niedziela, 14 lipca 2013

XXIII

           Leżąc nago w gładkiej, białej pościeli wsłuchiwała się w szum wody, dochodzący z łazienki. Każdego wspólnego ranka, czekajac na Dominica, w głowie Maggie pojawiały się przeróżne obrazy – o wspólnej przyszłości, domu, dzieciach.. Zdawała sobie sprawę z przepaści, jaka dzieliła ją od muzyka. I za każdym razem te wszystkie wspaniałe obrazy uciekały sprzed oczu Szatynki, kiedy tylko szum prysznica cichł..
- Wstawaj, śpiochu – usłyszała, a zaraz potem, poczuła delikatny pocałunek w odsłonięte udo. – nie chcesz chyba przespać całego dnia, prawda? – całusy przesuwały się nieco wyżej, na talię i ramiona – cóż to by była za strata.. odwołac kilka wywiadów i sesji zdjęciowych, prawda? – zobaczyła nad sobą uśmiechniętego blondyna, co rusz skradającego kolejne, delikatne pocałunki.
- Nie mogę dopuścić, żeby najlepszy perkusista świata stracił pracę – zamruczała, wpatrując się w zaróżowione usta muzyka – ale można kilka wywiadów przełożyć, prawda? – spytała ciszej, odkrywając się całkowicie i zachęcając dodatkowo Dominica.
- Jak ja lubie ten Twój niegrzeczny humorek, wiesz?
- A jak bardzo? – zanim jednak Howard zdacył odpowiedzieć, para usłyszała dźwięk nadchodzącego połączenia – czy Twój telefon ma wbudowaną funkcję dzwonienia w niewłaściwym czasie?
- Czego? – krzyknął, nie racząc odebrać. Ku zdziwieniu dziewczyny, z salonu usłyszeli głośny chichot Matta.
- Doprawdy… on kiedyś oberwie. – mruknęła, na powrót zakrywając się pościelą – Skąd on ma klucze do Twojego mieszkania?!
- Błędy młodości…
- Cześć gołąbki, nie przeszkadzam, prawda? – Opłakany stan Bellamy’ego rozbawił parę na kilka ładnych minut – no co? Czy bycie przemoczonym w tym rąbniętym mieście to coś nienormalnego? No bo mnie się nie wydaje – mruknął tylko, wycierając ostatnią strużkę wody z twarzy – Dom sprawa jest… - urwał, z intensywnością obserwując Maggie, która naciągnęla na siebie jedynie koszulkę perkusisty i nie patrząc na obydwóch przemknęła do łazienki.
- Ale wiesz, że zaraz ślina zacznie kapać Ci na mój dywan, nie?
- Nie czepiaj się. Grzech by było nie spojrzeć na takie cudo. Ja nie wiem, czemu masz zawsze takie szczęście do kobiet…
- Bo perkusiści mają największe wzięcie! – usłyszeli najpierw szum wody i wesoły śmiech Szatynki.
- W każdym razie… Wywiad w BBC jest przesunięty na 19. Ponadto puszczą pierwszy nasz kawałek. Pamietasz, mam nadzieję? – Ton Matta momentalnie z żartobliwego, stał się powazny, a na perkusistę spoglądały oczy profesjonalisty
- Wiem, wiem. Będę na miejscu przed 6, jak zawsze. Płytę niesiesz Ty, jak poprzednio? – frontman tylko skinął głową. Poważna atmosferę przerwał dźwięk kolejnego telefonu
- Miła odmiana. To mój – Maggie, w samym tylko ręczniku, spojrzała na wyświetlacz i momentalnie, próbując jednocześnie utrzymać przy uchu telefon, kompletowała porozrzucaną po sypialni garderobę – Nick, już jade, będę za kwadrans – rzuciła tylko i pędem pobiegła na powrót do toalety, a po kolejnych pięciu minutach, ubrana, w pośpiechu opuściła mieszkanie perkusisty.
Wpadła do małego saloniku, gdzie Nick, w spokoju pił poranną kawę.
- Nawet się nie spóźniłaś. Zostało Ci 3 minuty – wyliczył piegus, złośliwie spoglądając na zegarek – zdążysz się przebrać. Nie wiem, czy nasz ulubiony stróż prawa, nie zemdlałby z wrażenia widząc twoje gołe plecy i odsłonięte nogi – skwitował, oceniając strój przyjaciółki z poprzedniego wieczoru – A przy okazji.. Co u Dominica?
- Ty już przestań być taki złośliwy, ok? – warknęła Czarnooka, z impetem trzaskając drzwiami swojej sypialni i kompletując świeżą garderobę. Niecała minutę później, wyszła, zawiązując włosy w wysoki kucyk.
- Teraz to Steven na pewno zemdleje. Ja bym zemdlał.. bardziej seksownie się nie dało?
- To czemu jeszcze stoisz? Może by się i dało, ale o tym porozmawiamy w drodze na posterunek – mruknęła dziewczyna otwierając drzwi.

         Pomimo podłego nastroju podyktowanego wcześniejszą rozmowa ze swoją byłą już dziewczyną, Nick starał się zachowywać w miarę naturalnie. Jednak w głowie chłopaka panował chaos. Mokre od deszczu ulice, zlewały się w całość, ludzie przywdziewali szare, bezkształtne maski, ciężkie, ciemne chmury odbijały się w oczach rudzielca. Bliski płaczu, zatrzymał się nagle i przyciągnął do siebie jedyną, życzliwą mu osobę, która tylko czekała na ten gest.
- Już wporządku – słyszał tylko przytulając Maggie mocno – teraz będzie wszystko dobrze – Te słowa wdzierały się w umysł piegusa przynosząc ukojenie. Każda sekunda we wspólnym uścisku, niczym mały płomyczek, rozświetlała mrok, w jakim w tym momencie znalazł się Brytyjczyk.
- Dzieki – uśmiechnął się blado, poprawiając jednocześnie kolorowy szalik Szatynki.
- A teraz weź się w garść, jesteśmy prawie na miejscu – czarnooka spojrzała na pokaźny, szary budynek,  „wtopiony” miedzy jedną z licznych restauracji a Starbucks’a – widziałam ładniejsze komisariaty.
- Czyżbym o czymś nie wiedział? – zaśmiał się delikatnie Nick, unosząc brwi – Bywałaś w takich miejscach?
- Błędy młodości – usłyszał w zamian i został pociągnięty w stronę szarego, nijakiego budynku.
- Myślisz, ze oni tak zawsze się ruszaja, jakby ktoś zamocował im wiatraczek w… - spytała Szatynka, przyglądając się zamieszaniu, jakie panowało w wielkim, głównym pomieszczeniu. Niezliczone ilości ciemnych, policyjnych mundurów ani przez chwilę nie zajmowały na dłużej jednego miejsca
- Nie kończ! – uciszył przyjaciółkę piegus, starając się nie roześmiać – Trzeba tego Stevena poszukać.  Ale faktycznie. Jakoś za dużo się tu dziś dzieje – przyznał chłopak, robiąc jednocześnie miejsce mężczyźnie ze stertą teczek – A tak w ogóle, to wiemy jak on się nazywa?
- Jakoś tak… o tak – Maggie pokazała skrawek papieru, gdzie widniało imię i nazwisko Polaka – tylko nie każ mi tego czytać.. A ja myślałam, ze Agata ma trudne nazwisko. Jednak są lepsi…
Przyjaciele podeszli do najbliżej stojącego policjanta, który po przeczytaniu karteczki niechętnie wykręcił numer wewnętrzny do gabinetu Szczepana.
Niecałe pięć minut później już siedzieli w małym pomieszczeniu, jakie na co dzień zajmował brunet. Po przedstawieniu zaistniałego problemu z dziewczyną kleptomanką, mężczyzna podrapał się po skroni.
- Rzecz jest poważna, ale co ja w tym momencie mogę? Mam tylko was, żadnych dowodów, zdjęć, niczego. Jedynie słowa Nicka. Owszem, możemy spisać protokół z dzisiejszego spotkania, mogę podać Nicka za świadka, ale nie mogę zrobić nic więcej – stwierdził.
- Cholerne przepisy
- Podaj jeszcze raz dane tej dziewczyny, może ma u nas teczke – podał Rudzielcowi karteczkę i długopis, a następnie wpisał je do systemu – Nic – stwierdził niechętnie.
Maggie, czując gęstniejącą atmosferę w pomieszczeniu, czekała tylko na iskierkę, która roznieciłaby pożar. A przyglądając się reakcji swojego przyjaciela, wiedziała, ze ta chwila nadejdzie raczej prędzej, niż później.
- Nick…
- Człowiek przez całe życie deklaruje swoją przynależność do tego państwa, a jak trzeba to państwo ma swojego obywatela daleko gdzieś – warknął.
- Do typowego, angielskiego oburzenia brakuje tylko tupnięcia nogą i odwrócenie się twarzą do ściany – zasmiał się Steven.
- Uuuuuu ktoś nie przepada za naszą Wyspą  - Maggie mrugnęła do bruneta, wyczuwając świetną okazję do rozładowania ciężkiej atmosfery. Widząc  zdziwienie na twarzy Szczepana, Nick, raczej znudzonym tonem wyjaśnił.
- Bo widzisz, ta tutaj siedząca istota, poza tym że jest wredna, pamiętliwa, mściwa, pyskata i…. cudownie słodka – urwał, masując łydkę, która przez „przypadek” miała dosyć bliskie spotkanie obcasem jednego z butów dziewczyny – ma też niesamowitą umiejętność. Potrafi Cię rozgryźć w trzy sekundy, a jeśli przypadniesz jej do gustu, przez kolejne 30 lat będzie Ci marudzić i uprzykrzać życie
- To nam ile zostało? – zagadnęła piegusa, który zmroził ją wzrokiem - znamy się już 19 lat.. to będzie..
- 11 lat… o Boże..  – jęknął Nick, lecz za chwilę się głośno roześmiał – To i tak nie jest tak źle. Steve… Zaopatrz się w zapas herbaty uspakajającej, to małe, czarnookie potrafi zaleźć za skórę.
- A wy ile jesteście razem? - spytał brunet – no co? – uniósł brwi, widząc krztuszących się ze śmiechu przyjaciół – co takiego powiedziałem?
- Być z nim? Chłopaku, my byśmy się pozabijali w ciągu doby. Wystarczy, ze mieszkamy razem. Znamy się z piaskownicy. Mimo, ze ten rudy szczur jest młodszy ode mnie, to jakos tak zawsze trzymaliśmy się razem. I tak już zostało.
- Ja Ci dam szczura… Niech tylko wyjdziemy stąd…
- Oto mój świadek, nie groź mi, bo tak nie można, a jak będzie trzeba Szczepan będzie po mojej stronie.. Prawda? – Brunet pod naciskiem prawie czarnych oczu dziewczyny wzruszył tylko ramionami, jednak z uśmiechem.
Kwadrans później przyjaciele w lepszych humorach rozsiedli się w pobliskiej kawiarni rozkoszując się najlepszą czekoladą w mieście. Mimo niepowodzenia w sprawie odzyskania skradzionych rzeczy, uknuli już sposób rozwiązania zaistniałego problemu, dlatego też mogli w spokoju oddać się niezobowiązującym tematom…
Wieczorem, punktualnie o 7, obydwoje włączyli radio, wyczekując w napięciu pierwszego, wspólnego wywiadu Chłopaków, oraz zapowiedzianego wcześniej pierwszego utworu promującego The Resistance.
Kilka wstępnych pytań, odpowiedzi Matta i Chrisa, wyglądające na specjalnie przedłużane i w końcu…
- Sądziłem, ze to będzie coś… mocniejszego – zmarszczył brwi Piegus, wsłuchując się w pierwsze dźwięki utworu Uprising
- Nie marudź, przecież wiedziałeś, ze to będzie akurat ten utwór. Dali Ci przesłuchać kawałek symfonii Matta, a przyznasz, ze nie każdy ich fan przed premierą ma taką możliwość – uśmiechnęła się Czarnooka kiwając głową w takt muzyki – mnie się podoba. Coś innego.
Po zakończonej piosence, kilku minutach opowieści Bellamy’ego o koncepcji całej płyty oraz czerpanej przez niego inspiracji padło pytanie skierowane do Dominica, tak bardzo niewygodne dla Maggie, dotyczące właśnie jej. Dziewczyna opuściła głowę i zamknęła oczy.
Byli razem z perkusistą, często pojawiali się razem, byli fotografowani, do czego Szatynka zaczęła się przyzwyczajać, dlatego też odpowiedź perkusisty ją… zaskoczyła:
„Oh, no wiesz.. To bardzo dobra przyjaciółka. Świetna dziewczyna. Tyle mogę póki co powiedzieć”
Nick przerywając kolejne pytanie skierowane do Matta, wyłączył radio. W saloniku przyjaciół zapanowała idealna cisza, podczas której policzki Maggie przybrały niepokojąco czerwoną barwę. Brytyjka z wciąż zamkniętymi oczami, oraz opuszczoną głową kipiała z wściekłości.
- Niech on tu przyjedzie, wyrwę mu resztkę tych jego blond kudłów, albo przetestuje swoje nowe szpilki… - wysyczała przez zaciśnięte zęby – niech on tylko się zjawi. Znowu?! Nick, na litość boską, znowu?!
- Może… się przejęzyczył? Może to było dla Twojego dobra?
- Po wcześniejszym jakże łzawym wyznaniu, ze tak bardzo mnie kocha? No jakoś nie bardzo mi się wydaje. Co za.. no co za…  - nie dokończyła, zagłuszona dźwiękiem swojego telefonu – Licze na to, ze wstawisz się za mną i w moim imieniu nakopiesz temu amatorowi kocich cętek tam, gdzie światło nie dochodzi? – warknęła do słuchawki, zaciskając mocno pięści.
- No… to ja – usłyszała skruszony głos Howarda.
- Jakaś nowa moda? Dzwonisz od Matta, bo wiesz że od Ciebie bym nie odebrała?
- No.. coś tak jakby… Maggie, słuchaj..
- Ty słuchaj. Zmęczona jestem tymi ciągłymi wahaniami. Sądziłam, ze kłótnie o to nieszczęsne słowo na „p” mamy już za sobą, ale skoro chcesz powtórki, proszę bardzo. Nie chce już nigdy tego słyszeć, jasne?
- Czego Ty przepraszam bardzo oczekujesz? Uległości i noszenia na rękach? Nie tym razem księżniczko.
- To po co dzwonisz? Jeśli chciałeś spytać o nowy kawałek mogłes równie dobrze użyć swojego telefonu. Narozrabiałeś, przestraszyłeś się, dzwonisz, zeby się tłumaczyć, to nie świadczy o uległości? – Odpowiedziała jej głucha, pięcio-sekundowa cisza, po której usłyszała tylko niewyraźne „cześć” i sygnał zakończonego połączenia.
- Biedny Matt. Blondas będzie mu teraz kołki ciosał na głowie, ze pozwolił użyc swojego telefonu – Nick pokręcił głową z udawanym smutkiem.
- Uważaj, bo się przejmę – mruknęła Szatynka, ciężko wzdychając…

Tym czasem po drugiej stronie miasta...
- Właśnie rozwaliłeś mój nowiutki telefon – jęknął frontman, patrząc na szczątki aparatu leżące na podłodze, po bliskim spotkaniu ze ścianą.
- To tak: U mnie naprawiasz zawiasy w drzwiach, a jemu odkupujesz telefon, co jeszcze dziś rozwalisz? – spytał, spokojny jak zawsze Chris, z rozbawieniem obserwując jak Dominic wykręca obie dłonie, próbując dać upust swojej irytacji.
- Wiecie co mi powiedziała? Że jestem jej uległy!! – wykrzyczał perkusista, wznosząc ręce ku górze.
- Bo jesteś – przyznali jednocześnie basista i frontman, a zaraz potem wybuchli głośnym śmiechem – Oświece Cię, bo może jeszcze nie wiesz. Nasza, męska konstrukcja jest silna, niepodległa, niczym stal. Do czasu, aż nie spotkamy na swojej drodze kogoś, kto będzie mieć nad nami władzę absolutną. Mnie się to już przytrafiło, Matt ma to jeszcze przed sobą, a Ty z tym nie walcz, bo i tak nie wygrasz. Oto pierwsze prawo natury. Nic nie poradzisz – wyszczerzył się Wolstenholme.
- Jeśli tym samym chciałeś mnie przekonać, ze musze zapłacić Tobie i bananożercy za szkody, to marne szanse.
- Ej! To cudeńko nie miało jeszcze tygodnia! Howard, zmiłuj się!
- Nie… ja nie mam siły do tej dziewuchy…  - jęknął blondyn, trąc z bezsilności oczy – każda inna obruciłaby to w żart i nie byłoby tematu… a ona…
- Różnica jest taka, ze te inne okazywały się zazwyczaj napalonymi dzikuskami lgnącymi do kasy i to one były uległe Tobie.
- To była dopiero nuda. Ani zażartować, ani dokuczyć, bo chichotały jak głupie. Tragedia. A teraz? Patrz, stary jaka różnorodność!  - wyszczerzył się Bellamy rozsiadając na wygodnym fotelu w studiu radiowym – A tak poważnie. Zauwazyłeś, ze z tą, jak ją kiedyś określiłeś „Czarnooką” możesz porozmawiać o wszystkim?
- i o wszystko się pokłócić – mruknął z niezadowoleniem Dom, krzyżując ręce na piersi.
- I to jest najlepsze! Bo znalazłeś kogoś, kto jest na tyle inteligentny, żeby odważyć się stawić Ci kontrę, przedstawiając przy tym dość mocne argumenty! – klasnął w dłonie basista – Jednym słowem spotkałeś równą sobie.
- No w sumie.. Zadzior z niej niesamowity ale..
- Ale?
- Ale i tak.. O, spadajcie obydwaj.
- Przecież wiemy, ze się zakochałeś – wzruszył ramionami Matt.
- Zdecydowanie za dobrze mnie znacie – roześmiał się perkusista, spoglądając na wchodzącego do studia dziennikarza, po długiej, radiowej przerwie.
- To co, możemy wrócić do… Co się stało? – mężczyzna wskazał na roztrzaskany telefon, wciąż leżący pod ścianą.
- A nic. Kolega lubi uczyć martwe przedmioty latać, lub pływać – mruknął Chris, odchylając się na krześle i skupiając swoją uwagę na zadawanych przez dziennikarza pytaniach.

1 komentarz:

  1. Fajny rozdział, ja też często uczę telefony latać ;) Miło, że do Blondiego w końcu coś dociera :)

    OdpowiedzUsuń