Bardzo powoli, patrząc sobie w oczy weszli na łóżko. Nie
chcieli się z niczym spieszyć. Dominic delikatnie badał każdy szczegół twarzy i
dekoltu Szatynki. Najpierw dłońmi, później ustami. Po chwili spojrzał
dziewczynie w oczy, czekając na nieme pozwolenie. Kiedy Maggie przyciągnęła
blondyna, pocałowała mocno i namiętnie, wszelkie bariery, „mury”, czy
zahamowania puściły. Dłonie obydwojga zaczęły krążyć bez opamiętania. Brytyjka bardzo
szybko uporała się z t-shirtem muzyka. Czuła ciepło jego skóry nawet przez
swoją koszulę. W przypływie.. impulsu,
Howard rozerwał kraciastą koszulę Szatynki, dziewczyna zaśmiała się
cicho, słysząc jak małe guziczki wesoło podskakują na panelach w sypialni
muzyka.
- Przepraszam – szepnał Dom, tuż nad uchem Maggie,
przyprawiając ją o dreszcze. Dłońmi sięgnęła do zapięcia spodni perkusisty, który
zaśmiewając się lekko po chwili pomógł dziewczynie. Pozbycie się reszty ubrań
Brytyjki zajęło nieco mniej czasu i obyło się bez kolejnych ciuchowych strat,
jak wcześniejszy z bluzką.
Leżąc nago w chłodnej pościeli, zwolnili nieco. Rozkoszowali
się każdym dotykiem, pocałunkiem, muśnięciem. Dominic nadał obojgu odpowiednie
tempo. Delektował się słodkimi ustami Maggie i całym ciepłem, jakie znalazł
właśnie u niej. Te wszystkie uśmiechy, dobre słowo, nawet nieco zadziorny
charakter dawały tej drobnej dziewczynie takiego uroku, ze dłużej nie mógłby
się chyba powstrzymywać, przed jakimikolwiek gestami.
Na powrót przyspieszyli, tonąc w głośnych jękach, przy
akompaniamencie przyspieszonych oddechów, szybszego pulsu i gorących, wręcz
parzących ciał, by po chwili zatrzymać się zupełnie, wydajac z siebie ostatnie
westchnienia, patrząc sobie przy tym w oczy.
- Kocham Cię – szepnęła Brytyjka, odgarniając nieco wilgotne
włosy z czoła muzyka
- Kocham Cię – usłyszała tylko, po czym na powrót zatonęła w
gorących pocałunkach…
***
Obudzily ją
pierwsze promienie słoneczne. Przeciągając się, niczym kotka, natrafiła na
wesołe spojrzenie perkusisty.
- Którą mamy? – zamruczała zadowolona.
- Godzina 7. Dnia następnego – zaśmiał się blondyn,
przyciągając dziewczynę do siebie – Nie wychodziliśmy z łóżka jakieś… –
zamyślił się – no jak myślisz?
- Dość długo. Było późne popołudnie, kiedy zacząłeś ..
gotowanie – roześmiała się serdecznie, mrugając przy tym zalotnie – stawiam na
jakieś pół doby. Pracowita noc – westchnęła z udawanym żalem.
- Inaczej bym to ujął – szepnął jej do ucha Dom i delikatnie
przygryzł płatek ucha Szatynki.
- Naprawde? Jak?
- Że dotknęliśmy gwiazd tej nocy..
Wspólna
kąpiel, śniadanie, wyjście na miasto. Maggie czuła się najszczęśliwszą
dziewczyną na świecie. Sam Dominic pękał z dumy, widząc zazdrosne spojrzenia
mężczyzn, kierowane do roześmianej, pięknej Szatynki. Czuł się.. inaczej. Nigdy
wcześniej nie zdobył się na to, by po nocy spędzonej z kobietą, wyjść z nią na
miasto, rozmawiając, śmiejąc się i trzymając za ręce. Teraz to zupełnie coś
innego. Był pewny Czarnookiej. I siebie.
Weszli do studia, gdzie, jak co dzień, czekał na nich
uśmiechnięty Tom, ze swoją kamerką, która uwieczniła pierwszy wspólny
pocałunek, własnie w tym miejscu.
- O! Dom! Matt Cie szuka
- Znaczy, ze jest źle, skoro Ty mi to mówisz – burknął tylko
blondyn, na co Czarnooka zachichotała
- Jest gorzej! Gdzieś się podziewał do cholery? – Szatyn
zamarł, widząc parę razem.. – Co wyście tacy… Jacyś tacy… Ja wiem…
- Roześmiani? Zrelaksowani? Szczęśliwi? Bo chyba nie chcesz
użyć określenia „wyżyci”, prawda Matty? – Chris, jak zawsze, z rozbrajającym
uśmiechem, poklepał chudego wokalistę, który zaczął masować swoje ramie.
- Ty to wiesz, co chce powiedzieć – jęknął z bólem, patrząc
na powrót na przyjaciela – No dobra. Gdzieście byli? Najaraliście się razem,
czy jaka cholera? No co?! – krzyknął, kiedy basista, perkusista i ich
współpracownik machnęli tylko rękoma, udając się, każdy w swoją stronę – Co ja
takiego powiedziałem? – spytał roześmianej Szatynki, która tylko pokiwała ze
współczuciem głową.
- A jak myślisz, dlaczego para, trzymajaca się za ręce
wygląda na tak szczęśliwa, mając na sobie ciuchy z poprzedniego dnia? No
pomyśl… Skupiamy się, Bellamy!
- Bo.. Ło kurde! Wyście spali ze sobą? – wykrzyknął, na co
odpowiedział mu głośny śmiech unoszący się w całym studio.
Szatynka wyszła z budynku, udając się w stronę swojego
mieszkania. W ramach spaceru, wysiadła tuż przy City, chcąc jeszcze raz
napatrzeć się na budynek, który od dziś miał stać się jej własnością.
„Kanarek”, bo tak go nazwała, uśmiechał się do niej, rozświetlając jednocześnie
szarą, nowoczesną okolice. „Budzi zaufanie, przyciąga wzrok” – pomyślała i ze
śmiechem zbliżyła się, by zerwać z drzwi, jak myślała, kolejną ulotke. Nie była
to jednak reklamówka, ale list, z którego wynikało, że Pojawił się prawowity
właściciel budynku, przejmując go tym samym. I przy okazji unieważniając
wszelkie umowy, jakie były zawarte w związku z wykupieniem go.
- No kurwa, chyba nie! – prawie wrzasnęła i z wściekłością
pobiegła do swojego mieszkania, gdzie zastała, jak zawsze Nicka.
- Nie.. Wcale się nie denerwowałem tym, ze na noc nie
wróciłaś do domu, i nie odbierałaś ode mnie telefonów, w ogóle! – mruknął na
przywitanie rudowłosy, nie patrząc nawet w stronę przyjaciółki.
- Raz Boski zamknąłbyś się i nie przerywał – jęknęła żałośnie
czarnooka, rzucając w stronę piegusa list od właściciela budynku. Chudzielec
przeczytał wiadomość w ciszy i zaskoczony spojrzał w stronę dziewczyny.
- Co robimy?
- Miałam pytać o to samo…
- Trzeba się z tym pajacem spotkać – rzekł poważnie chłopak,
ubierając kurtkę
- A ty gdzie?
- No ide z Tobą.
- Nie teraz.. Mam za sobą.. ciężką noc, chce się wykąpac,
przebrać i na spokojnie zastanowić co zrobić z tą cała sprawą.
- Nie liczy się. To zmęczenie – dodał pochwali rudzielec,
widząc zdezorientowany wzrok Maggie – bo to takie rozkoszne zęczenie, prawda?
- A idź się utop – zasmiała się Czarnooka, machając ręką i udając
się do swojego pokoju.
Wykąpana, przebrana, z wielkim kubkiem kawy, usiadła na wygodnej
sofie w salonie. Spojrzała pustym wzrokiem w przestrzeń, ignorując tym samym
Rudowłosego, który co kilka minut specyficznie wzdychał, lub chrząkał.
Dokładnie 10 minut później, Brytyjka nie wytrzymała.
- No powiedz, co masz do powiedzenia i z łaski swojej
zamknij swą piegowatą jadaczke, bo chce się skupić!
- To tak – poprawił się na krześle chudzielec – po I trzeba się
z tym fajfusem spotkać, pogadać, może zmieni zdanie. A jeśli nie..
- Nie lubie jak patrzysz na mnie, jakbym była chodzącym stekiem
z ziemniaczkami i surówką. Krwawym stekiem w dodatku…Dokończ.
- A jeśli nie, to przebierzemy Cie i go uwiedziesz – na te
słowa, czarnooka o mało co nie zakrztusiła się kawą
- Matt by zapewne powiedział, ze Twój mózg przeszczepili
kosmici, kiedyś, kiedyś, ale ja tylko powiem: Pojebało…
- Oj, no siostra! Wiesz, jak możesz działać na facetów!
Przebierzemy Cie, pomalujemy i niczym laleczka pójdziesz z nim na kolacje raz
czy dwa, a potem użyjesz swojego całego uroku, którego masz pod dostatkiem i owy
pajac wycofa się. Odda Ci kamienice, a ład i porządek wróci do krainy Muminków!
- Jesteś nienormalny.. Ale dobrze. Spotkajmy się z nim.
Jutro.
Reszte dnia, Szatynka przespała. Obudził ją.. delikatny
pocałunek. Podniosła nieco głowę, wpatrując się w uśmiechniętego Dominica.
- Tęskniłem za Tobą – rzekł cicho, gładząc tym samym
dziewczynę po policzku – Nick mi powiedział o tym facecie. Mam iść razem z
Tobą?
- Dam sobie rade sama. Ale, jeśli nie masz planów.. Zostań
ze mną.
- Nick poszedł na impreze. Tak tylko mówie – zaśmiał się,
gdy zaraz po tych słowach, Szatynka przyciągnęła go do siebie, całując bez
opamiętania
- Teraz to ja rozwale Ci koszule – szepnęła, przeznaczając swoje
ciało perkusiście.
Mocno wtulona w nagi tors Howarda, Szatynka długo nie mogła
zasnąć. Denerwowała się spotkaniem z człowiekiem, którego, co prawda na oczy
jeszcze nie widziała, ale miała jakieś dziwne przeczucia związane z nim. Złe
przeczucia.
Kompletnie nie wyspana, zmęczona i rozdrażniona, wstała
kilkanaście minut przed budzikiem, wykąpała się, i starannie dobrała garderobę.
Padło na brązowe, dopasowane spodnie, białą, luźniejsza bluzkę, sportowa
marynarkę w takim samym kolorze i kremowe szpilki. Zaczesując włosy,
uśmiechnęła się lekko do siebie.
- Kogo ja chce oszukać – szepnęła do siebie, a chwile
później poczuła jak ciepłe ramiona otulają ją w pasie.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze – szepnał jej wprost do
ucha Howard i dał całusa w szyję. – Chodźmy.
W wielkim biurowcu owego mężczyzny para była przed 9. Przywitali
się grzecznie i zasiedli w poczekalni. Po prawie godzinie zostali wezwani do
wielkiego biura, gdzie w centralnym miejscu, za biurkiem siedział wysoki,
przystojny, młody mężczyzna.
- Państwo w sprawie tego żółtego budynku? – spytał ciepło.
Maggie po raz pierwszy tego dnia usłyszała ciche ostrzeżenie gdzieś w środku – proszę
siadać – Anglicy zasiedli w wielkich, pomarańczowych fotelach – Cóż, miło mi,
ze skontaktowała się Pani ze mną – mężczyzna uśmiechnąl się. „Tyle jadu w
głosie nie słyszałam już dawno” – pomyślała czarnooka, mrużąc nieco oczy – Oto moja
oferta.
- Jaka oferta? – spytał po raz pierwszy Howard, marszcząc
czoło – Nie było mowy o żadnej Pańskiej propozycji. Chciał pan z nami
przedyskutowac warunki kupna budynku przez siedzącą tu Panią. Ale nie wspomniał
pan słowem o żadnej ofercie.
- Nie? Oh.. mój błąd. W takim razie chciałbym ją Państwu
przedstawic. Jestem w stanie zrezygnować z budynku. Za tą kwotę – zapisał na
białej, kartce sześciu-cyfrową liczbę.
Maggie z wrażenia zatkało, a zaraz potem poczuła, jak
nieprzyjemnie palą ją policzki.
- Chyba mam zwidy. To jest dwukrotność wartości tego lokalu!
Za kogo Pan nas ma?
- Jesi zalezy pani na buynku… Sama Pani rozumie.
- Rozumiem, ze to Pana ostatnie słowo?
- Tak.
- Tak.
- W takim razie nie mamy tu czego szukać – warknęła, wstając
– W niedługim czasie dostanie Pan pocieszny list. I zobaczymy się w Sądzie. –
rzekła powaznie, po czym razem z Dominicem wyszli z wielkiego gmachu.
___
Z dedykacją dla @JezzieMandrake
___
Z dedykacją dla @JezzieMandrake