środa, 5 grudnia 2012

XIX


- Widzisz, Jimmy? Wystarczy, ze lekko rusze nadgarstkiem a te kilka strun pokazują, na co je stać – uśmiechnął się Howard, siedząc naprzeciwko swojego pieska w swoim pokoju. – No i gadam z Tobą. To wcale nie jest oznaka, że czegoś mi brakuje, prawda?
- Wcale! – usłyszał od progu głos swojej matki, która stała ze skrzyżowanymi rękami, i z rozbawieniem przyglądała się tej scenie – Nie wyganiam Cie, ale… siedzisz całymi dniami u mnie, mimo, ze Twój dom jest o wiele większy i ładniejszy, brzdękasz coś całymi dniami, mówisz do psa. Gdybym Cie nie znała, to bym zaczeła podejrzewać, ze się zakochałeś – ostatnie słowo, kobieta wypowiedziała z szybkością pocisku karabinu maszynowego – ale ze Cię znam..
- To co?
- To twierdze, ze nastąpiła kolejna kłótnia kochanków. Co Ci zrobił Matt? – roześmiała się, wprawiając również w nieco lepszy humor blondyna.
- A czy to zawsze ja musze robić za tego złego? – wyszczerzony Bellamy stanął obok Pani Howard i pocałował ją w policzek – Dziendoberek!
- Czasem boje się tego, jak bardzo czujesz się u Nas swobodnie – pokręciła głową – mogłam być na przykład nago!
- Po I nie paraduje Pani bez niczego, kiedy Pani młodsza pociecha jest w domu, a nawet jeśli.. to mógłbym patrzyć na Takie ciało… - skwitował, wpatrując się w sylwetkę kobiety.
- Matt. Ale wiesz, ze to moja matka jest?
- No i?
- Patrzyłbyś na moją matkę nago? A co ze mną? – postronny obserwator, widząc minę Dominica w pierwszym odruchu chciałby go utulić, zapewnić, ze wszystko będzie dobrze, a potem zgodzić się na wszystko. Dosłownie wszystko.
- To ja już sobie pójde – stwierdziła Pani Howard, po czym bez słowa, za to z widocznym niesmakiem na twarzy zniknęła w holu. Muzycy odczekali kilka chwil, aż drzwi jej sypialni zamkną się i roześmiali się serdecznie.
- To było piekne – zaśmiał się gitarzysta, przybijając przyjacielowi piątke i siadając naprzeciwko blondyna, na podłodze
- Jesteśmy coraz lepsi. Jeszcze troche i faktycznie uwierzy, ze jesteśmy razem – wyszczerzył się perkusista. Po tych słowach w pokoju zapanowała trudna do wytrzymania cisza.
- Przepraszam Cie
- Ale jestem palantem, tu miałeś racje.
- Aż sobie zapisze to, ze się ze mną zgadzasz. To co teraz?
- Ogarniam się, potem Cię i jedziemy do Chrisa.
- Oooooo! To bardzo dobry pomysł jest! – wyszczerzył się Szatyn, knując już w myślach kolejny chytry plan – Kiedy pojedziemy? Może tak na początku przyszłego tygodnia?
- Nie powinienem pytać, co znowu wymyśliłeś, prawda? Nie chce wiedzieć?
- Otóż to! – rzekł wesoło wokalista, po czym wysłał krótkiego sms-a. – a! lubisz róże?
- Ja? Osobiście wole stokrotki… No Chłopie, no! – machnął rękami Howard.
- Cytując klasyka: Schowaj gałązki. A wiesz, ze Maggie lubi róże?
- Wcale, ze nie. Woli frezje – Matt w tym momencie zrobił wielkie oczy, ale nie skomentował tego – A czemu pytasz?
- A tak sobie. To co, skoro pokój powrócił do Gumisiowej Doliny, co będziemy dzisiaj robiiić? – Bellamy skrzyżował nogi i zaczał kołysać się w przód i w tył – Masz banany?
- Banany w kuchni, dvd z Gumisiami w Sali telewizyjnej. Idź, zaraz dołącze. No co? – spytał, patrząc na zmarszczone brwi przyjaciela – zacząłem coś komponować, nie wolno mi?
- Czasem to aż się Ciebie boje, Dom. Ale szybko, dziś poznamy tajemnice soku z gumijagód! – krzyknął Szatyn biegnąc do ogromnego pokoju telewizyjnego – Chodź bo poznam go bez Ciebie!
- Debil jesteś! Też chce znać ten sekret! – Howard w kilka sekund wpadł za przyjacielem do pokoju i stanął tuż przy ogromnym stojaku, na którym było na oko kilkaset płyt. – Dom będzie skakał razem z gumisiami! – prawie pisnął z przyklejonym uśmiechem od ósemki do ósemki.
- A z Domem kosmici i żyrafy – zarechotał gitarzysta i kucnął, by uspokoić nagły wybuch śmiechu – Kosmici jeżdżący na żyrafaaa…. – nie dokończył. Atak wesołości był na tyle silny, że po policzkach spłynęły łzy.
- Uspokój.. się.. bo.. piszczysz jak baba. – wysapał Howard trzymając się za brzuch – i na przyszłość. Nie żyrafy tylko GEPARDY! Żyrafy są bee, a gepardy spoko. Nie myl.
- Ale kosmici na gepardaaaa…….
Kilka odcinków później, po niezliczonej ilości popcornu, przegryzanego co rusz bananami, muzycy tępo wpatrywali się w wyłączony już ekran telewizora.
- Ale weź mi wyjaśnij, bo ja Cie nie rozumiem.  – wyprostował się nieco Bellamy, zerkając na blondyna – co Tobie w niej nie pasuje?
- Czy Ciebie naprawde dziś najęli? Musimy wciąż rozmawiać o Maggie? – jęknął w odpowiedzi, zakrywając twarz dłońmi.
- Musimy. Bo ja Cie nie rozumiem. Widziałeś Ty w życiu coś bardziej ładnego?
- Tylko Ty możesz piękną kobiete nazwać ładną.. Nie wiem. Jest młodziutka.
- Oh, nie wiesz czasem, uważaj bo się przestrasze – zironizował Matt – Dobra. Na koniec złota myśl do rozpracowania, uwaga mówię: Jeśli nie chcesz być z nią, bądź tuż obok – uniósł palec w „mądrym geście”
- Pytanie, czy ona zechce – szepnął prawie perkusista, wychodząc z pokoju.
- Już wujcio Matti się o to postara…

Sprawy w Londynie miały się świetnie. Budynek po trudach i znojach, nareszcie stał się własnością Maggie. Szatynka ze łzami w oczach podpisywała ostatnie papiery, w obecności Paula.
- Czyli co, idziemy świętować? – spytał wesoło, oficjalnie gratulując dziewczynie.
- Ja zaraz spadne.. Jedyne czego chce, to się wyspać. Porządnie… - sapnęła z ulgą – no ale nie wypada tego nie świętować. Dobra. Zapraszam Cie dzis do siebie na kolacje. Z Nickiem i moim tatą – dodała po chwili, zauważając widoczny spadek dobrego nastoju u mężczyzny.
- No dobrze. Skoro zapraszasz. Będę wieczorem. – ucałował Brytyjkę w oba policzki i wyszedł z żółtego budynku.
Czarnooka odetchnęła głęboko, siadając na nieco brudnym parapecie. W wyobraźni widziała, gdzie będzie stało jej biurko, sofa, stoły i rośliny. Zamierzała zrobić użytek i rozsławić swoje nazwisko na większą część dzielnicy .  Jakąś godzinę później z lekkim uśmiechem zmierzała w stronę metra. Czekajac na przejściu dla pieszych na zielone światło, usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Od Matta:
„Początek przyszłego tygodnia aktualny? Do zobaczenia u Chrisa?:)”
Bez zastanowienia odpisała: „Tak. Widzimy się w poniedziałek:) PS: Mam już swojego Kanarka!”
Z jeszcze większym uśmiechem na ustach wsiadła do metra i rozglądnęła się dookoła. Rozmawiająca ze sobą para, kilka starszych kobiet, młody, zaczytany chłopak, i meżczyzna, ponuro spoglądajacy w szybę. I oczywiście ten ostatni przypadek przykuł uwagę dziewczyny – blada cera, podkrążone oczy, smutny wzrok. Przykład – jak mawiała mama Liz – chodzącego nieszczęścia.
- Siedzącego w tym wypadku – mruknęła do siebie, uśmiechając się ciepło w stronę zmartwionego mężczyzny. Udało się. Zwróciła na siebie uwagę nieszczęśnika, który niemrawo odwzajemnił uśmiech, pozostawiając, tym samym swe oczy pełne smutku i goryczy.
Wzrokowy flirt trwał przez większą część podróży Brytyjki. Wysiadajac, Maggie uśmiechnęła się szeroko do nieznajomego i pomachała mu. Odprowadził ją do drzwi o wiele weselszy wzrok.
- Tato, znowu róże? – spytała głosno, wchodząc do mieszkania i widząc nowy bukiet – Ciekawe czy mamie też tak często kwiatki kupujesz? – spytała z przekąsem, odwieszając kurtkę na wieszak.
- Możesz się mamy zapytać – usłyszała wesoły głos z wnętrza saloniku. Szatynka znalazła się przy Mamie Liz w mgnieniu oka.
- A ja słyszałeeeeem coooś – zapiał Nick, niosąc w dłoniach wielką butelkę szampana.
- A ciekawe skąd to słyszałeś?
- Aaaaa tamten Pan mi powiedział – wskazał bezczelnie Paula, który opierał się o framugę drzwi.
- Wygląda Pan o wiele lepiej w zwykłym t-shircie i jeansach, niż w garniturze – z uznaniem pokiwała głową dziewczyna – pozwalam na cześciej.
- Tyle, ze mi nie wolno… Ale dziękuje. – W tym momencie Tom Gold, zaprosił całe towarzystwo do stołu. Póxny obiad minął całej piątce w bardzo miłej atmosferze, którą zepsuł deser.
- Bo my mamy z tatą prezent dla Ciebie – Mama Liz wyciągnęła dłoń w stronę czarnookiej, która niepewnie wzięła mały pakuneczek, trzymany przez matkę.
- Ale nie wybuchnie? – spytała z obawą, przykładając sobie pakunek do ucha i potrząsając nim jednocześnie.
- Siostro, jesteś głupia – zagrzmiał piegus, opuszczając z dezaprobatą głowę
- Ciicho. No bo na filmach… - urwała Brytyjka, widząc zawartość pakunku. Wyciągnęła zeń duży, srebrny klucz z dość sporą, czerwoną kokardą – Cooo t…
- Twoje mieszkanie. Nowe i własne. Przecznicę stąd – wypiął się dumnie Tom – Obiecalismy Ci, ze jeśli dasz ze wszystkim rade, zdasz najtrudniejszy rok na uczelni, znajdziesz miejsce dla siebie, to pomożemy Ci. Sama mówiłaś że ostatni rok nauki to tylko kilkanaście spotkań, bez egzaminów. Większośc czasu będziesz spędzać z pacjentami. Masz już gdzie ich przyjmowac, więc czas, by wielka Pani Psycholog zaczeła mieszkać sama. Odetniemy tą waszą wspólną pępowine – zaśmiał się, a potem spojrzał na twarz swojej córki i jej najlepszego przyjaciela. Obydwoje zbledli, a twarz wyrażała przerażenie.
- Ale.. Przeciez my zawsze razem byliśmy… - zaczał Nick
- I nigdy nikomu to nie przeszkadzało – dokończyła Maggie, przysuwając się w stronę rudzielca. – Czemu nie może tak zostać?
- Kochanie, zawsze chciałaś mieć własne mieszkanie – dorzuciła Mama Liz, dajac jednoczęśnie znać, ze dyskusja zakończona, a Szatynka ma czas do namysłu.
Tak wiec deser i atmosfera wokół deseru były gęste. Tylko obecny tam Paul próbował załagodzić sprawę i rozruszać nieco towarzystwo. Niestety bez skutku. Po zamknięciu się drzwi za Państwem Gold, w mieszkaniu przyjaciół na początku panowała niczym nie zmącona cisza, by w następnej chwili wybuchnąć kakofonią dźwięków. Głównie jęków i przekleństw. Paul patrzył na chmurną twarz Maggie, próbując ją rozgryźc. Na co dzień ciepłe i wesołe oczy były teraz zimne, i ciskające gromami.
- Ale zaraz – przerwał przyjaciołom prawnik – Ty – wskazał na Chudzielca – jęczysz,z e nie możesz zapraszać nikogo do siebie, bo jest Maggie, a Ty – spojrzał w kierunku naburmuszonej miny dziewczyny – zawsze chciałaś mieć własne mieszkanie. Teraz macie szanse. Przestańcie się wściekać, bo zachowujecie się, jakbyście byli co najmniej bliźniakami jednojajowymi, a patrząc na was, nie widze nawet krzty podobieństwa – zakończył i dumnie się uśmiechnął.
- Gówno wiesz! – powiedzieli jednocześnie przyjaciele, po czym każde udało się do swojej sypialni, zostawiając jednocześnie Paula samego na środku salonu.
- I na co Ci to było wszystko Hamilton? Te studia i aplikacje? Żeby się takie dwa pajace na Ciebie wypiely. No z kim ja pracuje… - jęknął, po czym położył się na kanapie i bez krempacji właczył telewizor. Pierwsza wyszła Maggie.
- No to racja – zaczeła od progu, przysiadając się obok chłopaka i zaczesując długie włosy – ale zrozum. Znamy się prawie ze od kołyski. Zawsze razem. A teraz… - urwała, kładąc głowę na ramieniu Paula
- Kiedyś musicie.
- Pan w t-shircie ma zawsze racje – zaśmiała się wesoło.
- Pani w t-shircie też ma, ale po większym zastanowieniu – odparł przyglądając się zielonej koszulce w rózne wzorki – Ładnie wyglądasz. Bardzo – dodał, niebezpiecznie nachylając się w stronę Czranookiej. Musnął wargami usta dziewczyny, która po kilku sekundach oddała leciutko pocałunek.
- Ja wiedziałem, ze będziesz w rodzinie – usłyszeli za sobą Nicka – ale idźcie się miziać do Twojej sypialni, co? Mecz chce w spokoju oglądnąć.
- Wypchaj się – Maggie na złosć przyjacielowi, zarzuciła prawnikowi ręce na szyję i mocno wpiła się w jego usta.
- Jesteś wredna. Weź się już dziś wyprowadź – jęknął Piegus – I telefon Ci dzwonił – rzekł, podajac Szatynce aparat, kiedy odkleiła się od bruneta. Jedna wiadomość.
„Przepraszam. Tęsknie. Dom.” I cały świat zawirował. Maggie odetchnęła głęboko i poczuła w brzuchu bandę uskrzydlonych barbarzyńców.
- Pieknie – szepnęła do siebie. Przeprosiła Paula i udała się do swojego pokoju.

2 komentarze:

  1. Uuuu........i uuuuuu po raz drugi. Co dalej? CO DALEJ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dom, ten to ma zapłon... Teraz kiedy zapomniała i zaczęło jej się układać!? Paul narobił sobie nadziei, a teraz Blondas wszystko wywróci do góry nogami.. Znów.. W takim razie czas na następny ;) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń