wtorek, 12 marca 2013

XXI


- Nie tak łatwo Cię zastraszyć, prawda? – usłyszała nad sobą znajomy głos. Przebudziła się z dziwnego snu, spoglądając w szaro-niebieskie oczy.
- Długo spałam? – Szatynka przetarła oczy, poprawiła włosy, które opadały jej na twarz i uśmiechnęła się niemrawo do perkusisty, który leżał obok – Jak długo tu leżysz?
- Jakąś godzine.. czy dwie. Tyle spałaś – odrzekł Howard, delikatnie gładząc część twarzy dziewczyny, która przybrała fioletową barwę– przepraszam
- Za co?
- Za tamto.. o przyjaciołach.
- No to była debilna zagrywka – przyznała Brytyjka z lekkim uśmiechem
- Chce być kimś więcej, po prostu.. wystraszyłem się. Ale bardziej bałem się, kiedy Nick zadzwonił do Matta.
- Myślałam, że rudzielec na śmierć się obraził… - zamyśliła się dziewczyna – potrzebował waszej pomocy? Jak to było? – dopytywała
- Lepiej niech sam Ci opowie
- Uwielbiam te Twoje odpowiedzi – uśmiechnęła się lekko, po raz któryś odgarniając włosy z czoła – Ciesze się, ze tam byłeś – szepnęła, czule gładząc policzek perkusisty. Szybko cofnęła dłoń, słysząc zza drzwi niepokojące dźwięki. Zaskoczona podniosła się na łóżku, ignorując nieprzyjemny bój po lewej stronie twarzy.
- Czy w tym mieszkaniu są jakieś małe zwierzątka? – Blondyn uniósł z rozbawieniem brwi – bo to brzmi, jakiby jedno było żywcem obdzierane ze skóry..
- To brzmi, jakby Nick w napadzie dobrego humoru próbował uraczyć nas swoim talentem muzycznym – jęknęła dziewczyna, kręcąc głową – Nie wiem czy chce to oglądać… - spojrzała z nadzieją na Howarda, który odetchnął głęboko i wymaszerował z sypialni Maggie. Istotnie widok był niezwykły – wysoki, chudy, rudowłosy chłopak wyginał się, w czymś, co zapewne miało być tańcem, zawodząc przy tym niemiłosiernie, ku uciesze siedzącej obok dziewczyny i innego, bardzo szczupłego mężczyzny.
- I Ty na to tak spokojnie patrzysz, Bellamy… - jęknął Dom, zakładając ręce.
- Chłopie! Z trudem uniknąłem uduszenia się. Dwa razy. Już wiem, do kogo będę przychodzić, jak będę mieć doła – wyszczerzył się w stronę piegusa – Skoro Ty jesteś tu, to ja mogę iść do naszej kruszynki, co? – złożył dłonie, jak do modlitwy i z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w perkusiste – proszę Cie.. pozwól mi. Nie wytrzymam tego dłużej – dodał nieco ciszej, wskazując na rozbawionego Nicka.
- Jezusie! Rudy! Wyłącz to, bo ogłuchne!! – cała czwórka automatycznie spojrzała w stronę saloniku i stojącej tam Maggie. Dziewczyna próbowała za maską surowości ukryć rozbawienie, jednak zdradzały ja kąciki ust, które lekko drżały – Nie słyszałeś, ze rekonwalescenci potrzebują spokoju? W dość dużej dawce?
- Rekon.. co? – Rudowłosy, odważnie stanął naprzeciwko mniejszej od siebie przyjaciółki.
- I co zęby suszysz, przestań piać! Głowa mi pęknie.
- Natalie się podoba
- A co biedna dziewczyna ma powiedzieć? Nie ma wyjścia, musi się jej podobać – jęknąła Brytyjka z lekkim uśmiechem - ja nie narzekałam, jak Dominic.. – urwała, dostając nagle ataku śmiechu.
- Jak Dominic, co? Bo nie dosłyszałem – zaśmiał się perkusista, otulając szatynkę i całując lekko w czoło.
- Nick.. Jak to było? – spytała Czarnooka, obserwując jak uśmiech powoli znika z twarzy przyjaciela.
- No co.. Poszłaś rano malować tego swojego „kanareczka”. Mieliśmy zrobić Ci z Nat niespodzianke, chciałem jej pokazać ten Twój wymarzony domek.
- Budynek. Nie domek – poprawiła go cierpliwie Maggie
- Nie czepiaj się. W każdym razie, wyszliśmy, nie bez problemów, no ale o tym później – dodał, widząc coraz wyżej unoszące się brwi dziewczyny – Zachaczyliśmy o kawiarnie, gdzie dosłownie wpadłem na Matta.. który Ci reszte opowie – skończył szybko, i odetchnął głęboko.
- Uwaga. Mówie! Wpadł na mnie, wylałem na siebie całą kawę, i się oparzyłem, wiesz?
- Matt.. Ty nie o tym miałeś…– jęknął Howard trąc oczy i zapewne próbując opanować narastającą irytacje.
- A prawda. Więc od słowa, do słowa, stwierdziłem, ze dołącze do Nicka, bo dawno się nie widzieliśmy i akurat wtedy zadzwonił Chris. Powiedział, ze z blondasem będą czekać na miejscu. Troche nas zdziwiło to, ze tylko u Ciebie okno było otwarte, w końcu pogoda, była o dziwo ładna. I usłyszeliśmy, jak ten… Fagas coś krzyczy, no a potem coś tam zaczęło się dziać. Wbiegliśmy na góre, no a końcówke już pamiętasz – zakończył, z uwagą i współczuciem wpatrując się w szeroko otwarte czarne oczy. O ile cała jego opowieść była w lekkim i żartobliwym tonie, a ręce wokalisty wciąż były w ruchu, tak ostatnie słowa pozbawione były jakiejkolwiek wesołości.
- A co robił tam Twój tata? – spytał Dominic, obejmując Maggie.
- Obiecał mi, ze mi pomoże, wiesz.. Posprawdza, czy wszystko zostało zrobione tak jak trzeba. W końcu to ojciec..
- To ja może zrobie herbaty! – klasnął w dłonie Matt, ochoczo (i nazbyt nerwowo) stawiając kubki na blacie, efektem czego, było pęknięcie jednego z nich. Unikając palącego wzroku Brytyjczyków, muzyk szybko zniknał za drzwiami mieszkania, czemu tradycyjnie towarzyszył wybuch głośnego śmiechu wszystkich tam zebranych.
Kolejne dni dla Maggie nie różniły się niczym konkretnym. Duzo odpoczynku, co jakiś czas pojawienie się kogoś z bliskich i dużo czasu na rozmyślenia.
- Co tam, siostro? – zagaił rudzielec, bezczelnie rozsiadając się w wiklinowym fotelu przyjaciółki.
- Pogoda, jak zawsze sprzyja potencjalnym samobójcom, mnie się nie chce wstawać, a budynek nie skończony. Dodatkowo coraz głośniej mówi się o jakimś wielkim przełomie na giełdzie, skutkiem czego będzie zapewne zwolnienie masy ludzi, którzy będą potrzebowac duchowego wsparcia, a ja jedynie potrafie leżeć, użalać się nad sobą i czekać aż ten cholerny siniak zniknie z mojej twarzy – warknęła dziewczyna, zamykając jednocześnie oczy i modląc się o cierpliwość.
- Wiesz.. mnie by wystarczyło na przykład: Wporządku Nick, wszystko ok. – wzruszył niezgrabnie ramionami, stajac przed drobną dziewczyną i wyciągając doń dłoń.
- A Ty co?
- Porywam Cię. Potrzeba nam się zresetować. Frodo Baggins miał swój pub „Pod rozbrykanym kucykiem”, my mamy „nad chmurami” – zaśmiał się serdecznie piegus – czekam na Ciebie za 15 minut. Dzwonić po kogoś jeszcze?
- Ty spytaj po prostu czy możesz zaprosić Natalie…
- Nie przewracaj oczami jak o niej mówisz!
- To niech nie gapi się na Doma jak na 10 cud świata!
- A gapi się?
- To Ty też ślepy jesteś? O Jezu… Z Wami jak z dziećmi. I odpowiedź brzmi : nie. Skoro mamy się upić to tradycyjnie we dwójkę. Bez świadków.
Kilkanaście minut później dwójka przyjaciół w nieco lepszych nastrojach szybko przemierzała kolejne ulice deszczowego Londynu. Do wspomnianego wcześniej lokalu dotarli, prawie przemoknięci.
- Jakoś tu tłoczniej niż zwykle, nie? – wykrzyczał Nick, próbując przebić się przez granych własnie AC/DC. Maggie wzruszyła tylko ramionami, ściągając skórzaną kurtkę. Naraz Brytyjczyków oślepił mocny flesz aparatu. Jeden, drugi, trzeci… Co chwile ktoś nowy dołączał do i tak sporego tłumu, robiąc kolejne zdjęcia. Krzyki, jakie wydawali przy tym kolejni paparazzi, zagłuszały nawet Briana Johnsona.
- Tu. Chodźcie tu – spośród tłumu, czyjaś ręka pociągnęła za kurtkę piegusa, który z kolei chwycił Szatynkę za koszulę, zmierzając jak najdalej od rozkrzyczanych fotoreporterów.
Zatrzymali się dopiero w słabo oświetlonym pomieszczeniu, które nowy nieznajomy zamknął na klucz – Cali jesteście? – spytał łagodnie, jak się okazało wysoki, młody meżczyzna -
- Steve, jak miło Cie widzieć! – sapnąl z ulgą Nick, osuwając się po ścianie, na podłoge.
- Gdzie Ty nie masz znajomych, co? – zaśmiała się nerwowo Brytyjka, próbując opanować oddech i przytłaczające uczucie strachu – Maggie, przy okazji – wyciągnęła dłoń do mężczyzny.
- Szczepan – uśmiechnął się szeroko, widząc zdezorientowaną minę dziewczyny – ale,z e nikt tego imienia poprawnie nie wymówi, zostaje mi być Stevenem – wzruszył wesoło ramionami.
- Polak?
- Polak. A co?
- Nic, myślałam, ze moja przyjaciółka ma dziwne imie.. nieważne – machnęła ręką – jest tu jakieś inne wyjście?
- Pójdziecie tamtym korytarzem do końca, potem skręcicie w lewo i znów w lewo, będą drugie drzwi, ale radziłbym się pospieszyć – rzekł, już bez śladu uśmiechu, jednak jego duże, ciemne oczy pozostawały uśmiechnięte.
- Maggie, dokąd mamy najbliżej stąd? – Sapnął Nick, podnosząc się z ziemi
- Stąd to do Wolstenholma. Ale to kilkanaście przecznic.
- No nic, lepiej go uprzedź, ze wpadniemy z niezapowiedzianą wizytą – jęknął piegus i skinieniem głowy pożegnał się ze Szczepanem.
- wysłane. Idziemy. Dzięki.. Szczepen?  to lepsze niż Steve – mrugnęła wesoło do menagera pubu.
- Do nastepnego razu – pożegnał Brytyjczyków wysoki mężczyzna, po czym zniknął w ciemności lokalu.
Zwolnili dopiero przed kamienicą Chrisa, który z niepokojem czekał na nich przed domem.
- Co się dzieje, Maggie? – spytał przyglądając się uważnie Czarnookiej.
- Nie tu. Do środka, w przeciwnym razie, Tobie też zrobią zdjęcia – szepnęla tylko, po czym jak pocisk wpadła do mieszkania basisty.

6 komentarzy:

  1. Wspaniały Blog!
    Zapraszam do siebie :)
    http://mushroomzetas.blogspot.com/
    http://musclemusery.blogspot.com/
    Natalion

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz, czekam na kolejny rozdział :)
    W międzyczasie zapraszam do siebie ;)
    http://draw-another-picture.blog.onet.pl/
    http://for-one-moment.blog.onet.pl/

    Emilien

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam po odbiór wyróżnienia :)
    http://draw-another-picture.blog.onet.pl/

    Emilien

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie nie z anonima! Super opowiadanie :3 Ja też poszłam za ciosem i się rozwijam: http://hopelessly-endlessly-lovelessly.blogspot.com/ Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy coś dodasz?
    Zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Heh, zaspamuję Ci komentarze ;) Wciąż niecierpliwie czekam na ciąg dalszy :) No i zapraszam na nowe notki do siebie :) http://drawanother-picture.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń