róznych przedmiotów, a wczoraj kilka płyt schowała do torby. Żeby była jasność, to były płyty z autografami Muz. I jeszcze… Maggie… chciałem przeprosić – rzekł, ciszej niż zwykle siadając obok przyjaciółki.
- Też Cie kocham. Ale nie rób mi takich numerów wiecej – uśmiechnęła się Szatynka, przytulając chude ciało Nicka – Jak się ciesze, ze już wszystko ok… - dodała ciszej.
- Teraz mamy wspólnego wroga..
- Paparazzi?
- No coś ty.. Tą łajze. Musimy odzyskać nasze rzeczy…
- Mój drogi, ja już wymyśle jej taką karę, ze odechce się jej buszować w cudzych rzeczach…
- I tego się bałem….
- Niech no ja zadzwonie najpierw do naszego wspólnego przyjaciela, który nas w to wszystko wpakował.
- Dominic?
- Nie. Szczepan.
- A co Ty chcesz temu niewinnemu chłopięciu zrobić?
- Ja nic. Zapytaj lepiej, co on zrobi dla nas… - dodała ze złośliwym uśmieszkiem
- A co zrobi dla nas?
- Wiedziałeś jak ważne stanowisko zajmuje?
- Jest barmanem? – naiwność w jasnych oczach  Rudzielca, była tak ogromna, ze Maggie, mimo szczerych chęci, nie mogła powstrzymać wybuchnięcia głosnym śmiechem – czyli jest kimś więcej, niż tylko barmanem. Powiesz mi kim?
- Sam Ci powie. Daj mi do niego zadzwonić. – Czarnooka wyszła do swojej sypialni, a po kilku minutach ze zgiętą karteczką w dłoni usiadła przy przyjacielu – pod ten adres mamy stawić się jutro.
- Ale to posterunek policji jest… Maggie, no nie wiem.
- Ale ja wiem. Nikt nie będzie kraść płyt, które dostaliśmy od Chłopaków. Klaptomanii nie będziemy tolerować… - uśmiechnęła się złowieszczo do przyjaciela, w taki sposób, ze Nickowi momentalnie wszystkie włoski na karku stanęły dęba…


wtorek, 12 marca 2013

XXI


- Nie tak łatwo Cię zastraszyć, prawda? – usłyszała nad sobą znajomy głos. Przebudziła się z dziwnego snu, spoglądając w szaro-niebieskie oczy.
- Długo spałam? – Szatynka przetarła oczy, poprawiła włosy, które opadały jej na twarz i uśmiechnęła się niemrawo do perkusisty, który leżał obok – Jak długo tu leżysz?
- Jakąś godzine.. czy dwie. Tyle spałaś – odrzekł Howard, delikatnie gładząc część twarzy dziewczyny, która przybrała fioletową barwę– przepraszam
- Za co?
- Za tamto.. o przyjaciołach.
- No to była debilna zagrywka – przyznała Brytyjka z lekkim uśmiechem
- Chce być kimś więcej, po prostu.. wystraszyłem się. Ale bardziej bałem się, kiedy Nick zadzwonił do Matta.
- Myślałam, że rudzielec na śmierć się obraził… - zamyśliła się dziewczyna – potrzebował waszej pomocy? Jak to było? – dopytywała
- Lepiej niech sam Ci opowie
- Uwielbiam te Twoje odpowiedzi – uśmiechnęła się lekko, po raz któryś odgarniając włosy z czoła – Ciesze się, ze tam byłeś – szepnęła, czule gładząc policzek perkusisty. Szybko cofnęła dłoń, słysząc zza drzwi niepokojące dźwięki. Zaskoczona podniosła się na łóżku, ignorując nieprzyjemny bój po lewej stronie twarzy.
- Czy w tym mieszkaniu są jakieś małe zwierzątka? – Blondyn uniósł z rozbawieniem brwi – bo to brzmi, jakiby jedno było żywcem obdzierane ze skóry..
- To brzmi, jakby Nick w napadzie dobrego humoru próbował uraczyć nas swoim talentem muzycznym – jęknęła dziewczyna, kręcąc głową – Nie wiem czy chce to oglądać… - spojrzała z nadzieją na Howarda, który odetchnął głęboko i wymaszerował z sypialni Maggie. Istotnie widok był niezwykły – wysoki, chudy, rudowłosy chłopak wyginał się, w czymś, co zapewne miało być tańcem, zawodząc przy tym niemiłosiernie, ku uciesze siedzącej obok dziewczyny i innego, bardzo szczupłego mężczyzny.
- I Ty na to tak spokojnie patrzysz, Bellamy… - jęknął Dom, zakładając ręce.
- Chłopie! Z trudem uniknąłem uduszenia się. Dwa razy. Już wiem, do kogo będę przychodzić, jak będę mieć doła – wyszczerzył się w stronę piegusa – Skoro Ty jesteś tu, to ja mogę iść do naszej kruszynki, co? – złożył dłonie, jak do modlitwy i z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w perkusiste – proszę Cie.. pozwól mi. Nie wytrzymam tego dłużej – dodał nieco ciszej, wskazując na rozbawionego Nicka.
- Jezusie! Rudy! Wyłącz to, bo ogłuchne!! – cała czwórka automatycznie spojrzała w stronę saloniku i stojącej tam Maggie. Dziewczyna próbowała za maską surowości ukryć rozbawienie, jednak zdradzały ja kąciki ust, które lekko drżały – Nie słyszałeś, ze rekonwalescenci potrzebują spokoju? W dość dużej dawce?
- Rekon.. co? – Rudowłosy, odważnie stanął naprzeciwko mniejszej od siebie przyjaciółki.
- I co zęby suszysz, przestań piać! Głowa mi pęknie.
- Natalie się podoba
- A co biedna dziewczyna ma powiedzieć? Nie ma wyjścia, musi się jej podobać – jęknąła Brytyjka z lekkim uśmiechem - ja nie narzekałam, jak Dominic.. – urwała, dostając nagle ataku śmiechu.
- Jak Dominic, co? Bo nie dosłyszałem – zaśmiał się perkusista, otulając szatynkę i całując lekko w czoło.
- Nick.. Jak to było? – spytała Czarnooka, obserwując jak uśmiech powoli znika z twarzy przyjaciela.
- No co.. Poszłaś rano malować tego swojego „kanareczka”. Mieliśmy zrobić Ci z Nat niespodzianke, chciałem jej pokazać ten Twój wymarzony domek.
- Budynek. Nie domek – poprawiła go cierpliwie Maggie
- Nie czepiaj się. W każdym razie, wyszliśmy, nie bez problemów, no ale o tym później – dodał, widząc coraz wyżej unoszące się brwi dziewczyny – Zachaczyliśmy o kawiarnie, gdzie dosłownie wpadłem na Matta.. który Ci reszte opowie – skończył szybko, i odetchnął głęboko.
- Uwaga. Mówie! Wpadł na mnie, wylałem na siebie całą kawę, i się oparzyłem, wiesz?
- Matt.. Ty nie o tym miałeś…– jęknął Howard trąc oczy i zapewne próbując opanować narastającą irytacje.
- A prawda. Więc od słowa, do słowa, stwierdziłem, ze dołącze do Nicka, bo dawno się nie widzieliśmy i akurat wtedy zadzwonił Chris. Powiedział, ze z blondasem będą czekać na miejscu. Troche nas zdziwiło to, ze tylko u Ciebie okno było otwarte, w końcu pogoda, była o dziwo ładna. I usłyszeliśmy, jak ten… Fagas coś krzyczy, no a potem coś tam zaczęło się dziać. Wbiegliśmy na góre, no a końcówke już pamiętasz – zakończył, z uwagą i współczuciem wpatrując się w szeroko otwarte czarne oczy. O ile cała jego opowieść była w lekkim i żartobliwym tonie, a ręce wokalisty wciąż były w ruchu, tak ostatnie słowa pozbawione były jakiejkolwiek wesołości.
- A co robił tam Twój tata? – spytał Dominic, obejmując Maggie.
- Obiecał mi, ze mi pomoże, wiesz.. Posprawdza, czy wszystko zostało zrobione tak jak trzeba. W końcu to ojciec..
- To ja może zrobie herbaty! – klasnął w dłonie Matt, ochoczo (i nazbyt nerwowo) stawiając kubki na blacie, efektem czego, było pęknięcie jednego z nich. Unikając palącego wzroku Brytyjczyków, muzyk szybko zniknał za drzwiami mieszkania, czemu tradycyjnie towarzyszył wybuch głośnego śmiechu wszystkich tam zebranych.
Kolejne dni dla Maggie nie różniły się niczym konkretnym. Duzo odpoczynku, co jakiś czas pojawienie się kogoś z bliskich i dużo czasu na rozmyślenia.
- Co tam, siostro? – zagaił rudzielec, bezczelnie rozsiadając się w wiklinowym fotelu przyjaciółki.
- Pogoda, jak zawsze sprzyja potencjalnym samobójcom, mnie się nie chce wstawać, a budynek nie skończony. Dodatkowo coraz głośniej mówi się o jakimś wielkim przełomie na giełdzie, skutkiem czego będzie zapewne zwolnienie masy ludzi, którzy będą potrzebowac duchowego wsparcia, a ja jedynie potrafie leżeć, użalać się nad sobą i czekać aż ten cholerny siniak zniknie z mojej twarzy – warknęła dziewczyna, zamykając jednocześnie oczy i modląc się o cierpliwość.
- Wiesz.. mnie by wystarczyło na przykład: Wporządku Nick, wszystko ok. – wzruszył niezgrabnie ramionami, stajac przed drobną dziewczyną i wyciągając doń dłoń.
- A Ty co?
- Porywam Cię. Potrzeba nam się zresetować. Frodo Baggins miał swój pub „Pod rozbrykanym kucykiem”, my mamy „nad chmurami” – zaśmiał się serdecznie piegus – czekam na Ciebie za 15 minut. Dzwonić po kogoś jeszcze?
- Ty spytaj po prostu czy możesz zaprosić Natalie…
- Nie przewracaj oczami jak o niej mówisz!
- To niech nie gapi się na Doma jak na 10 cud świata!
- A gapi się?
- To Ty też ślepy jesteś? O Jezu… Z Wami jak z dziećmi. I odpowiedź brzmi : nie. Skoro mamy się upić to tradycyjnie we dwójkę. Bez świadków.
Kilkanaście minut później dwójka przyjaciół w nieco lepszych nastrojach szybko przemierzała kolejne ulice deszczowego Londynu. Do wspomnianego wcześniej lokalu dotarli, prawie przemoknięci.
- Jakoś tu tłoczniej niż zwykle, nie? – wykrzyczał Nick, próbując przebić się przez granych własnie AC/DC. Maggie wzruszyła tylko ramionami, ściągając skórzaną kurtkę. Naraz Brytyjczyków oślepił mocny flesz aparatu. Jeden, drugi, trzeci… Co chwile ktoś nowy dołączał do i tak sporego tłumu, robiąc kolejne zdjęcia. Krzyki, jakie wydawali przy tym kolejni paparazzi, zagłuszały nawet Briana Johnsona.
- Tu. Chodźcie tu – spośród tłumu, czyjaś ręka pociągnęła za kurtkę piegusa, który z kolei chwycił Szatynkę za koszulę, zmierzając jak najdalej od rozkrzyczanych fotoreporterów.
Zatrzymali się dopiero w słabo oświetlonym pomieszczeniu, które nowy nieznajomy zamknął na klucz – Cali jesteście? – spytał łagodnie, jak się okazało wysoki, młody meżczyzna -
- Steve, jak miło Cie widzieć! – sapnąl z ulgą Nick, osuwając się po ścianie, na podłoge.
- Gdzie Ty nie masz znajomych, co? – zaśmiała się nerwowo Brytyjka, próbując opanować oddech i przytłaczające uczucie strachu – Maggie, przy okazji – wyciągnęła dłoń do mężczyzny.
- Szczepan – uśmiechnął się szeroko, widząc zdezorientowaną minę dziewczyny – ale,z e nikt tego imienia poprawnie nie wymówi, zostaje mi być Stevenem – wzruszył wesoło ramionami.
- Polak?
- Polak. A co?
- Nic, myślałam, ze moja przyjaciółka ma dziwne imie.. nieważne – machnęła ręką – jest tu jakieś inne wyjście?
- Pójdziecie tamtym korytarzem do końca, potem skręcicie w lewo i znów w lewo, będą drugie drzwi, ale radziłbym się pospieszyć – rzekł, już bez śladu uśmiechu, jednak jego duże, ciemne oczy pozostawały uśmiechnięte.
- Maggie, dokąd mamy najbliżej stąd? – Sapnął Nick, podnosząc się z ziemi
- Stąd to do Wolstenholma. Ale to kilkanaście przecznic.
- No nic, lepiej go uprzedź, ze wpadniemy z niezapowiedzianą wizytą – jęknął piegus i skinieniem głowy pożegnał się ze Szczepanem.
- wysłane. Idziemy. Dzięki.. Szczepen?  to lepsze niż Steve – mrugnęła wesoło do menagera pubu.
- Do nastepnego razu – pożegnał Brytyjczyków wysoki mężczyzna, po czym zniknął w ciemności lokalu.
Zwolnili dopiero przed kamienicą Chrisa, który z niepokojem czekał na nich przed domem.
- Co się dzieje, Maggie? – spytał przyglądając się uważnie Czarnookiej.
- Nie tu. Do środka, w przeciwnym razie, Tobie też zrobią zdjęcia – szepnęla tylko, po czym jak pocisk wpadła do mieszkania basisty.

środa, 30 stycznia 2013

XX



            Długo siedziała, bezmyślnie patrząc się w ścianę. Nie odpowiadała na pukania Nicka i Paula. Nie reagowała, bo chciała to sobie wszystko poukładać. „Jak to jest.. zaczyna dziać się dobrze i wraca.. co z nim nie tak?” – myślała Szatynka kręcąc bezmyślnie głową. W końcu, po północy wyszła z pokoju i stanęła twarzą w twarz z…
- Co tu jeszcze robisz? – spytała, widząc jak Paul zmienia od niechcenia programy w telewizji – Sądziłam, że już sobie poszedłeś…
- Mnie nie tak łatwo wypłoszyć. Dostałaś wiadomość, przeprosiłas mnie i zamknęłaś się na bardzo długo w pokoju.. Coś się musiało stać. A że jesteś inteligentną kobietą, wiem, ze mi to na spokojnie wytłumaczysz.. Nie mylę się, prawda? – Uśmiechnął się ciepło. Maggie była w szoku. Spodziewała się krzyków, pretensji, ale nie tego. Chyba przyzwyczaiła się do czegoś zupełnie innego…
- Mam piwo w lodówce, chcesz? – przelotnie musnęła jego dłoń, by po chwili wręczyć zimną butelkę -  Skoro chcesz, powiem… - opowiedzenie dokładnych szczegółów „rozstania” z Howardem zajęło Brytyjce niecałe 10 minut, podczas których Hamilton milczał, słuchał uważnie. Chciał najpierw usłyszeć dokładnie wszystko. – No i ten sms dziś.. Pierwszy jego odzew od… kilku dni – zakończyła Czarnooka czekajac na reakcję. Paul zamyślił się na chwilę, po czym pogłaskał Maggie po policzku.
- Ja tam się wcale nie dziwię, ze chce Ciebie mieć spowrotem.
- Nie musisz być miły, naprawdę – uśmiechnęła się lekko Brtyjka, przytrzymując jednak dłoń mężczyzny przy policzku – Ja nie wiem co teraz – szepnęła.
- Teraz to jesteśmy tutaj. Razem. I On teraz się nie liczy – mówiąc to, Paul nachylał się coraz bardziej w stronę dziewczyny, która słysząc ostatnie zdanie poczuła w środku, jak wszystko, każdy narząd, komórka i mięsień zaczynają otwarty protest. Zignorowała jednak to uczucie oddajac pocałunek.
Hamilton wyszedł przed 5, upewniając się najpierw, czy Maggie śpi. Nie musiał się już z niczym spieszyć. Uśmiechajac się zimno, patrzył na nagie ciało dziewczyny, przykryte tylko kołdrą.
- Już ja się postaram, żeby ten muzyczyna nie miał po co tutaj wracać – mruknął do siebie, zakładając koszulkę….
            Dziewczynę standardowo obudził dźwięk telefonu, zanim go jednak znalazła, wśród porozrzucanych po podłodze swoich ciuchów, dźwięk ustał, a sama Szatynka naciągnęła szlafrok i przyglądnęła się swojemu odbiciu. „To był błąd. Jeden wielki błąd” – myślała, kręcąc z niedowierzaniem głową – „Błędem było powiedzenie mu o Domie, błędem była ta noc..” – jęknęła w duchu, czując jednocześnie, jak coś nieprzyjemnego, zimnego i ciężkiego rośnie w jej klatce piersiowej. „Kilka godzin po rodzą się wyrzuty sumienia, aż strach pomyśleć, co będzie później…” . W podłym nastroju wzięła szybki prysznic, przygotowała sobie kawę i… ponownie usłyszała swój telefon.
- Cześć mamo
- A dzwoniłam, żeby Cię opieprzyć. Ale po twoim tonie, stwierdzam, ze chyba powinnam pocieszyć, prawda? – mama Liz, jak zawsze bezbłędnie zinterpretowała żal w głosie swojej córki.
- Nawet nie chce mi się o tym mówić – rzekła cicho, siadając w saloniku ze spuszczoną głową
- To co, wyganiasz Nicka i robimy sobie babski dzień?
- Obawiam się, ze po końcówce wczorajszej kolacji nie bardzo będzie chciał słuchać mnie, a co dopiero Ciebie – zaśmiała się dziewczyna, kręcąc głową. – ale spróbuje. Zadzwonie później- poźegnała się i wcisnęła czerwoną słuchawkę.
- Wyjde, ale najpierw masz mi powiedzieć co się stało, ze wyglądasz, tak, jak wyglądasz – usłyszała nad sobą głos rudzielca – a źle wyglądasz – dodał. – chodzi o Paula, prawda?
- Został na noc
- A tego już nie wiedziałem – podrapał się piegus po głowie – Ale.. to źle?
- Mówiłeś, że jak wyglądam? – sarknęła Maggie patrząc oczami pełnymi łez w błękitne tęczówki przyjaciela.
- Spaliście ze sobą.
- Mów dalej
- Zrobił Ci coś?
- Nie chodzi o to. I nie. Nie zrobił mi nic, na co bym mu nie pozwoliła, po prostu.. powiedziałam mu o Dominicu.
- Teraz to już się pogubiłem..
- Zareagował tak… że wszystko się we mnie zagotowało, jednak przyznałam mu rację.. Nie wiem co to właściwie miało być – podrapała się po głowie, wciąż starając się rozwikłać tą zagadkę.
- A ponoc to Ty jesteś psycholog – dziewczyna poczuła jak Nick ją obejmuje – po prostu facet Cię zdominował i to tak, że przykro słuchać. A Ty się dałaś. TY! – zaakcentował odpowiednie słowo – Nie strasząc Cię.. teraz będzie tylko gorzej…
- No faktycznie.. Wcale mnie nie postraszyłeś…
            Maggie tego dnia nie spotkała się z mama. W samotności zwiedziała spokojne, jak na tą porę roku ulice Londynu. Kilkakrotnie musiała zatrzymać się, by móc w spokoju otrzeć łzy. Nie rozumiała samej siebie. Z jednej strony każda chwila z Paulem była miłą odskocznią od wcześniejszych wydarzeń, z drugiej jego reakcja na informacje o Dominicu… Podczas wspólnej nocy, która powinna ja przecież cieszyć, czuła się jakby była przedmiotem. Niezdolnym do jakichkolwiek uczuć. Siedząc i bezmyślnie wpatrując się we wschodnią ścianę Pałacu Buckingham, poczuła wibracje telefonu w kieszeni płaszcza. Widząc, ze dzwoni Paul, rozłączyła to połączenie.
            Dni mijały z zawrotną szybkością. Szatynkę pochłonął bez reszty remont swojej kamienicy, przez co nie miała czasu na rozmyślanie o nieprzyjemnych sprawach. Pewnego słonecznego (co dziwne) popołudnia, do jej gabinetu wszedł Paul. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
- Dowiem się w końcu, co się stało, ze tak się zachowujesz? – huknął od progu, nie dając Brytyjce przełknąć ostatniego kęsa kanapki.
- Jem kanapkę, dlaczego się wściekasz? – spytała spokojnie – Ekipa remontowa skończyła w tym pomieszczeniu, właśnie tu maluję, jakbyś nie zauważył – wskazała na gazety i folię malarską porozrzucane po podłodze. Jej strój również sugerował remont: ogrodniczki, t-shirt i czapka z gazety.
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi – warknął Hamilton, podchodząc blisko, za blisko – w przeciągu kilku dni spotkałaś się ze mna zaledwie kilka razy. Nie wróciłaś tematem do wspólnej nocy, zachowujesz się jakby to w ogóle nie miało miejsca!!
- Dla mnie nie miało… - rzekła cicho dziewczyna, za co została spoliczkowana. Patrząc z mieszaniną strachu i żalu na mężczyznę, zdała sobie sprawę, jak bardzo w głębi siebie się go boi. Stał przed nią wysoki, dobrze zbudowany, w dodatku wściekły facet, którego ego właśnie obraziła.
- Odszczekaj to! – prawie krzyknął, chwytając Maggie za ramiona i przysuwając bliżej do siebie. Dziewczyna natychmiast poczuła ostry ból. Skrzywiła się.  patrząc w oczy prawnika dostrzegła w nich jedynie furię.
- Co ty wyprawiasz? – szepnęła – strach i ból sprawiły, ze stać ją było tylko na cichutki szept – puść mnie.
- Najpierw to odszczekaj. A potem przeproś! – krzyknął, znów policzkując, a następnie, popychając Szatynkę na ścianę. Maggie uderzyła z cała mocą głową w ścianę. Przez moment poczerniało jej przed oczami, a potem, nagle, usłyszała w głowie mocny rozkaz: UCIEKAJ!
Rzuciła się w stronę drzwy wyjściowych, jednak Hamilton był szybszy. Złapał ją w pasie, znów pchnął na ścianę, jednak tym razem dziewczyna potknęła się o puszkę z farbą i upadła. Kolejne minuty rozegrały się jakby bez jej udziału. Oszołomienie nie pozwalało Szatynce na nic innego jak krzyk…. Paul nachylajacy się nad nią, furia w jego oczach, zimny i okrutny uśmiech, ręka, która odpinała kolejno guziki w jej ogrodniczkach, ciężar jego ciała… I nagle.. Wszystko ustało…
Po minucie, czy dwóch, Brytyjka zdała sobie sprawę, ze leży sama, a tuż nad nia rozgrywaja się dośc nieprzyjemne sceny. Wstała, patrząc, jak jej ojciec na spółkę z Chrisem prawie rozszarpują Paula na strzępy. Oszołomiona mogła tylko patrzeć, by po chwili zatonąć w czyimś uścisku. Odwzajemniła go. Kiedy odsunęła się, spojrzała prosto w jasno-brązowe oczy nieznanej dziewczyny.
- Już wszystko dobrze – usłyszała miły głos – Nie damy Cię skrzywdzić, Nick już zadzwonił po policję – nieznajoma uśmiechnęła się ciepło.
- Ty jesteś Natalie?
- Już o mnie słyszałaś? – Maggie nie odpowiedziała, gdyż usłyszała za sobą dwa nowe, meskie głosy, które rozpoznała od razu. Wystarczyło jedno spojrzenie w szaro- niebieskie oczy, by po chwili móc już czuć jego zapach i czuć jego dłonie na swoich plecach. Dziewczyna rozpłakała się. W końcu zaczęło puszczać ją wszystko…
- Już dobrze, już go nie ma. – słyszała tylko nad sobą uspakajający głos Dominica – Policja już się nim zjęła. Jest wszystko dobrze.
- Dom… - jęknąle w koszulkę muzyka, który przytulił ją jeszcze mocniej. Stali tak nie wiedomo ile, do momentu, kiedy nie usłyszeli za sobą chrząknięcie.
- Córciu – Tom Gold, położył swoją ciepłą dłoń na ramieniu dziewczyny – Musimy jechać na policje. Trzeba złożyć zeznania. Wiesz,z ę tak trzeba…
- Tak, tato – Szatynka w jednej chwili odsunęła się od Howarda, ocierając oczy i wtedy dopiero poczuła pieczenie wargi i policzk – i zrobimy obdukcje – dodała stanowczo – Skąd Wy…
- Na wyjaśnienia przyjdzie czas później – usłyszała za sobą Chrisa, który z założonymi rękami patrzył na tą scenę – załatwmy tego sukinsyna, bo inaczej ja do niego pójde..
- Niedźwiedziu, załatwisz go a pójdziesz siedzieć jak za człowieka, nie warto – mruknął Matt, rozładowując nieco atmosfere – Maggie, ok.? – spytał, z nieszczęsną miną patrząc na zaczerwienione oczy i spuchniętą lewą część twarzy Brytyjki.
- Gra. Jedźmy – zarządziła Szatynka, zmierzając ku wyjściu. Nie wypuszczała jednak z dłoni dużej i ciepłej dłoni perkusisty, a i on jakoś nie miał ochoty na jakiekolwiek rozstanie z Czarnooką…

środa, 5 grudnia 2012

XIX


- Widzisz, Jimmy? Wystarczy, ze lekko rusze nadgarstkiem a te kilka strun pokazują, na co je stać – uśmiechnął się Howard, siedząc naprzeciwko swojego pieska w swoim pokoju. – No i gadam z Tobą. To wcale nie jest oznaka, że czegoś mi brakuje, prawda?
- Wcale! – usłyszał od progu głos swojej matki, która stała ze skrzyżowanymi rękami, i z rozbawieniem przyglądała się tej scenie – Nie wyganiam Cie, ale… siedzisz całymi dniami u mnie, mimo, ze Twój dom jest o wiele większy i ładniejszy, brzdękasz coś całymi dniami, mówisz do psa. Gdybym Cie nie znała, to bym zaczeła podejrzewać, ze się zakochałeś – ostatnie słowo, kobieta wypowiedziała z szybkością pocisku karabinu maszynowego – ale ze Cię znam..
- To co?
- To twierdze, ze nastąpiła kolejna kłótnia kochanków. Co Ci zrobił Matt? – roześmiała się, wprawiając również w nieco lepszy humor blondyna.
- A czy to zawsze ja musze robić za tego złego? – wyszczerzony Bellamy stanął obok Pani Howard i pocałował ją w policzek – Dziendoberek!
- Czasem boje się tego, jak bardzo czujesz się u Nas swobodnie – pokręciła głową – mogłam być na przykład nago!
- Po I nie paraduje Pani bez niczego, kiedy Pani młodsza pociecha jest w domu, a nawet jeśli.. to mógłbym patrzyć na Takie ciało… - skwitował, wpatrując się w sylwetkę kobiety.
- Matt. Ale wiesz, ze to moja matka jest?
- No i?
- Patrzyłbyś na moją matkę nago? A co ze mną? – postronny obserwator, widząc minę Dominica w pierwszym odruchu chciałby go utulić, zapewnić, ze wszystko będzie dobrze, a potem zgodzić się na wszystko. Dosłownie wszystko.
- To ja już sobie pójde – stwierdziła Pani Howard, po czym bez słowa, za to z widocznym niesmakiem na twarzy zniknęła w holu. Muzycy odczekali kilka chwil, aż drzwi jej sypialni zamkną się i roześmiali się serdecznie.
- To było piekne – zaśmiał się gitarzysta, przybijając przyjacielowi piątke i siadając naprzeciwko blondyna, na podłodze
- Jesteśmy coraz lepsi. Jeszcze troche i faktycznie uwierzy, ze jesteśmy razem – wyszczerzył się perkusista. Po tych słowach w pokoju zapanowała trudna do wytrzymania cisza.
- Przepraszam Cie
- Ale jestem palantem, tu miałeś racje.
- Aż sobie zapisze to, ze się ze mną zgadzasz. To co teraz?
- Ogarniam się, potem Cię i jedziemy do Chrisa.
- Oooooo! To bardzo dobry pomysł jest! – wyszczerzył się Szatyn, knując już w myślach kolejny chytry plan – Kiedy pojedziemy? Może tak na początku przyszłego tygodnia?
- Nie powinienem pytać, co znowu wymyśliłeś, prawda? Nie chce wiedzieć?
- Otóż to! – rzekł wesoło wokalista, po czym wysłał krótkiego sms-a. – a! lubisz róże?
- Ja? Osobiście wole stokrotki… No Chłopie, no! – machnął rękami Howard.
- Cytując klasyka: Schowaj gałązki. A wiesz, ze Maggie lubi róże?
- Wcale, ze nie. Woli frezje – Matt w tym momencie zrobił wielkie oczy, ale nie skomentował tego – A czemu pytasz?
- A tak sobie. To co, skoro pokój powrócił do Gumisiowej Doliny, co będziemy dzisiaj robiiić? – Bellamy skrzyżował nogi i zaczał kołysać się w przód i w tył – Masz banany?
- Banany w kuchni, dvd z Gumisiami w Sali telewizyjnej. Idź, zaraz dołącze. No co? – spytał, patrząc na zmarszczone brwi przyjaciela – zacząłem coś komponować, nie wolno mi?
- Czasem to aż się Ciebie boje, Dom. Ale szybko, dziś poznamy tajemnice soku z gumijagód! – krzyknął Szatyn biegnąc do ogromnego pokoju telewizyjnego – Chodź bo poznam go bez Ciebie!
- Debil jesteś! Też chce znać ten sekret! – Howard w kilka sekund wpadł za przyjacielem do pokoju i stanął tuż przy ogromnym stojaku, na którym było na oko kilkaset płyt. – Dom będzie skakał razem z gumisiami! – prawie pisnął z przyklejonym uśmiechem od ósemki do ósemki.
- A z Domem kosmici i żyrafy – zarechotał gitarzysta i kucnął, by uspokoić nagły wybuch śmiechu – Kosmici jeżdżący na żyrafaaa…. – nie dokończył. Atak wesołości był na tyle silny, że po policzkach spłynęły łzy.
- Uspokój.. się.. bo.. piszczysz jak baba. – wysapał Howard trzymając się za brzuch – i na przyszłość. Nie żyrafy tylko GEPARDY! Żyrafy są bee, a gepardy spoko. Nie myl.
- Ale kosmici na gepardaaaa…….
Kilka odcinków później, po niezliczonej ilości popcornu, przegryzanego co rusz bananami, muzycy tępo wpatrywali się w wyłączony już ekran telewizora.
- Ale weź mi wyjaśnij, bo ja Cie nie rozumiem.  – wyprostował się nieco Bellamy, zerkając na blondyna – co Tobie w niej nie pasuje?
- Czy Ciebie naprawde dziś najęli? Musimy wciąż rozmawiać o Maggie? – jęknął w odpowiedzi, zakrywając twarz dłońmi.
- Musimy. Bo ja Cie nie rozumiem. Widziałeś Ty w życiu coś bardziej ładnego?
- Tylko Ty możesz piękną kobiete nazwać ładną.. Nie wiem. Jest młodziutka.
- Oh, nie wiesz czasem, uważaj bo się przestrasze – zironizował Matt – Dobra. Na koniec złota myśl do rozpracowania, uwaga mówię: Jeśli nie chcesz być z nią, bądź tuż obok – uniósł palec w „mądrym geście”
- Pytanie, czy ona zechce – szepnął prawie perkusista, wychodząc z pokoju.
- Już wujcio Matti się o to postara…

Sprawy w Londynie miały się świetnie. Budynek po trudach i znojach, nareszcie stał się własnością Maggie. Szatynka ze łzami w oczach podpisywała ostatnie papiery, w obecności Paula.
- Czyli co, idziemy świętować? – spytał wesoło, oficjalnie gratulując dziewczynie.
- Ja zaraz spadne.. Jedyne czego chce, to się wyspać. Porządnie… - sapnęła z ulgą – no ale nie wypada tego nie świętować. Dobra. Zapraszam Cie dzis do siebie na kolacje. Z Nickiem i moim tatą – dodała po chwili, zauważając widoczny spadek dobrego nastoju u mężczyzny.
- No dobrze. Skoro zapraszasz. Będę wieczorem. – ucałował Brytyjkę w oba policzki i wyszedł z żółtego budynku.
Czarnooka odetchnęła głęboko, siadając na nieco brudnym parapecie. W wyobraźni widziała, gdzie będzie stało jej biurko, sofa, stoły i rośliny. Zamierzała zrobić użytek i rozsławić swoje nazwisko na większą część dzielnicy .  Jakąś godzinę później z lekkim uśmiechem zmierzała w stronę metra. Czekajac na przejściu dla pieszych na zielone światło, usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Od Matta:
„Początek przyszłego tygodnia aktualny? Do zobaczenia u Chrisa?:)”
Bez zastanowienia odpisała: „Tak. Widzimy się w poniedziałek:) PS: Mam już swojego Kanarka!”
Z jeszcze większym uśmiechem na ustach wsiadła do metra i rozglądnęła się dookoła. Rozmawiająca ze sobą para, kilka starszych kobiet, młody, zaczytany chłopak, i meżczyzna, ponuro spoglądajacy w szybę. I oczywiście ten ostatni przypadek przykuł uwagę dziewczyny – blada cera, podkrążone oczy, smutny wzrok. Przykład – jak mawiała mama Liz – chodzącego nieszczęścia.
- Siedzącego w tym wypadku – mruknęła do siebie, uśmiechając się ciepło w stronę zmartwionego mężczyzny. Udało się. Zwróciła na siebie uwagę nieszczęśnika, który niemrawo odwzajemnił uśmiech, pozostawiając, tym samym swe oczy pełne smutku i goryczy.
Wzrokowy flirt trwał przez większą część podróży Brytyjki. Wysiadajac, Maggie uśmiechnęła się szeroko do nieznajomego i pomachała mu. Odprowadził ją do drzwi o wiele weselszy wzrok.
- Tato, znowu róże? – spytała głosno, wchodząc do mieszkania i widząc nowy bukiet – Ciekawe czy mamie też tak często kwiatki kupujesz? – spytała z przekąsem, odwieszając kurtkę na wieszak.
- Możesz się mamy zapytać – usłyszała wesoły głos z wnętrza saloniku. Szatynka znalazła się przy Mamie Liz w mgnieniu oka.
- A ja słyszałeeeeem coooś – zapiał Nick, niosąc w dłoniach wielką butelkę szampana.
- A ciekawe skąd to słyszałeś?
- Aaaaa tamten Pan mi powiedział – wskazał bezczelnie Paula, który opierał się o framugę drzwi.
- Wygląda Pan o wiele lepiej w zwykłym t-shircie i jeansach, niż w garniturze – z uznaniem pokiwała głową dziewczyna – pozwalam na cześciej.
- Tyle, ze mi nie wolno… Ale dziękuje. – W tym momencie Tom Gold, zaprosił całe towarzystwo do stołu. Póxny obiad minął całej piątce w bardzo miłej atmosferze, którą zepsuł deser.
- Bo my mamy z tatą prezent dla Ciebie – Mama Liz wyciągnęła dłoń w stronę czarnookiej, która niepewnie wzięła mały pakuneczek, trzymany przez matkę.
- Ale nie wybuchnie? – spytała z obawą, przykładając sobie pakunek do ucha i potrząsając nim jednocześnie.
- Siostro, jesteś głupia – zagrzmiał piegus, opuszczając z dezaprobatą głowę
- Ciicho. No bo na filmach… - urwała Brytyjka, widząc zawartość pakunku. Wyciągnęła zeń duży, srebrny klucz z dość sporą, czerwoną kokardą – Cooo t…
- Twoje mieszkanie. Nowe i własne. Przecznicę stąd – wypiął się dumnie Tom – Obiecalismy Ci, ze jeśli dasz ze wszystkim rade, zdasz najtrudniejszy rok na uczelni, znajdziesz miejsce dla siebie, to pomożemy Ci. Sama mówiłaś że ostatni rok nauki to tylko kilkanaście spotkań, bez egzaminów. Większośc czasu będziesz spędzać z pacjentami. Masz już gdzie ich przyjmowac, więc czas, by wielka Pani Psycholog zaczeła mieszkać sama. Odetniemy tą waszą wspólną pępowine – zaśmiał się, a potem spojrzał na twarz swojej córki i jej najlepszego przyjaciela. Obydwoje zbledli, a twarz wyrażała przerażenie.
- Ale.. Przeciez my zawsze razem byliśmy… - zaczał Nick
- I nigdy nikomu to nie przeszkadzało – dokończyła Maggie, przysuwając się w stronę rudzielca. – Czemu nie może tak zostać?
- Kochanie, zawsze chciałaś mieć własne mieszkanie – dorzuciła Mama Liz, dajac jednoczęśnie znać, ze dyskusja zakończona, a Szatynka ma czas do namysłu.
Tak wiec deser i atmosfera wokół deseru były gęste. Tylko obecny tam Paul próbował załagodzić sprawę i rozruszać nieco towarzystwo. Niestety bez skutku. Po zamknięciu się drzwi za Państwem Gold, w mieszkaniu przyjaciół na początku panowała niczym nie zmącona cisza, by w następnej chwili wybuchnąć kakofonią dźwięków. Głównie jęków i przekleństw. Paul patrzył na chmurną twarz Maggie, próbując ją rozgryźc. Na co dzień ciepłe i wesołe oczy były teraz zimne, i ciskające gromami.
- Ale zaraz – przerwał przyjaciołom prawnik – Ty – wskazał na Chudzielca – jęczysz,z e nie możesz zapraszać nikogo do siebie, bo jest Maggie, a Ty – spojrzał w kierunku naburmuszonej miny dziewczyny – zawsze chciałaś mieć własne mieszkanie. Teraz macie szanse. Przestańcie się wściekać, bo zachowujecie się, jakbyście byli co najmniej bliźniakami jednojajowymi, a patrząc na was, nie widze nawet krzty podobieństwa – zakończył i dumnie się uśmiechnął.
- Gówno wiesz! – powiedzieli jednocześnie przyjaciele, po czym każde udało się do swojej sypialni, zostawiając jednocześnie Paula samego na środku salonu.
- I na co Ci to było wszystko Hamilton? Te studia i aplikacje? Żeby się takie dwa pajace na Ciebie wypiely. No z kim ja pracuje… - jęknął, po czym położył się na kanapie i bez krempacji właczył telewizor. Pierwsza wyszła Maggie.
- No to racja – zaczeła od progu, przysiadając się obok chłopaka i zaczesując długie włosy – ale zrozum. Znamy się prawie ze od kołyski. Zawsze razem. A teraz… - urwała, kładąc głowę na ramieniu Paula
- Kiedyś musicie.
- Pan w t-shircie ma zawsze racje – zaśmiała się wesoło.
- Pani w t-shircie też ma, ale po większym zastanowieniu – odparł przyglądając się zielonej koszulce w rózne wzorki – Ładnie wyglądasz. Bardzo – dodał, niebezpiecznie nachylając się w stronę Czranookiej. Musnął wargami usta dziewczyny, która po kilku sekundach oddała leciutko pocałunek.
- Ja wiedziałem, ze będziesz w rodzinie – usłyszeli za sobą Nicka – ale idźcie się miziać do Twojej sypialni, co? Mecz chce w spokoju oglądnąć.
- Wypchaj się – Maggie na złosć przyjacielowi, zarzuciła prawnikowi ręce na szyję i mocno wpiła się w jego usta.
- Jesteś wredna. Weź się już dziś wyprowadź – jęknął Piegus – I telefon Ci dzwonił – rzekł, podajac Szatynce aparat, kiedy odkleiła się od bruneta. Jedna wiadomość.
„Przepraszam. Tęsknie. Dom.” I cały świat zawirował. Maggie odetchnęła głęboko i poczuła w brzuchu bandę uskrzydlonych barbarzyńców.
- Pieknie – szepnęła do siebie. Przeprosiła Paula i udała się do swojego pokoju.

środa, 28 listopada 2012

XVIII


Jeden sygnał, drugi, trzeci, piąty, dziesiaty… Czas, jaki Paul Hamilton spędził ze słuchawką przy uchu wydłużał się niemiłosiernie. Próbował od kilku godzin dodzwonić się do Maggie, miał przecież tak dobre wiadomości.. „musiało się coś stać..” – przeszło mu przez myśl, po raz kolejny naciskając czerwoną słuchawkę. Doszedł do pewnego porozumienia z prawowitym właścicielem budynku, w którym planowo swój gabinet miała otworzyć Maggie. Jednak by jej o tym powiedzieć, musiałby się najpierw dodzwonić do samej zainteresowanej. Czując, jak irytacja powolutku zaczyna wzbierać w jego wnętrzu, Paul wybrał numer do jedynej osoby, z otoczenia Brytyjki, która może wpłynąć na nią. Do Toma Golda.

W tym samym czasie w Teignmouth, a konkretniej w salonie, należącym do wokalisty pewnego dosyć sławnego zespołu, pewien blondyn rozłożył się na sporej, zielonej kanapie.
- I co, będziesz tak leżeć do czasu wyjścia krążka? Dom, ogarnij się chłopie! – Matt z typową dla siebie miną, rozsiadł się na puchatym, żółtym dywanie, obierając kolejnego w tym dniu banana – Spierdoliłes sprawe, no Twoja wina, jesteś palantem, to wiemy już. Ej! – krzyknął z pretensją, dostając w głowę poduszką – Powiedziałem to, co wszyscy myślimy. Co Ci odbiło, pytam po raz kolejny, żeby wypalić z najbardziej żałosnym i tępym tekstem świata? „Zostańmy przyjaciółmi” ? Dominic, serio? To już ja bym się do tego nie posunął!
- Skończ, do cholery! Nie cofne czasu. To raz. A dwa.. mamy teraz Odwyk Chrisa na głowie, przesunięcie premiery krążka i świecenie oczami, zeby cała prawda się nie wydała. Nie gadajmy już o niej, bo to nic nie da! Nie odbiera ode mnie telefonów, nie odpisuje na maile i sms-y. – skonczył już nieco ciszej blondyn, nie patrząc nawet w stronę przyjaciela.
- Aha. Czyli od dzisiaj Maggie stanie się jedną z tych „bezimiennych”? – zaśmiał się gorzko Szatyn – Ja tam jej się wcale nie dziwie, ze nie chce z Tobą gadać. Jak widziałem ją, kiedy wypadła z domu Chrisa, miałem ochote skopac Ci dupsko. Ok. – dodał, widząc mine perkusisty – niech będzie dla Ciebie jedną z bezimiennych, ale ja mam zamiar utrzymywać z nią kontakt – rzekł, kończąc rozmowę, i podchodząc do swojej wieży. Zatrzymał się na moment, rozmyślając jak jeszcze może dać do zrozumienia Howardowi, ze to co zrobił było jedną z najgorszych rzeczy jakie uczynił. Po chwili, Bellamy uśmiechnął się pod nosem złośliwie i włączył pierwszy krążek. Z głośników popłynęły pierwsze dźwięki. Matt z satysfakcją odwrócił się w stronę perkusisty, na którego twarzy malował się szok, wściekłość ale i odrobina skruchy.
- „Uno”? Naprawde?
- „This means nothing to me, because you are nothing to me, and it means nothing to me, that you blew his away…” – zaśpiewało dwóch Mattów: jednen z wrednym uśmiechem na ustach, mrożąc przyjaciela wzrokiem, drugi, z głośników.
- Nie wiem co za boginy Cie odmieniły, ale nie chce Cie dziś oglądać – warknął blondyn udając się do wyjścia. Nim zaczeła się druga zwrotka utworu dało się słyszeć mocne trzaśniecie drzwiami.
- Bellamy, jesteś geniusz – mruknął do siebie wokalista, a po chwili z szerokim uśmiechem położył się na kanapie i włączył telewizor.

Perkusista szedł przed siebie z zaciętą miną. Ignorował wszelkie zaczepki płynące ze strony swoich fanów (a raczej fanek), chciał się uspokoić, potrzebował tego. „Co się dzisiaj wszystkim stało, ze chcą mi dokopać” – myślał. Będąc dopiero na plaży, odetchnął nieco i zatrzymał się. Wpatrując się w spokojne fale, zaczął uświadamiać sobie co dokładnie się stało. Zacisnął mocniej wargi. Problemy Chrisa, zblizajaca się wielkimi krokami premiera „the resistance”, a na dodatek zerwanie miłej znajomości z Maggie, spowodowały u Howarda.. No własnie..
Przez kilka minut wpatrywał się w spokojne fale, a kilka minut później usiadł na zimnym i mokrym piasku i schował twarz w dłonie.
Tymczasem w Londynie, Maggie z Paulem robili co w ich mocy, by zakończyć sprawę z budynkiem w ugodowy sposób. Na całe szczęście Właściciel okazał się na tyle „miły” i rozsądny, ze kilka spotkań, telefonów i pism połowicznie rozwiązało sprawę.
- Nie rozumiem, dlaczego tak strasznie upiera się, przy takiej cenie! – jęknęła żałośnie Szatynka siadając naprzeciwko młodego prawnika.
- Mam nadzieje, że wiesz, czym jest zachłanność? – odparł wesoło Paul Hamilton, uśmiechając się do Brytyjki – Spokojnie. Damy sobie radę. Skoro facet spuścił z tonu po kilku rozmowach, to jeszcze troche, a odejdzie od pomysłu tej niebotycznej sumy. A póki co chodź – rzekł, podchodząc do Maggie i wyciągając rękę – zapraszam Cie na obiad. Należy się nam coś od życia.
- Pod warunkiem, ze wybierzemy coś najbardziej kalorycznego i niezdrowego.
- Proponuje pizze z dużą ilością szynki, tłustego sera i sosów, do tego cola, a na deser lody! Co Pani na to? – zaśmiał się, prawnik.
- Dla mnie bomba. Prowadź, wodzu!
Uśmiechnięci Brytyjczycy udali się do malutkiej restauracji. Kolorowy wystrój, pyszne, tłuste jedzenie i przede wszystkim wesołe towarzystwo bruneta, rozluźniły Maggie, pozwalając jej zapomnieć o wydarzeniach sprzed kilku dni. Co prawda przychodziły jeszcze momenty, w których niedawna rozmowa z Howardem uderzała w szatynkę, co zazwyczaj kończyło się płaczem, jednak z dnia na dzień i z godziny na godzinę, szczególnie przebywając z Hamiltonem, czarnooka czuła się lepiej. A rozdział z Muse coraz bardziej wydawał się jej zamknięty.
- Mogę Cię o coś spytać? – zagadnął mezczyzna uśmiechając się ciepło – Twoja mama mówiła mi conieco o Tobie, w sumie bardziej o Twoim przyjacielu, który jest muzykiem.
„No nie – jęknęła w duchu dziewczyna – Serio?”
- No i?
- Chciałem tylko wiedzieć, czy faktycznie… wyparował – skończył nieco koślawo, wykrzywiając zabawnie twarz
- Wychodzi na to, ze dobre wiadomości rozchodzą się w ekspresowym tempie – zasmiała się Brytyjka, zaczesując nerwowo swoje długie włosy. Przelotnie spojrzała na mężczyznę, który uśmiechnął się tylko i kiwnął porozumiewawczo głową.
Popołudnie w miłym towarzystwie Paula tak dobrze wpłynęły na dziewczynę, ze nucąc pod nosem tylko sobie znaną melodię wróciła do mieszkania, okręciła się wokół własnej osi, po czym stanęła oko w oko z wyszczerzonym Nickiem.
- Co Ci tak wesoło? – zagadnął
- A Ci?
- Ja mam powód. Mam dziewczynę!!! – uśmiechnął się jeszcze szerzej, co według Maggie było już niemożliwe. Brytyjka stała jeszcze kilka sekund w miejscu, po czym.. wybuchła głośnym śmiechem. Uspokoiła się dopiero po kilku minutach. Otarła załzawione przez smiech oczy i spojrzała na przyjaciela – Ale wytłumaczysz mi, z czego się tak śmiejesz? Bo wiesz… Mógłbym to źle zrozumieć i na przykład się na Ciebie obrazić – fuknął, zaplątując ręce i przybierając groźną (według siebie) minę.
- Nick. Jeśli to taka dziewczyna, jak ta ostatnia, to ja nie chce jej poznawać – zaśmiała się wesoło Czarnooka, ściągając buty i przechodząc do kuchni – Pamietasz tą.. Amande?
- Proszę Cie… Nic tylko zakupy, kosmetyki.. Ale całowała dobrze! – w odpowiedzi Maggie wzniosła tylko ręce ku górze i odbyła niemą rozmowę z samym „Szefem”. – No to faktycznie, masz powód, żeby się śmiać. Ale ta jest inna. Jest.. Normalna!
- A imie ma, ta Twoja cud-bogini?
- Natalie
- Jakże romantycznie!
- Nie kpij. Jest naprawde fajna. A! i jeszcze jedno. Matt do mnie dzwonił – spodziewał się jakiejś reakcji po przyjaciółce, jednak dziewczyna tylko spojrzała zaciekawiona na piegowatą twarz Brytyjkczyka – Chciał z Tobą gadać, ale miałaś wyłączony telefon.
- A prawda… Byłam na spotkaniu u Paula. A potem na obiedzie… i jakoś samo wyszło ze zapomniałam.
- Coś za często się z nim widujesz – szepnął tuż przy uchu przyjaciółki rudzielec – Czyżby coś było na rzeczy? Już mam go traktować jak członka rodziny?
- Przecież jestem jedynaczką!
- Zależy kiedy. Bo jak coś trzeba, to nagle  jestem Twym zagubionym przed laty bratem – roześmiał się chłopak, porywając kilka paluszków i człapiąc w stronę swojego pokoju. Maggie uśmiechnęla się tylko do siebie, wyciągnęła telefon i właczyła go. Po chwili zobaczyła kilkanaście powiadomień od Bellamy’ego. Bez wahania wybrała numer.
- Czyżby mój ulubiony gitarzysta chciał się umówić na kolejną lekcje gry? – zapytała na wstępie
- Coś… tak prawie, że! Ile można mieć wyłączony telefon? Ja wiem, ze do kobiety dzwoni się dwa razy, raz żeby usłyszała i potem, by znalazła telefon w torebce, ale dwanaście? Jak wielki masz tam bajzel?
- Ale Ci się wyostrzył język! Czyja to zasługa?
- Humorów naszego przyjaciela Dominica. Wnerwia mnie to, że chodzi jak cień, że nie można mu nic powiedzieć, bo zaraz się kłóci.. Tragedia! – jęknął. Szatynka na wieść o Howardzie wyprostowała się, czując jednocześnie, ze fala dobrego humoru jak nagle się zjawiła, tak nagle odeszła. Usiadła na krześle w kuchni, wpatrując się jednocześnie w parujący kubek kawy.
- Co u niego? – spytała cicho.
- Nie pytaj mnie o tego człowieka bo zaraz coś rozwale, a właśnie stoje przy moich płytach, szkoda będzie.. – warknął Matt, jednak po chwili się roześmiał – Nic się nie martw, odpowiednio nad nim popracuje i go naprawie, zobaczysz. A potem zapakuje w wielki karton, obwiąże w panterkową taśme i wyśle pod Twe drzwi.
- Lepiej nie, bo jak go faktycznie przyślesz, to jedyne co będę słyszeć, to jakie masz mroczne wizje przyszłości ludzkości. Nie. Zdecydowanie wole być tu gdzie jestem – roześmiała się Brytyjka
- A znajdziesz chwile, żeby wyskoczyć ze mną gdzieś na miasto?
- Z Tobą? – Szatynka uniosła wysoko brwi, jednocześnie rozglądając się po kuchni i szukając potwierdzenia, zę to co przed momentem usłyszała było prawdziwe – Ale jak z Tobą? Tak… we dwójke?
- Przecież Cie na randke nie wezme. Dommi by się wściekł do reszty.
- Odezwe się na początku przyszłego tygodnia, zgoda? Póki co pracujemy nad zakończeniem sprawy z budynkiem, już prawie moim, no i jestem w stałym kontakcie z Kelly. Więc jak już, to najpierw wybiore się w odwiedziny do Chrisa, a potem ewentualnie do Ciebie. Pasuje? – spytała, uśmiechając się na widok niezapowiedzianego gościa – matt, musze kończyć, trzymaj się! – lecz zanim zdążyła się rozłączyć, Bellamy zdążył usłyszeć tylko „te  róże są dla mnie?”

Wokalista jeszcze przez chwile siedział, wpatrując się tępym wzrokiem w gasnący wyświetlacz swojego telefonu.
- Ale jakie róże? – spytał na głos swój telefon. Kiedy jednak nie uzyskał zadnej odpowiedzi, ze zmarszczonymi brwiami wyszedł z domu, w poszukiwaniu przyjaciela.
__
kogo jeszcze informować o notkach?