środa, 28 listopada 2012

XVIII


Jeden sygnał, drugi, trzeci, piąty, dziesiaty… Czas, jaki Paul Hamilton spędził ze słuchawką przy uchu wydłużał się niemiłosiernie. Próbował od kilku godzin dodzwonić się do Maggie, miał przecież tak dobre wiadomości.. „musiało się coś stać..” – przeszło mu przez myśl, po raz kolejny naciskając czerwoną słuchawkę. Doszedł do pewnego porozumienia z prawowitym właścicielem budynku, w którym planowo swój gabinet miała otworzyć Maggie. Jednak by jej o tym powiedzieć, musiałby się najpierw dodzwonić do samej zainteresowanej. Czując, jak irytacja powolutku zaczyna wzbierać w jego wnętrzu, Paul wybrał numer do jedynej osoby, z otoczenia Brytyjki, która może wpłynąć na nią. Do Toma Golda.

W tym samym czasie w Teignmouth, a konkretniej w salonie, należącym do wokalisty pewnego dosyć sławnego zespołu, pewien blondyn rozłożył się na sporej, zielonej kanapie.
- I co, będziesz tak leżeć do czasu wyjścia krążka? Dom, ogarnij się chłopie! – Matt z typową dla siebie miną, rozsiadł się na puchatym, żółtym dywanie, obierając kolejnego w tym dniu banana – Spierdoliłes sprawe, no Twoja wina, jesteś palantem, to wiemy już. Ej! – krzyknął z pretensją, dostając w głowę poduszką – Powiedziałem to, co wszyscy myślimy. Co Ci odbiło, pytam po raz kolejny, żeby wypalić z najbardziej żałosnym i tępym tekstem świata? „Zostańmy przyjaciółmi” ? Dominic, serio? To już ja bym się do tego nie posunął!
- Skończ, do cholery! Nie cofne czasu. To raz. A dwa.. mamy teraz Odwyk Chrisa na głowie, przesunięcie premiery krążka i świecenie oczami, zeby cała prawda się nie wydała. Nie gadajmy już o niej, bo to nic nie da! Nie odbiera ode mnie telefonów, nie odpisuje na maile i sms-y. – skonczył już nieco ciszej blondyn, nie patrząc nawet w stronę przyjaciela.
- Aha. Czyli od dzisiaj Maggie stanie się jedną z tych „bezimiennych”? – zaśmiał się gorzko Szatyn – Ja tam jej się wcale nie dziwie, ze nie chce z Tobą gadać. Jak widziałem ją, kiedy wypadła z domu Chrisa, miałem ochote skopac Ci dupsko. Ok. – dodał, widząc mine perkusisty – niech będzie dla Ciebie jedną z bezimiennych, ale ja mam zamiar utrzymywać z nią kontakt – rzekł, kończąc rozmowę, i podchodząc do swojej wieży. Zatrzymał się na moment, rozmyślając jak jeszcze może dać do zrozumienia Howardowi, ze to co zrobił było jedną z najgorszych rzeczy jakie uczynił. Po chwili, Bellamy uśmiechnął się pod nosem złośliwie i włączył pierwszy krążek. Z głośników popłynęły pierwsze dźwięki. Matt z satysfakcją odwrócił się w stronę perkusisty, na którego twarzy malował się szok, wściekłość ale i odrobina skruchy.
- „Uno”? Naprawde?
- „This means nothing to me, because you are nothing to me, and it means nothing to me, that you blew his away…” – zaśpiewało dwóch Mattów: jednen z wrednym uśmiechem na ustach, mrożąc przyjaciela wzrokiem, drugi, z głośników.
- Nie wiem co za boginy Cie odmieniły, ale nie chce Cie dziś oglądać – warknął blondyn udając się do wyjścia. Nim zaczeła się druga zwrotka utworu dało się słyszeć mocne trzaśniecie drzwiami.
- Bellamy, jesteś geniusz – mruknął do siebie wokalista, a po chwili z szerokim uśmiechem położył się na kanapie i włączył telewizor.

Perkusista szedł przed siebie z zaciętą miną. Ignorował wszelkie zaczepki płynące ze strony swoich fanów (a raczej fanek), chciał się uspokoić, potrzebował tego. „Co się dzisiaj wszystkim stało, ze chcą mi dokopać” – myślał. Będąc dopiero na plaży, odetchnął nieco i zatrzymał się. Wpatrując się w spokojne fale, zaczął uświadamiać sobie co dokładnie się stało. Zacisnął mocniej wargi. Problemy Chrisa, zblizajaca się wielkimi krokami premiera „the resistance”, a na dodatek zerwanie miłej znajomości z Maggie, spowodowały u Howarda.. No własnie..
Przez kilka minut wpatrywał się w spokojne fale, a kilka minut później usiadł na zimnym i mokrym piasku i schował twarz w dłonie.
Tymczasem w Londynie, Maggie z Paulem robili co w ich mocy, by zakończyć sprawę z budynkiem w ugodowy sposób. Na całe szczęście Właściciel okazał się na tyle „miły” i rozsądny, ze kilka spotkań, telefonów i pism połowicznie rozwiązało sprawę.
- Nie rozumiem, dlaczego tak strasznie upiera się, przy takiej cenie! – jęknęła żałośnie Szatynka siadając naprzeciwko młodego prawnika.
- Mam nadzieje, że wiesz, czym jest zachłanność? – odparł wesoło Paul Hamilton, uśmiechając się do Brytyjki – Spokojnie. Damy sobie radę. Skoro facet spuścił z tonu po kilku rozmowach, to jeszcze troche, a odejdzie od pomysłu tej niebotycznej sumy. A póki co chodź – rzekł, podchodząc do Maggie i wyciągając rękę – zapraszam Cie na obiad. Należy się nam coś od życia.
- Pod warunkiem, ze wybierzemy coś najbardziej kalorycznego i niezdrowego.
- Proponuje pizze z dużą ilością szynki, tłustego sera i sosów, do tego cola, a na deser lody! Co Pani na to? – zaśmiał się, prawnik.
- Dla mnie bomba. Prowadź, wodzu!
Uśmiechnięci Brytyjczycy udali się do malutkiej restauracji. Kolorowy wystrój, pyszne, tłuste jedzenie i przede wszystkim wesołe towarzystwo bruneta, rozluźniły Maggie, pozwalając jej zapomnieć o wydarzeniach sprzed kilku dni. Co prawda przychodziły jeszcze momenty, w których niedawna rozmowa z Howardem uderzała w szatynkę, co zazwyczaj kończyło się płaczem, jednak z dnia na dzień i z godziny na godzinę, szczególnie przebywając z Hamiltonem, czarnooka czuła się lepiej. A rozdział z Muse coraz bardziej wydawał się jej zamknięty.
- Mogę Cię o coś spytać? – zagadnął mezczyzna uśmiechając się ciepło – Twoja mama mówiła mi conieco o Tobie, w sumie bardziej o Twoim przyjacielu, który jest muzykiem.
„No nie – jęknęła w duchu dziewczyna – Serio?”
- No i?
- Chciałem tylko wiedzieć, czy faktycznie… wyparował – skończył nieco koślawo, wykrzywiając zabawnie twarz
- Wychodzi na to, ze dobre wiadomości rozchodzą się w ekspresowym tempie – zasmiała się Brytyjka, zaczesując nerwowo swoje długie włosy. Przelotnie spojrzała na mężczyznę, który uśmiechnął się tylko i kiwnął porozumiewawczo głową.
Popołudnie w miłym towarzystwie Paula tak dobrze wpłynęły na dziewczynę, ze nucąc pod nosem tylko sobie znaną melodię wróciła do mieszkania, okręciła się wokół własnej osi, po czym stanęła oko w oko z wyszczerzonym Nickiem.
- Co Ci tak wesoło? – zagadnął
- A Ci?
- Ja mam powód. Mam dziewczynę!!! – uśmiechnął się jeszcze szerzej, co według Maggie było już niemożliwe. Brytyjka stała jeszcze kilka sekund w miejscu, po czym.. wybuchła głośnym śmiechem. Uspokoiła się dopiero po kilku minutach. Otarła załzawione przez smiech oczy i spojrzała na przyjaciela – Ale wytłumaczysz mi, z czego się tak śmiejesz? Bo wiesz… Mógłbym to źle zrozumieć i na przykład się na Ciebie obrazić – fuknął, zaplątując ręce i przybierając groźną (według siebie) minę.
- Nick. Jeśli to taka dziewczyna, jak ta ostatnia, to ja nie chce jej poznawać – zaśmiała się wesoło Czarnooka, ściągając buty i przechodząc do kuchni – Pamietasz tą.. Amande?
- Proszę Cie… Nic tylko zakupy, kosmetyki.. Ale całowała dobrze! – w odpowiedzi Maggie wzniosła tylko ręce ku górze i odbyła niemą rozmowę z samym „Szefem”. – No to faktycznie, masz powód, żeby się śmiać. Ale ta jest inna. Jest.. Normalna!
- A imie ma, ta Twoja cud-bogini?
- Natalie
- Jakże romantycznie!
- Nie kpij. Jest naprawde fajna. A! i jeszcze jedno. Matt do mnie dzwonił – spodziewał się jakiejś reakcji po przyjaciółce, jednak dziewczyna tylko spojrzała zaciekawiona na piegowatą twarz Brytyjkczyka – Chciał z Tobą gadać, ale miałaś wyłączony telefon.
- A prawda… Byłam na spotkaniu u Paula. A potem na obiedzie… i jakoś samo wyszło ze zapomniałam.
- Coś za często się z nim widujesz – szepnął tuż przy uchu przyjaciółki rudzielec – Czyżby coś było na rzeczy? Już mam go traktować jak członka rodziny?
- Przecież jestem jedynaczką!
- Zależy kiedy. Bo jak coś trzeba, to nagle  jestem Twym zagubionym przed laty bratem – roześmiał się chłopak, porywając kilka paluszków i człapiąc w stronę swojego pokoju. Maggie uśmiechnęla się tylko do siebie, wyciągnęła telefon i właczyła go. Po chwili zobaczyła kilkanaście powiadomień od Bellamy’ego. Bez wahania wybrała numer.
- Czyżby mój ulubiony gitarzysta chciał się umówić na kolejną lekcje gry? – zapytała na wstępie
- Coś… tak prawie, że! Ile można mieć wyłączony telefon? Ja wiem, ze do kobiety dzwoni się dwa razy, raz żeby usłyszała i potem, by znalazła telefon w torebce, ale dwanaście? Jak wielki masz tam bajzel?
- Ale Ci się wyostrzył język! Czyja to zasługa?
- Humorów naszego przyjaciela Dominica. Wnerwia mnie to, że chodzi jak cień, że nie można mu nic powiedzieć, bo zaraz się kłóci.. Tragedia! – jęknął. Szatynka na wieść o Howardzie wyprostowała się, czując jednocześnie, ze fala dobrego humoru jak nagle się zjawiła, tak nagle odeszła. Usiadła na krześle w kuchni, wpatrując się jednocześnie w parujący kubek kawy.
- Co u niego? – spytała cicho.
- Nie pytaj mnie o tego człowieka bo zaraz coś rozwale, a właśnie stoje przy moich płytach, szkoda będzie.. – warknął Matt, jednak po chwili się roześmiał – Nic się nie martw, odpowiednio nad nim popracuje i go naprawie, zobaczysz. A potem zapakuje w wielki karton, obwiąże w panterkową taśme i wyśle pod Twe drzwi.
- Lepiej nie, bo jak go faktycznie przyślesz, to jedyne co będę słyszeć, to jakie masz mroczne wizje przyszłości ludzkości. Nie. Zdecydowanie wole być tu gdzie jestem – roześmiała się Brytyjka
- A znajdziesz chwile, żeby wyskoczyć ze mną gdzieś na miasto?
- Z Tobą? – Szatynka uniosła wysoko brwi, jednocześnie rozglądając się po kuchni i szukając potwierdzenia, zę to co przed momentem usłyszała było prawdziwe – Ale jak z Tobą? Tak… we dwójke?
- Przecież Cie na randke nie wezme. Dommi by się wściekł do reszty.
- Odezwe się na początku przyszłego tygodnia, zgoda? Póki co pracujemy nad zakończeniem sprawy z budynkiem, już prawie moim, no i jestem w stałym kontakcie z Kelly. Więc jak już, to najpierw wybiore się w odwiedziny do Chrisa, a potem ewentualnie do Ciebie. Pasuje? – spytała, uśmiechając się na widok niezapowiedzianego gościa – matt, musze kończyć, trzymaj się! – lecz zanim zdążyła się rozłączyć, Bellamy zdążył usłyszeć tylko „te  róże są dla mnie?”

Wokalista jeszcze przez chwile siedział, wpatrując się tępym wzrokiem w gasnący wyświetlacz swojego telefonu.
- Ale jakie róże? – spytał na głos swój telefon. Kiedy jednak nie uzyskał zadnej odpowiedzi, ze zmarszczonymi brwiami wyszedł z domu, w poszukiwaniu przyjaciela.
__
kogo jeszcze informować o notkach?

2 komentarze:

  1. Bellamy jest moim Bogiem! hahaha no kocham tego gościa! xD
    No właśnie.. Jakie róże?! Wiem! Nie.. Błagam tylko nie Paul, bo przecież ma być z Howard'em!
    Dodaj już następny, bo mnie ciekawość zje!

    OdpowiedzUsuń
  2. No...wiesz. I wszyscy już wiedzą co Ci na święta wysłałam i gdzie jest Domiś. LOL. Ja cały czas widzę pląsającego Dominica w tych majtkach. Za każdym razem na czytam "panterka"....pragnę jeszcze więcej notek...dawaj mi dawaj!

    OdpowiedzUsuń