środa, 10 października 2012

XVI


Bardzo powoli, patrząc sobie w oczy weszli na łóżko. Nie chcieli się z niczym spieszyć. Dominic delikatnie badał każdy szczegół twarzy i dekoltu Szatynki. Najpierw dłońmi, później ustami. Po chwili spojrzał dziewczynie w oczy, czekając na nieme pozwolenie. Kiedy Maggie przyciągnęła blondyna, pocałowała mocno i namiętnie, wszelkie bariery, „mury”, czy zahamowania puściły. Dłonie obydwojga zaczęły krążyć bez opamiętania. Brytyjka bardzo szybko uporała się z t-shirtem muzyka. Czuła ciepło jego skóry nawet przez swoją koszulę. W przypływie.. impulsu,  Howard rozerwał kraciastą koszulę Szatynki, dziewczyna zaśmiała się cicho, słysząc jak małe guziczki wesoło podskakują na panelach w sypialni muzyka.
- Przepraszam – szepnał Dom, tuż nad uchem Maggie, przyprawiając ją o dreszcze. Dłońmi sięgnęła do zapięcia spodni perkusisty, który zaśmiewając się lekko po chwili pomógł dziewczynie. Pozbycie się reszty ubrań Brytyjki zajęło nieco mniej czasu i obyło się bez kolejnych ciuchowych strat, jak wcześniejszy z bluzką.
Leżąc nago w chłodnej pościeli, zwolnili nieco. Rozkoszowali się każdym dotykiem, pocałunkiem, muśnięciem. Dominic nadał obojgu odpowiednie tempo. Delektował się słodkimi ustami Maggie i całym ciepłem, jakie znalazł właśnie u niej. Te wszystkie uśmiechy, dobre słowo, nawet nieco zadziorny charakter dawały tej drobnej dziewczynie takiego uroku, ze dłużej nie mógłby się chyba powstrzymywać, przed jakimikolwiek gestami.
Na powrót przyspieszyli, tonąc w głośnych jękach, przy akompaniamencie przyspieszonych oddechów, szybszego pulsu i gorących, wręcz parzących ciał, by po chwili zatrzymać się zupełnie, wydajac z siebie ostatnie westchnienia, patrząc sobie przy tym w oczy.
- Kocham Cię – szepnęła Brytyjka, odgarniając nieco wilgotne włosy z czoła muzyka
- Kocham Cię – usłyszała tylko, po czym na powrót zatonęła w gorących pocałunkach…
***
            Obudzily ją pierwsze promienie słoneczne. Przeciągając się, niczym kotka, natrafiła na wesołe spojrzenie perkusisty.
- Którą mamy? – zamruczała zadowolona.
- Godzina 7. Dnia następnego – zaśmiał się blondyn, przyciągając dziewczynę do siebie – Nie wychodziliśmy z łóżka jakieś… – zamyślił się – no jak myślisz?
- Dość długo. Było późne popołudnie, kiedy zacząłeś .. gotowanie – roześmiała się serdecznie, mrugając przy tym zalotnie – stawiam na jakieś pół doby. Pracowita noc – westchnęła z udawanym żalem.
- Inaczej bym to ujął – szepnął jej do ucha Dom i delikatnie przygryzł płatek ucha Szatynki.
- Naprawde? Jak?
- Że dotknęliśmy gwiazd tej nocy..
            Wspólna kąpiel, śniadanie, wyjście na miasto. Maggie czuła się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Sam Dominic pękał z dumy, widząc zazdrosne spojrzenia mężczyzn, kierowane do roześmianej, pięknej Szatynki. Czuł się.. inaczej. Nigdy wcześniej nie zdobył się na to, by po nocy spędzonej z kobietą, wyjść z nią na miasto, rozmawiając, śmiejąc się i trzymając za ręce. Teraz to zupełnie coś innego. Był pewny Czarnookiej. I siebie.
Weszli do studia, gdzie, jak co dzień, czekał na nich uśmiechnięty Tom, ze swoją kamerką, która uwieczniła pierwszy wspólny pocałunek, własnie w tym miejscu.
- O! Dom! Matt Cie szuka
- Znaczy, ze jest źle, skoro Ty mi to mówisz – burknął tylko blondyn, na co Czarnooka zachichotała
- Jest gorzej! Gdzieś się podziewał do cholery? – Szatyn zamarł, widząc parę razem.. – Co wyście tacy… Jacyś tacy… Ja wiem…
- Roześmiani? Zrelaksowani? Szczęśliwi? Bo chyba nie chcesz użyć określenia „wyżyci”, prawda Matty? – Chris, jak zawsze, z rozbrajającym uśmiechem, poklepał chudego wokalistę, który zaczął masować swoje ramie.
- Ty to wiesz, co chce powiedzieć – jęknął z bólem, patrząc na powrót na przyjaciela – No dobra. Gdzieście byli? Najaraliście się razem, czy jaka cholera? No co?! – krzyknął, kiedy basista, perkusista i ich współpracownik machnęli tylko rękoma, udając się, każdy w swoją stronę – Co ja takiego powiedziałem? – spytał roześmianej Szatynki, która tylko pokiwała ze współczuciem głową.
- A jak myślisz, dlaczego para, trzymajaca się za ręce wygląda na tak szczęśliwa, mając na sobie ciuchy z poprzedniego dnia? No pomyśl… Skupiamy się, Bellamy!
- Bo.. Ło kurde! Wyście spali ze sobą? – wykrzyknął, na co odpowiedział mu głośny śmiech unoszący się w całym studio.
Szatynka wyszła z budynku, udając się w stronę swojego mieszkania. W ramach spaceru, wysiadła tuż przy City, chcąc jeszcze raz napatrzeć się na budynek, który od dziś miał stać się jej własnością. „Kanarek”, bo tak go nazwała, uśmiechał się do niej, rozświetlając jednocześnie szarą, nowoczesną okolice. „Budzi zaufanie, przyciąga wzrok” – pomyślała i ze śmiechem zbliżyła się, by zerwać z drzwi, jak myślała, kolejną ulotke. Nie była to jednak reklamówka, ale list, z którego wynikało, że Pojawił się prawowity właściciel budynku, przejmując go tym samym. I przy okazji unieważniając wszelkie umowy, jakie były zawarte w związku z wykupieniem go.
- No kurwa, chyba nie! – prawie wrzasnęła i z wściekłością pobiegła do swojego mieszkania, gdzie zastała, jak zawsze Nicka.
- Nie.. Wcale się nie denerwowałem tym, ze na noc nie wróciłaś do domu, i nie odbierałaś ode mnie telefonów, w ogóle! – mruknął na przywitanie rudowłosy, nie patrząc nawet w stronę przyjaciółki.
- Raz Boski zamknąłbyś się i nie przerywał – jęknęła żałośnie czarnooka, rzucając w stronę piegusa list od właściciela budynku. Chudzielec przeczytał wiadomość w ciszy i zaskoczony spojrzał w stronę dziewczyny.
- Co robimy?
- Miałam pytać o to samo…
- Trzeba się z tym pajacem spotkać – rzekł poważnie chłopak, ubierając kurtkę
- A ty gdzie?
- No ide z Tobą.
- Nie teraz.. Mam za sobą.. ciężką noc, chce się wykąpac, przebrać i na spokojnie zastanowić co zrobić z tą cała sprawą.
- Nie liczy się. To zmęczenie – dodał pochwali rudzielec, widząc zdezorientowany wzrok Maggie – bo to takie rozkoszne zęczenie, prawda?
- A idź się utop – zasmiała się Czarnooka, machając ręką i udając się do swojego pokoju.
Wykąpana, przebrana, z wielkim kubkiem kawy, usiadła na wygodnej sofie w salonie. Spojrzała pustym wzrokiem w przestrzeń, ignorując tym samym Rudowłosego, który co kilka minut specyficznie wzdychał, lub chrząkał. Dokładnie 10 minut później, Brytyjka nie wytrzymała.
- No powiedz, co masz do powiedzenia i z łaski swojej zamknij swą piegowatą jadaczke, bo chce się skupić!
- To tak – poprawił się na krześle chudzielec – po I trzeba się z tym fajfusem spotkać, pogadać, może zmieni zdanie. A jeśli nie..
- Nie lubie jak patrzysz na mnie, jakbym była chodzącym stekiem z ziemniaczkami i surówką. Krwawym stekiem w dodatku…Dokończ.
- A jeśli nie, to przebierzemy Cie i go uwiedziesz – na te słowa, czarnooka o mało co nie zakrztusiła się kawą
- Matt by zapewne powiedział, ze Twój mózg przeszczepili kosmici, kiedyś, kiedyś, ale ja tylko powiem: Pojebało…
- Oj, no siostra! Wiesz, jak możesz działać na facetów! Przebierzemy Cie, pomalujemy i niczym laleczka pójdziesz z nim na kolacje raz czy dwa, a potem użyjesz swojego całego uroku, którego masz pod dostatkiem i owy pajac wycofa się. Odda Ci kamienice, a ład i porządek wróci do krainy Muminków!
- Jesteś nienormalny.. Ale dobrze. Spotkajmy się z nim. Jutro.
Reszte dnia, Szatynka przespała. Obudził ją.. delikatny pocałunek. Podniosła nieco głowę, wpatrując się w uśmiechniętego Dominica.
- Tęskniłem za Tobą – rzekł cicho, gładząc tym samym dziewczynę po policzku – Nick mi powiedział o tym facecie. Mam iść razem z Tobą?
- Dam sobie rade sama. Ale, jeśli nie masz planów.. Zostań ze mną.
- Nick poszedł na impreze. Tak tylko mówie – zaśmiał się, gdy zaraz po tych słowach, Szatynka przyciągnęła go do siebie, całując bez opamiętania
- Teraz to ja rozwale Ci koszule – szepnęła, przeznaczając swoje ciało perkusiście.

Mocno wtulona w nagi tors Howarda, Szatynka długo nie mogła zasnąć. Denerwowała się spotkaniem z człowiekiem, którego, co prawda na oczy jeszcze nie widziała, ale miała jakieś dziwne przeczucia związane z nim. Złe przeczucia.
Kompletnie nie wyspana, zmęczona i rozdrażniona, wstała kilkanaście minut przed budzikiem, wykąpała się, i starannie dobrała garderobę. Padło na brązowe, dopasowane spodnie, białą, luźniejsza bluzkę, sportowa marynarkę w takim samym kolorze i kremowe szpilki. Zaczesując włosy, uśmiechnęła się lekko do siebie.
- Kogo ja chce oszukać – szepnęła do siebie, a chwile później poczuła jak ciepłe ramiona otulają ją w pasie.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze – szepnał jej wprost do ucha Howard i dał całusa w szyję. – Chodźmy.
W wielkim biurowcu owego mężczyzny para była przed 9. Przywitali się grzecznie i zasiedli w poczekalni. Po prawie godzinie zostali wezwani do wielkiego biura, gdzie w centralnym miejscu, za biurkiem siedział wysoki, przystojny, młody mężczyzna.
- Państwo w sprawie tego żółtego budynku? – spytał ciepło. Maggie po raz pierwszy tego dnia usłyszała ciche ostrzeżenie gdzieś w środku – proszę siadać – Anglicy zasiedli w wielkich, pomarańczowych fotelach – Cóż, miło mi, ze skontaktowała się Pani ze mną – mężczyzna uśmiechnąl się. „Tyle jadu w głosie nie słyszałam już dawno” – pomyślała czarnooka, mrużąc nieco oczy – Oto moja oferta.
- Jaka oferta? – spytał po raz pierwszy Howard, marszcząc czoło – Nie było mowy o żadnej Pańskiej propozycji. Chciał pan z nami przedyskutowac warunki kupna budynku przez siedzącą tu Panią. Ale nie wspomniał pan słowem o żadnej ofercie.
- Nie? Oh.. mój błąd. W takim razie chciałbym ją Państwu przedstawic. Jestem w stanie zrezygnować z budynku. Za tą kwotę – zapisał na białej, kartce sześciu-cyfrową liczbę.
Maggie z wrażenia zatkało, a zaraz potem poczuła, jak nieprzyjemnie palą ją policzki.
- Chyba mam zwidy. To jest dwukrotność wartości tego lokalu! Za kogo Pan nas ma?
- Jesi zalezy pani na buynku… Sama Pani rozumie.
- Rozumiem, ze to Pana ostatnie słowo?
- Tak.
- W takim razie nie mamy tu czego szukać – warknęła, wstając – W niedługim czasie dostanie Pan pocieszny list. I zobaczymy się w Sądzie. – rzekła powaznie, po czym razem z Dominicem wyszli z wielkiego gmachu.

___

Z dedykacją dla @JezzieMandrake

niedziela, 7 października 2012

XV


Te kilka dni, w których Maggie większość czasu spała, czy też marudziła z powodu leków, gorączki, czy po prostu braku jakiegokolwiek zajęcia minęły bezpowrotnie. Nadszedł czas na szkołe, pracę, i przygotowanie się do wykupienia pięknego, żółtego budynku, który być może kiedyś w przyszłości przyniesie Brytyjce spory dochód i brak zmartwień o swoje finanse. Papiery były już przygotowane, wystarczyło je tylko podpisać, zapłacić i… zrobić remont. Tak.. teraz to było największe zmartwienie Czarnookiej, która w kółko o tym myślała
- A jak nie znajde dobrej, solidnej ekipy? – jęczała, siedząc w studiu nagraniowym w Londynie. Po raz kolejny musiała odłożyć swoją lekcję gry na gitarze z powodu frontmana, który obecnie rozpoczął promocję swojego przyszłego albumu. Wymagało to niestety częstych wyjść, wywiadów, sesji zdjęciowych i wspólnego pokazywania się z Chrisem i Dominicem – No Tom, weź coś zaradź… - Tom Kirk, najlepszy przyjaciel Anglików, od lat pracujący na sukces Muse. Brunet o nieco Azjatyckich rysach twarzy, z wiecznym uśmiechem na ustach, dobrą radą dla każdego i kamerą, która jest używana 24 godziny na dobę, i która rejestruje wszystko, co mężczyźnie wydaje się ciekawe
- Nie panikuj, Słoneczko – uśmiechnał się znad konsoli – coś poszukamy, a jak nie, sama mówiłaś, ze ta dziewczyna, od której kupujesz ten gmach moze Ci kogoś podesłać, może z nią pogadaj?
- Niby taaak, ale.. – urwała, bo w tym momencie cudowne trio wparowało do pomieszczenia. Chris z Mattem na wyścigi przemierzyli odległość dzielącą ich od wielkiej, miękkiej kanapy, a Dom z szerokim uśmiechem na ustach usiadł tuż przy Brytyjce całując ją czule
- Czemu tu jesteś… - szatyn z zamkniętymi oczami i nieszczęśliwą miną usiadł na podłodze
- A bo ktoś mi jakąś gre na gitarze obiecał… - warknęła nieprzyjemnie szatynka, próbując wzrokiem zabić gitarzystę.
- Dom, wiesz co chce na Gwiazdke? Kalendarz! …
- Kup mu taką przypominajkę, jak w „Harrym Potterze” miał jeden z bohaterów – zaśmiał się Chris, drapiąc się po brodzie
- Ty czytasz takie rzeczy? – zdziwił się Howard
- Ja jak ja, ale dzieci mam w domu, pamiętasz?
            Brytyjka zaśmiała się cicho, po czym wtuliła w Dominica. Zmiana nastroju dziewczyny oczywiście nie została niezauważona.
- Wszystko ok.? – spytał, odgarniając Brytyjce włosy z czoła
- Martwie się remontem…
- Nie bój nic, Skarbie, jak nikogo dobrego nie znajdziesz, to w końcu my możemy Ci pomóc, prawda chłopaki?
- Szczerze to układanie paneli, czy wymiana rur kanalizacyjnych, to nie jest mój szczyt marzeń, ale to w końcu jedna z Naszych kobiet.. Więc zgoda – uśmiechnał się wesoło Matt, a uścisk w środku Maggie nieco zelżał.
            Godzinę później, wraz z Blondynem opuścili studio nagrań i udali się do jego mieszkania. Będąc już w środku skierowali się do kuchni, gawędząc o wszystkim i niczym. Dominic, jako Pan domu, zaproponował przygotowanie posiłku, na co Szatynka przystała z szerokim uśmiechem na ustach. Siedząc na dębowym stole w kuchni, podziwiała przygotowania perkusisty.
- Ładnie pachnie, to coś z serem?
- Zobaczysz, strasznie jesteś niecierpliwa – wymruczał Dom, znajdując się tuż przy dziewczynie i ugryzł ją w płatek ucha. Dziewczyna zamruczała cicho, co dodatkowo pobudziło blondyna, który bez opamiętania zaczął całować usta i szyję Szatynki. Pochylił się, przez co Maggie nagle leżała na pięknym stole. Ręce błądziły jej na całej dostępnej wysokości. Oddychając nieco płyciej poczuła, jak Dom rozpina powolutku jej koszulę. Uśmiechnęła się tylko, a zaraz potem poczuła ten zapach. Dom zaprzestał pieszczot i również pociągnął nosem, by z prędkością światła znów znaleźć się przy kuchni. Jak się okazało ser spalił się kompletnie a znim warzywa i resztka makaronu. Z kwaśną miną wyrzucił swoje „dzieło” do śmieci, a potem spojrzał na chichoczącą Czarnooką. Pokręcił tylko głową, po czym złapał jej dłoń i zaprowadził do sypialni…

poniedziałek, 1 października 2012

XIV


- I ty tak spokojnie na fortepianie grasz?? Matt!! – jęknął żałośnie Howard, chodząc z kąta w kąt po wielkim salonie gitarzysty.
- Ciii, ciii.. Koncentruję się – szepnał z zamkniętymi powiekami muzyk – A Ty usiądź lepiej na dywanie i zamień się w kwiat Lotosu, czy coś.. – dodał po chwili. Blondyn westchnął i usiadł w fotelu. Wsłuchał się w jeden ze swoich ulubionych utworów z nowej płyty. Mimo, ze wraz z Chrisem tylko w minimalnym stopniu uczestniczą w utworze „Redemption”, całość brzmi tak dostojnie, uroczyście, że można przy nim zatracić się, pozostawić gdzies na boku swoje problemy i w całości przenieść do lepszego świata. Te kilka minut całkowitego wyciszenia i oczyszczenia szybko minęły. Dominic jeszcze przez chwilę wpatrywał się w ciemne panele. Ocknął się dopiero, gdy usłyszał swoje imię.
- No! To teraz się budzimy! – klasnął w dłonie Niebieskooki – Mówiłeś coś?
- Nie odbiera… No Maggie…
- Jakbym Cię nie znał, to bym pomyślał, że albo masz jakaś obsesję, albo.. ja wiem.. że ją lubisz… No chyba, ze w nocy statek kosmiczny wymienił Ci mózg i teraz pragniesz tylko jej krwawej śmierci – z każdym słowem Mattowi otwierały się szerzej oczy. Efekt był taki, ze stał nad Howardem, z obnażonymi zebami i szeroko rozłożonymi rękami. Blondyn jeszcze przez moment w spokoju patrzył na przyjaciela, po czym pokręcił tylko głową.
- Ty się, chłopie lecz.
- Przez tą miłość, to strasznie się drażliwy zrobiłeś – mruknął niezadowolony Szatyn – ej! Mam myśl!
- Już się boję..
- Cicho! Pamiętasz, jak byliśmy u niej w domu? Zagrała nam takie ładne coś, a potem rozmowa zeszła na naukę gry na gitarze?
- Przecież mnie nie chce widzieć..
- Oj nie Ciebie…
- Cześć pierdoły! – usłyszeli wesołego Chrisa, który bez pytania wszedł do kuchni frontmana, porwał mu z lodówki colę i położył się na kanapie – Ruszyło coś? – spytał, celując puszką w Dominica
- Nic… Ale Matt ma jakiś pomysł.
- Już się boję – powtórzył niepewnie basista, siadając.
- Ale wy jesteście trzęsiportki.. Chodzi o to, pacany, żebym to ja ją uczył tej gry!
- Dlaczego Ty? – spytali jednocześnie. Chris pełen zdziwienia, Dom, gniewu.
- Spokojnie, Romeo. Się weźmie ją do studia, ja ją coś nauczę brzdąkać, a przy okazji, kto będzie tam zawsze siedzieć, no kto, pytam?
- Ty to miewasz przebłyski geniuszu – zasmiał się Dom, po czym, jak strzała wybiegł z mieszkania muzyka.
- Miewam.. Pfff.. myślał by kto.. – mruknął tylko Bellamy, wywołując jednocześnie głośny wybuch śmiechu Chrisa -  a tak w ogóle, to gdzie go znowu wywiało? Obiecał poprawić swoje partie!
- I Ty siebie nazywasz naszym szefem, jak nie wiesz, ze Twój kumpel ma dziś wywiad w radio? – zasmiał się basista, na powrót rozkładając się na wielkiej kanapie.
- Prawda.. Sam go tam wysłałem…
- To co teraz, o szefie szefów?
- Hm.. – uniósł brwi gitarzysta – cho! Wprowadzimy mój plan w życie! – Muzycy zwineli swoje „klamoty” – jak miała w zwyczaju określać ich sprzęt Kelly Wolstenholme – po czym w wyśmienitych nastrojach udali się do mieszkania Maggie – Serio.. zdzierstwo wydać tyle kasy na jakieś pachnące strąki – jęknął załośnie Matt, trzymając w dłoniach spory bukiecik różowych róż.
- Mówiłem Ci.. jedna wystarczy.. Ale skoro lubisz obsypywać przyszłe dziewczyny swoich kumpli różnymi takimi… - Chris wskazał na rzeczone kwiaty – to nie jęcz.
- Potrące Domowi z jego wypłaty! – PO kilkunastu minutach, dwie z trzech Muz, stanęli przed drzwiami małego mieszkanka Maggie i Nicka. Zadzwonili raz, drugi, trzeci.. Zero odpowiedzi. Chris już chciał odpuścić, jednak Matt nie byłby sobą, gdyby nie spróbował po raz drugi, trzeci, i czwarty. Za piątym razem, drzwi się otworzyły, a Anglicy cofnęli się z przerażeniem patrząc na zaspaną, trzęsącą się z zimna, rozczochraną, bladą Maggie, która owinięta w gruby koc patrzyła ledwie przytomnym wzrokiem na gosci.
- Pomyliliśmy mieszkania chyba – jęknął Matt, chcąc uciec.
- Czekaj.. Maggie, wszystko dobrze?
- A czy jak śpisz 20 godzin na dobe, a przez kolejne cztery faszerujesz się lekami to wszystko jest dobrze, taz zazwyczaj.. Pomyśl Chris… - wychrypiała z ledwością Czarnooka
- Tak! To ona. Ten sam cięty jezyk, Matt cho! – Basista wszedł sam do mieszkania dziewczyny, ciągnąc za sobą gitarzystę. Będąc już w salonie rozejrzeli się – Jak na osobe chorą to masz nieprzyzwoicie czysto w chałupie – zaśmiał się – służące masz?
- No.. Jest wysoka, ruda, piegowata i faszeruje mnie jakimiś dziwnymi środkami. A na imie mu……Niiiiiiiiiiiiaaaaaaak – kichnęła w połowie zdania dziewczyna, zasłaniając nos. Mężczyźni w pierwszym odruchu chcieli się roześmiać się, jednak tak żałosny stan, w jakim obecnie była ich przyjaciółka, wzbudził w nich pewien rodzaj troski i chęci opieki. Kolejne wydarzenia rozegrały się już bardzo szybko - obowiązki rozdzielili miedzy siebie: Chris siedział z Maggie, opatrywał ją, zmieniał jej zimne kompresy w razie gorączki i opatulał dodatkowymi kocami, a Matt zajmował się zakupami, kucharzeniem i generalnym porządkiem domu. Nie obyło sięoczywiście bez kilku wyzwisk ze strony Szatynki, która jak nikt nie lubiła, gdy podczas choroby ktoś jej, jak to określiła „usługuje”:
- Sama to zrobie – z każdym kolejnym słowem jej głos przypominał coraz bardziej charczenie.
- Taaa. A potem się nie nasłucham od Doma, Nicka i mamy Liz, ze nie dbaliśmy o Ciebie. W żyiu! Do łóżka, bo tupne nóżką!
- Jak tupniesz to ją złamiesz…
- Oj…
- Dobra! Matt po zakupy, bo osobiście Cię przywiąże do Maggie i każe jej na ciebie kaszleć i smarkać, żebyś się zaraził. A Ty… - odwrócił się w stronę Czarnookiej, która tylko kiwnęła głową, po czym bez słowa ruszyła w stronę swojego pokoju.
Godzina w radio strasznie dłużyła się perkusiście. Odniósł wrazenie, że dziennikarz, z którym rozmawiał, nie tyle nie znał Muz, co ich po prostu nie lubił.. Nareszcie, po ostatnim pytaniu, zapowiedzi piosenki, Dom wyszedł ze studia i odetchnął głęboko. Czuł się wspaniale. Poranna rozmowa z Mattem, jego pomysł, przywróciły Anglikowi wspaniały humor. Siedząc już w aucie odebrał telefon, właśnie od Bellamy’ego
- Wyszedłem z radio dopiero co, pędzę żeby poprawić moje popisy na bębnach!
- Nie, nie… Masz kupić tak.. Czekaj, niech no ja wyciągne kartkę…. A mam. Kup Mleko, duży słoik miodu, kilka jogurtów, banany, herbate malinową, sok malinowy, cukier, cebule i jakąś maść rozgrzewająco-odkrztuśną. Zapisałeś?
- Zaraz.. – Dom zmarszczył brwi – kto jest tak obłożnie chory? Bo chyba nie pieczemy znów ciasta? Pamiętasz stan kuchni Kelly po ostatnim razie?
- Twoja dziewczyna leży i dogorywa. Pospieszyłbyś się. – chwila ciszy po drugiej stronie – Dom? Żyjesz tam?
- Będę za 15 minut ze wszystkim – usłyszał tylko.
Kwadrans póżniej, Howard cały zdyszany, podtrzymując się framugi drzwi, dobijał się do mieszkania Maggie. Otworzył mu nie kto inny, jak.. Nick.
- O! Luby, marnotrawny powrócił – zawołał w stronę kuchni, skąd dało się słyszeć charakterystyczny śmiech gitarzysty – Wejdź, nie zjem Cię tym razem, ale mam Cię na oku, pamiętaj – pogroził palcem zszokowanemu muzykowi, po czym z zakupami wrócił do kuchni. Blondyn przez moment jeszcze stał w sieni, po czym zdjął kurtkę, i poszedł do miejsca, gdzie coraz bardziej czuł się potrzebny. Zapukał cichutko do sypialni Brytyjki i nie czekając na jakąś odpowiedź wszedł do środka. „No tak… nawet bym się nie doczekał” – pomyślał, widząc Chrisa rozwalonego na małym, wiklinowym fotelu, oddychającym przez usta i najwyraźniej od dłuższego czasu pogrążonego  w fazie snu, i skuloną Maggie, przykrytą sporą ilością okryć. Widać było tylko nos i zamknięte powieki dziewczyny. Muzyk uśmiechnął się do swoich myśli patrząc na ten rozkoszny widok. Jednak zamiast ulec podświadomości, która wręcz wrzeszczała, by położył się obok i przytulił, Dominic skierował się w stronę basisty i lekko szturchnął w ramię.
- Co.. Już wstajemy? – mruknął zaspany brunet – O Dom.. CO tu robisz?
- Zmieniam Cię. Idź już sobie.
Ledwo zatrzasnęły się za nim drzwi, Blondyn położył się obok Szatynki, głaszcząc ją po nosie.

MAGGIE:
Tuż przed pobudką, Brytyjka poczuła dziwne ciepło tuż obok. Towarzyszyło temu uczucie identyczne z tym, jakie miała podczas wspólnego snu z Dominicem. Otworzyła powoli oczy..
- Znowu mam ten sen – wyszeptała.
- Jaki sen?
- Że tu jesteś…
- W takim razie, chyba się ucieszysz, bo to nie sen – ze zdziwienia otworzyła szerzej oczy. Widziała ten uśmiech, nawet charakterystyczny ruch głową…
- Ale co tu robisz?
- Dbam o Ciebie… I przepraszam Cię.. zachowałem się jak skończony dupek..
- .. i palant, frajer a także pajac. Pominęłam coś? – spytała nieco głośniej
- Dodajmy do tego, ze jestem kretynem.
- A.. no to ok. Wybaczone. Ale nie rób mi już tak, co? Jeśli chcesz zaczynać „coś” to zacznij, a jak nie, to nie doprowadzaj do dziwnych sytuacji.. Zgoda? – Czarne tęczówki wpatrywały się w zielono-szare z taką moca, ze Dom bał się choćby mrugnąć. Kiwnął tylko głową, a po chwili dał Brytyjce słodkiego całusa. W usta – A jeśli znowu mnie olejesz to Ci wsadze Twoje pałeczki..
- Nie kończ – wymruczał blondyn – nie będziesz musiała, bo już się tak nie zachowam. Obiecuje.

Kolejne godziny już we wspólnym gronie zdecydowanie poprawiły Maggie humor. Mimo, ze dziewczyna była wciąż blada, osłabiona, z gorączką, ale zniknął wielki „dołek”, w jakim znajdowała się od momentu spotkania z Marthą.
- To co, wy teraz już oficjalnie… tego?
- Matt.. nawet ja potrafie nazywać takie rzeczy po imieniu – żachnął się Nick, szturchając nieco szatyna. Wszyscy jakimś cudem zmieścili się na łóżku Szatynki która siedziała (oprócz tego, ze owinięta w koce), to jeszcze tulona przez Howarda.
- Ja tam nie wiem czy to oficjalnie… - szepnęła wrednie Maggie, patrząc zadziornie na Blondyna, który tylko wyszczerzył się.
- Oficjalnie – rzekł i zaczał przyjmować gratulację od przyjaciół z zespołu. Jedynie Nick wciąż siedział bez ruchu. Niby uśmiechnięty, szczęśliwy i zadowolony. Nim Podał Blondynowi dłoń, powiedział coś, co tylko Dom mógł usłyszeć..
- A spróbuj ją znowu skrzywdzić, to Cię dorwę, a wtedy pożałujesz