wtorek, 29 października 2013

XXIV

Mijały dni. Maggie coraz bardziej była przekonana, ze musi poruszyć przy najbliższej okazji pewien dosyć ważny temat z Dominicem. Milion myśli kłębiło jej się w głowie, a rady mamy Liz, czy Nicka, uświadamiały tylko Szatynkę, ze to co ma zamiar zrobić jest słuszne. W końcu po dwóch tygodniach od pamiętnego wywiadu, Brytyjka odważyła się zadzwonić pierwsza do perkusisty. Rozmowa była krótka, perkusista wydawał się ożywiony, uradowany wręcz telefonem od swojej „przyjaciółki”. Umówili się następnego dnia.
- Jesteś pewna? – usłyszała w telefonie zatroskany głos Agaty.
- Nie… - tyle wystarczyło, żeby do oczu znów napłynęły łzy, żeby wcześniejsze wyrzuty sumienia doszły do głosu. Maggie załamała się, szlochając w słuchawkę. Mineła dłuższa chwila, zanim Brytyjka doszła do siebie – Nie jestem już niczego pewna, ale jeśli chce w końcu zacząć normalne życie muszę zakończyć to wszystko. Ja już nie daje rady. Jestem fizycznie i psychicznie zmęczona ciągłymi zmianami zdania tego blondasa. Nie chce więcej budzić się z dziwnym uczuciem gdzieś w brzuchu.
- Kochana, ja nie mogę do niczego Cię przekonywać, doskonale wiesz, co jest najlepsze dla Ciebie. Pozostaje mi tylko trzymać za Ciebie kciuki. Tylko pamiętaj – przestrzegła przyjaciółkę Agata – Nie rozpłacz się i nie krzycz. Spokojnie. Daj znać co i jak.
Kilkanaście minut później, Maggie już stała w deszczu czekajac na autobus. Pół godziny później, które wydawały się dziewczynie wiecznością, stała przed ciemnymi drzwiami mieszkania Matta.
- No kogo me oczy widzą! – przywitał ją wesoło frontman. Maggie z wysiłkiem uśmiechnęła się do przyjaciela, przechodząc przez próg mieszkania. W salonie zastała perkusistę, oraz basiste zespołu, grających w najlepsze na PS
- Dom.. mogę Cie na sekunde prosić? – poprosiła dosyć cicho. Głos jej niebezpiecznie zadrżał, a serce dwukrotnie szybciej zaczęło bić. Dłonie, dla bezpieczeństwa schowała do kieszeni, by nie pokazać, jak bardzo się trzęsą. Nie patrzyła też bezpośrednio na Howarda, który lekko zmarszczył brwi, ale bez słowa podniósł się z kanapy.
- Ale nawet…. – zaczał Matt – nie zdjęłaś kurtki… - dokończył, wpatrując się w drzwi frontowe, za którymi znikła para jego przyjaciół – co się dzieje? – spytał Chrisa, który zmrużył oczy z niepewną miną.

-Musimy porozmawiać – usłyszał schodząc po schodach kamienicy Matta, i wychodząc na chłodne, londyńskie powietrze. Wieczór, który zdawał się zaczac tak miło, zmierzał nieuchronnie w złym kierunku. Bardzo złym.
- No.. to mów – odezwał się niepewnie i zaraz pożałował swych słów, pod naciskiem czarnych oczu.
- Chyba czas sobie raz na zawsze coś wyjaśnić – zaczęła – powiedz mi Dom.. jak wyobrażasz sobie dalej naszą znajomość?
Blondyn zatrzymał się. Twierdził, ze znajomość z Szatynką jest czymś miłym, może nawet czymś na dłużej, ale absolutnie nie chciał niczego zmieniać. Nie teraz, nie kiedy przed sobą miał masę rzeczy związanych z zespołem.
- Jeśli pytasz o to, czy nasz związek może być czymś trwalszym, to tak. Może, ale..
- Nie chce ale. Nie chce rozmawiać. Po co mi są słowa? Nie chce tego dłużej ciągnąć, a to nasze ostatnie spotkanie – oznajmiła spokojnie, patrząc na zszokowaną minę Howarda.
- Bardzo mi przykro, ale jeśli tego właśnie chcesz, niech tak będzie. Powiedz mi tylko konkretnie: dlaczego?
- Dlaczego? Zależało mi na Tobie, a Ty skutecznie mnie od siebie odpychałeś, na każdym kroku pokazując, ze dla innych mam być tylko Twoją znajomą. Czym się stałam? Kochanką? Na tym Ci zależąło? Trzeba było mówić na samym początku! – podniosła nieco głos Maggie.
- Doskonale wiesz, ze jesteś dla mnie bardzo ważna osobą, bardzo Cię szanuję…
- Szanujesz? O jakim szacunku mówisz? Bo chyba nie o takim, jaki pokazujesz mi na każdym kroku: Jestem sławnym muzykiem, a Ty laseczko trzymaj się zawsze trzy kroki za mna, uśmiechaj i nie waż się pisnąć ani słówkiem, ze jesteśmy razem.
- A czego oczekujesz? Co ludziom do tego, jak i kim jesteś dla mnie?
- Oczekuje, ze nie wyrwiesz swojej dłoni, kiedy będziemy na spacerze na widok swoich fanów, oczekuje, że nie będziesz się ode mnie odsuwać na imprezach, gdzie możemy być sfotografowani. Wygląda na to,z ę się wstydzisz. Ja rozumiem – jestem młodsza, ale na Boga, traktuj mnie jak równą sobie!
- Czyli jak? Zajmujesz się innymi ludźmi, ich problemami…
- Nie waż się mówić, ze praca pochłania mnie całkowicie. Bo to nie ja nie mam czsu na spotkania. Nie ja jestem wiecznie zmęczona…. Może masz kogoś na boku? – spytała prawie, ze od niechcenia Maggie, jednak na widok niepewnej miny Howarda zamarła. – To ja nie chce być tą drugą – warknęła, czujac, ze krew szumi jej w uszach.
- Nigdy nie mówiłem, że będziesz jedyną… - rzekł, po czym zachwiał się po mocnym uderzeniu w policzek.
- Nie życzę sobie utrzymywać jakiegokolwiek kontaktu z Tobą. Jesteś…. Nie chce Cie więcej widzieć – prawie szepnęła, po czym odwróciła się, znikając w gęstej angielskiej mgle.

1 komentarz: