wtorek, 25 czerwca 2013

XXII

- Dom zaraz tu będzie. Maggie, spokojnie – Kelly, jako jedyna próbowała zachować względny spokój.
- Tobie łatwo mówic. Siedzisz w tym od kilkunastu lat, a ja od kilkunastu minut.
- Dni, jak już to od kilkunastu dni – poprawił Czarnooką Chris – nie rozumiem, o co tyle krzyku, hieny się pojawiły, hieny znikną – wzruszył niedbale ramionami.
- Stary! Ja rozumiem. Jesteś do tego przyzwyczajony, ze na każdym kroku znajduje się ktoś, kto Cie zawoła i cyknie zdjęcie, no ale my?! – Piegus od kilku minut nerwowo przemierzał salon, z każdą minutą robiąc się coraz bardziej czerwony.
Szatynka w głowie miała mętlik. Odchyliła się na skórzanej, czarnej sofie i zamknęła oczy. W żaden sposób nie mogła wytłumaczyć, jak i dlaczego czekali na nich własnie w tym pubie. Otworzyła oczy, słysząc jakieś zamieszanie za drzwiami.
- Czy teraz na każdy najcichszy szmer będę podskakiwać ze strachu? – mruknęła, kręcąc głową. Uśmiechnęła się blado do Toma Kirka, który rozsiadł się w wielkim, czarnym fotelu.
- Kłopoty w raju?
- Daj jej spokój. Pierwsze zetknięcie z rzeczywistością.
- Przywykniesz. Każdy się po czasie przyzwyczaja – machnął dłonią meżczyzna, rozsiadając się w fotelu i wyjmując z kieszeni telefon – A te wszystkie dziewczyny, które się „przewinęły”– mrugnął, chcąc najwidoczniej rozładować jakoś napietą sytuację.
- Ty weź się uspokój, co? – usłyszeli Doma, a raczej mocne trzaśnięcie drzwiami, a później własnie perkusistę.
- Jeśli znów zepsułeś mi drzwi, tym razem, jak pragnę zdrowia, oberwiesz – warknął basista, mierząc groźnie przyjaciela.
- Mniejszego od siebie będziesz bić? – prychnął blondyn, siadając obok szatynki, która automatycznie wtuliła się w szczupłe ciało mężczyzny – Wszystko dobrze? – dodał ciszej, całując przy okazji czubek głowy Maggie.
- Chłopie! Ty się pytasz?! Źle jest! Gdyby nie mój kumpel, nigdy nie wyleźlibyśmy stamtąd żywi!
- Nick, schowaj gałązki…
- To był tekst do Matta, jak już – po raz pierwszy, nieco pewniej odezwała się Maggie, z leciutkim uśmiechem – Nick, naprawde się ciesze, ze ten chłopak nam pomógł, ale może faktycznie nie ma co panikować? Może to naprawde chwilowe? I za jakiś czas dadzą nam wszystkim spokój?
- Czy Ty się słyszysz? Zamierzasz się z tym wszystkim pogodzić? O nie, moja miła. Ja wysiadam z tego pociągu. – Z każym słowem, twarz Nicka nabierała coraz bardziej czerwoną barwę, aż w końcu jego piegi stały się niewidoczne – Gruchajcie ile wlezie, ale ja się odcinam od tego. Byłem szarym Nikim na tym świecie i wiesz co? Dobrze mi było z tym. Nie zamierzam tego zmieniać. A was wszystkich chyba pogięło… - machnął dłonią, mierząc każdą siędzącą w salonie osobę, dłużej przyglądając się swojej przyjaciółce, jednak, kiedy nie dostrzegł w jej oczach żadnego poparcia, z wściekłością wyszedł z mieszkania Chrisa.
- To teraz na bank musze zmieniać zawiasy w drzwiach – jeknął Wolstenholm, kręcąc powoli głową…
Mieszkając kilka ładnych lat w jednej z większych aglomeracji, Maggie przyzwyczaiła się do zmienności pogody, do krajobrazu, wszechogarniającego zimna, nieco dziwacznej ludzkiej mentalności. Jednak zawsze, podczas tych lepszych i gorszych chwil miała przy sobie swojego młodszego „braciszka” – jak nazywała pieszczotliwie Nicka.  Zawsze mogła na nim polegać, miala z kim porozmawiać, wyżalić się. Piegus był jedyną osobą, która wiedziała o Szatynce tak dużo…
- A nagle zostałam sama – mruknęla wpatrując się w prawie pustą szklankę, w której jeszcze nie tak dawno znajdował się pewien bursztynowy płyn. Od pamiętnego wieczoru w mieszkaniu Chrisa minęło kilka dni, podczas których Czarnooka rzadko kiedy widziała swojego przyjaciela. Brak kontaktu i wciąż nie wyjaśnioną sytuacja dręczyły Maggie w dzień, a nocą przynosiły niespokojne sny. Podczas kolejnego samotnego, piątkowego wieczoru, udała się do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. „Nad chmurami”, jak każdy szanujący się pub był mały, zadymiony, z głośną muzyką, ale przy tym miał w sobie coś, co zachęcało swoich klientów do powrotu. Siedząc samotnie przy barze, Szatynka pogrążona w czarnych myślach nie zwróciła uwagi na parę ciemnych oczu, bacznie się przyglądających.
- Pani coś jeszcze podać? – usłyszała nad sobą. Podniosła głowę zdziwiona, że ktoś ośmielił się przerwać jej myśli.
- O, Szczepan.
- Pani koniecznie się musi jeszcze napić – zaśmiał się meżczyzna, opierając się o blat. – Napić albo wygadać. Co Pani wybiera?
- Jest mi tak bardzo wszystko jedno, ze możesz mi jeszcze dolać – wzruszyła ramonami, wywołując kolejną falę śmiechu – Jakże się cieszę, że robie dziś za błazna – dodała z ironią.
- Nie mów tak – Polak zmarszczył brwi, bacznie przyglądając się dziewczynie – Coś się stało, prawda? No to słucham.
- Nie mam ochoty na zwierzanie się obcym ludziom, którzy w dodatku ciągną ode mnie pieniądze a nie dolewają alkoholu – rzekła zimno Maggie, dość nieprzyjemnie mrożąc bruneta wzrokiem.
- Uważaj, bo się przestrasze.
- Źle trafiłeś, jeśli chcesz się ze mną kłócić, zrobie Ci tu taką scene, ze ja stąd wylece, ale pociągne Cię za sobą, więc może lepiej tego nie rób – ostrzegła zimno.
- Nie rób czego?
- Nie prowokuj mnie…
- To jeszcze raz. Jestem Szczepan, jestem z Polski, Ty jesteś Maggie, jesteś zła, albo smutna, a ja chce Ci pomóc. Więc jak będzie: Dalej tupiesz nóżką i rzucasz groźne miny, czy jak człowiek wygadasz się? Z doświadczenia wiem, że ta druga metoda jest bardziej skuteczna – dodał meżczyzna, mrugając wesoło.
- Życie… Co Ci mogę więcej powiedzieć… Stając przed wyborem: miłosc czy przyjaźń, wybrałam to pierwsze… co chyba nie było zbyt rozsądne… Ty mi koniecznie musisz nalać, bo się rozpłacze – poprosiła łagodniej.
Dwie, może trzy szklaneczki później, Maggie poprosiła o rachunek, stając na miękkich nogach. Pożegnała się ze Szczepanem, który okazał się znakomitym słuchaczem, bardzo ciepłym i wrażliwym mężczyzną, wróciła do domu, gdzie zastała Natalie, siedzącą samotnie w ich wspólnym małym saloniku.
- Stało się coś? – spytała Szatynka momentalnie trzeźwiejąc. Dziewczyna tylko pokręciła głową, po czym otarła z policzka kilka łez – Jezu, co się dzieje. Gdzie Nick? Nat, powiedz mi, szturchnęła, nieco mocniej, niż zamierzała szczuplutkie ramie Natalie.
- Nick ze mną zerwał – wyszlochała – to Cię tak uspokoiło? – spytała, widząc błogość, malującą się na twarzy swojej rozmówczyni.
- Ja po prostu.. Przepraszam…
- Jeszcze tu jesteś? – usłyszały za sobą nieprzyjemny ton. Maggie, znała ten ton doskonale. Oznaczał tylko to, co najgorsze. Jednak w tym wypadku, nie wiedziała kogo się on tyczy. Spojrzała wyzywająco w stronę przyjaciela, który patrzył na krótkowłosą brunetkę – wynoś się.- warknął. Najdziwniejsze w tej całej i tak dość nieprzyjemnej sytuacji było to, ze Natalie, bez słowa podniosła się z miejsca i ruszyła w kierunku drzwi.
- Jest coś, o czym chcesz mi powiedzieć? – spytała piegusa, ledwo drzwi zamknęły się za dziewczyną.
- Tak. Zadawałem się z łajzą.
- No to wiem od dawna, a konkretniej? – Nie patrząc na Nicka, Maggie wyczuła, ze ten się uśmiecha.
- Konkretniej, to Nat okradała nasze mieszkanie. A że wyłudzała ode mnie kase, to już kolejna rzecz.
- Że co robiła?! – alkohol we krwi Maggie, spotęgował jej reakcję – Łajza!
- A co ja przed chwilą powiedziałem? – zaśmiał się Nick – Od kilku dni zauważyłem, jak dość blisko podchodzi do róznych przedmiotów, a wczoraj kilka płyt schowała do torby. Żeby była jasność, to były płyty z autografami Muz. I jeszcze… Maggie… chciałem przeprosić – rzekł, ciszej niż zwykle siadając obok przyjaciółki.
- Też Cie kocham. Ale nie rób mi takich numerów wiecej – uśmiechnęła się Szatynka, przytulając chude ciało Nicka – Jak się ciesze, ze już wszystko ok… - dodała ciszej.
- Teraz mamy wspólnego wroga..
- Paparazzi?
- No coś ty.. Tą łajze. Musimy odzyskać nasze rzeczy…
- Mój drogi, ja już wymyśle jej taką karę, ze odechce się jej buszować w cudzych rzeczach…
- I tego się bałem….
- Niech no ja zadzwonie najpierw do naszego wspólnego przyjaciela, który nas w to wszystko wpakował.
- Dominic?
- Nie. Szczepan.
- A co Ty chcesz temu niewinnemu chłopięciu zrobić?
- Ja nic. Zapytaj lepiej, co on zrobi dla nas… - dodała ze złośliwym uśmieszkiem
- A co zrobi dla nas?
- Wiedziałeś jak ważne stanowisko zajmuje?
- Jest barmanem? – naiwność w jasnych oczach  Rudzielca, była tak ogromna, ze Maggie, mimo szczerych chęci, nie mogła powstrzymać wybuchnięcia głosnym śmiechem – czyli jest kimś więcej, niż tylko barmanem. Powiesz mi kim?
- Sam Ci powie. Daj mi do niego zadzwonić. – Czarnooka wyszła do swojej sypialni, a po kilku minutach ze zgiętą karteczką w dłoni usiadła przy przyjacielu – pod ten adres mamy stawić się jutro.
- Ale to posterunek policji jest… Maggie, no nie wiem.
- Ale ja wiem. Nikt nie będzie kraść płyt, które dostaliśmy od Chłopaków. Klaptomanii nie będziemy tolerować… - uśmiechnęła się złowieszczo do przyjaciela, w taki sposób, ze Nickowi momentalnie wszystkie włoski na karku stanęły dęba…