niedziela, 12 sierpnia 2012

IV


Kolejne dni Brytyjczycy spędzili na odpoczynku, w pełnym tego słowa znaczeniu. Wylegiwanie się (w zależności od pogody) w pokoju i na plaży, zwiedzanie i obchodzenie całego miasteczka, wieczorne wyjścia do klubów. Od czasu wypadku z frisbee nie spotkali już Chrisa, Dominica i Matta. Zauważyli jednak przygotowania do … święta? Koncertu? Tak to sobie tłumaczyli. W istocie. Obca osoba, widząc porozwieszane gdzie się da plakaty, naklejki, które były darmowym prezentem do każdej zakupionej gazety, czy płyty, wiele straganów z koszulkami i innymi częściami garderoby przygotowałaby się bardziej na wielkie wydarzenie muzyczne. Maggie i Nick byli na półmetku swojego pobytu w tym niesamowitym miejscu, dlatego też zbliżające się „coś” z udziałem poznanych wcześniej Gwiazd wydawało się niezłym podsumowaniem. No tak.. Wydawało…
- Maggie, patrz! – krzyknął Nick stojąc przy największym dotychczas stoisku z Muse’ową odzieżą – coś dla Ciebie! – pokazał Czarnookiej ogromny t-shirt z podobizną Dominicka, na co dziewczyna opuściła nieco głowę, bez chęci komentowania tego znaleziska – No co? – zagadał rudzielec podchodząc bliżej – przecież się gapiliście w siebie, jak nie wiem. On wypatrywał tylko okazji, by utonąć w twych czarnych jak jeziora oczętach – dodał teatralnym tonem.
- A od kiedy jeziora są czarne? – zagadnęła złośliwie
- Umiesz Ty zepsuć każdą moją mądrą sekwencje – obruszył się chłopak.
- Jak takową wygłosisz, to daj mi znać, zapisze. – rzekła spokojnie – O! tę wezmę – pokazała sprzedawcy czarną bluzę z kapturem – A tak w ogóle to kiedy ma być ten koncert? – spytała, szukając w tym czasie portfela – Wszystko jest tutaj tak udekorowane, jakby zbliżał się jakiś ich koncert.
- O nie, Panienko – zaśmiał się wąsaty meżczyzna – Raz w roku władze miasta na jeden dzień oddają władzę w ręce zespołu Muse. A ten dzień wypada dokładnie za 2 dni – dodał, prężąc się dumnie, po czym zmieszał się, widząc minę swojej klientki. Maggie stała z szeroko otwartymi oczyma i lekko otwartymi ustami. Dopiero Nick, a raczej jego mocne nadepnięcie na stopę przyjaciółki pomogły.
- Dziękuję za informacje – uśmiechnęła się sztucznie i nieco kuśtykając odeszła kawałek. – Jeśli chcesz mnie unieruchomić w tym mieście to się bardziej postaraj, bo ze zmiażdżoną stopą mogę wyjechać przed tą orgią, która się tu rozegra za te dwa dni – jeknęła, rozcierając stopę. Piegus tylko się roześmiał.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wyjedziesz przed tym wszystkim? No przecież to będzie największa impreza, jaką dotychczas widział świat! – wyszczerzył się do Czarnookiej – i nie. Nie zgadzam się.
- Nick!
- Nawet Twoje tupanie nóżką nie pomoże. Siostra, przecież wiesz, jak ich Wielbie! A ty chcesz mi odebrać jedyną okazję na poznanie tych wszystkich fantastycznych osób…
- Raczej fanek Matta – przerwała Maggie, wzdychając ciężko. Wiedziała, ze jest na z góry przegranej pozycji, nie osiągnie tego, czego chce. Nie tym razem. „Ale podroczyć się z tym patyczakiem mogę” – zaśmiała się w myślach.
- Może i fanek! Przynajmniej Ty się przymkniesz, żebym szukał sobie dziewczyny! – warknął wściekle – Ja zostaję i Ty też – dodał ostrzej.
- Ty się bawisz, ja siedzę w pokoju, dla mnie układ odpowiada – dziewczyna wzruszyła ramionami próbując odejść.
- Jeśli faktycznie zostaniesz w pokoju, zawołam te niewinnie wyglądające szesnastolatki i powiem, ze masz numer do Matta i Dominicka – szepnął złowieszczo, mrużąc oczy i uśmiechając się złośliwie – a wtedy przestaną być takie niewinne…
- Nie zrobisz tego…
- Ej dziewczyny! – zawołał do owej grupki – chcecie numer do Howarda? – wyszczerzył się do szatynki
- Dobra! Zgoda! Pójde z Tobą na miasto! Jezu, jak ja Cię nienawidzę! – warknęła Brytyjka, po czym morderczym wzrokiem wpatrywała się w roześmianą twarz rudzielca.
- Jak chcecie jego numer, to go zdobądźcie! – roześmiał się, po czym pociągnął Maggie w stronę małego parku. Mocno trzymając Szatynkę zajęli jedną z pierwszych ławeczek. Wtedy odetchnął głęboko i pogładził przyjaciółkę po policzku – a wiesz, ze pięknie wyglądasz jak się złościsz? – spytał niewinnie – Dom się..
- Daj mi spokój z tym facetem! Od dwóch dni nie słyszę niczego, tylko: „Domowi się spodoba”, albo „Dom z miejsca padnie”, Stary, ile można! Dobry żart jest dobry, ale tylko raz! Myślałam, że nie musze CI tego tłumaczyć… a przez takie męczenie dupy, nabieram coraz większej niechęci do tego całego Muse.. - zawiesiła nieco głos, wpatrując się w swoje nogi.
- Skarbie mój – Brytyjczyk odgarnął kosmyk włosów dziewczyny – A to źle, że chciałbym,   żebyś miała kogoś oprócz mnie, kto Cię w końcu zrozumie? Ja wiem, ze to nie lada wyzwanie jest, ale mam nadzieję, ze Ci się uda znaleźć takiego samego walniętego i popieprzonego ludzia jak Ty sama – uśmiechnął się szczerze. Może i nie było to powiedziane wprost, ale Maggie wiedziała, że są to jedne z milszych słów, jakich może się spodziewać po najlepszym przyjacielu. Zaśmiała się głośno i kiwnęła głową – no! To teraz chodź pod jakieś drogie hotele, albo inne wille, może ich znajdziemy! – mrugnął wesoło.
- Za dwa dni ich zobaczysz, wytrzymaj – Czarnooka zmarszczyła brwi.
- Ja tak, ale znając życie, Ty mi uciekniesz…
- Boże mój! Przymknij się i chodź na plaże! I koniec z tematem Dominica!
- Czemu? – obydwoje podskoczyli, słysząc za sobą trzeci, męski głos. Faktycznie, Pan Howard z założonymi do tułu rękami, przechyloną głową, w białym dresie przysłuchiwał się tej ciekawej wymianie zdań.
- Chcę wiedzieć co usłyszałeś? – pytanie Nicka nieco zdziwiło szatynkę. Może dlatego,z e sama chciała o to zapytać.
- Chcieliście kogoś szukać i coś, ze jedno z was jest walnięte i popieprzone – wzruszył ramionami, z miną niewiniątka
- W takim razie jest ok.
- To czemu kończycie temat Dominica? To doprawdy piękne imie jest! Wiem po sobie! – rzekł wpychając się miedzy Brytyjczyków – No patrzcie. Mądry, wesoły, zaradny, samodzielny, silny..
- Zwłaszcza w niesieniu zakupów.. fakt. – Maggie z uznaniem kiwnęła głową, zaciskając usta, by się nie roześmiać – A gdzie chłopaki? Znów napadają na ludzi przez frisbee? – spytała wesoło odsuwając się od mężczyzny.
- Nieee.. dziś zażywaja życia rodzinnego – odparł lekko, chociaż minę miał dosyć smutną.
- A Ty biedaku sam… Oj jak mi Cię szkoda – Czarnooka pokiwała głową po czym zachichotała – No dobra, jak już tu jesteś, to załóż ten kaptur i okulary i możesz z nami isć – zaśmiała się, zerkając na wyszczerzonego Nicka – ale jak Cię napadną fanki, których tu jest multum, to my Cię nie znamy – ostrzegła
- Mogę? Naprawdę?
- Ja bym na Twoim miejscu nie zadawał takich głupich pytań, bo usłyszysz coś, co Ci w pięty pójdzie – rzekł śmiertelnie poważnie rudowłosy, po czym cała trójka udała się na dosyć… ciekawy spacer. Dlaczego? Bo po jakiś 15 metrach, kilka dziewczyn zauważyło Dominica i z dzikim piskiem zaczęły biec w jego stronę. Mężczyzna najwyraźniej w panice, złapał Brytyjczyków za ręcę i pociągnął za sobą. Biegli… długo. Zbyt długo dla Maggie, która po kilkunastu minutach stanęła, łapiąc łapczywie powietrze.
- Ja… już… nie… dam.. rady – jęknęła kładąc się na ziemi – o! mamy i naszą plażę – szepnęła oddychając cieżko
- Zgubiliśmy ich chyba – sapnął Dom opierając dłonie o kolana i przyglądając się Brytyjce. Uśmiechnął się lekko, bo i takie odczucia w nim wzbudzała ta mała dziewczyna. „Wręcz dziewczynka” – myślał. Nie chodziło mu już nawet o to, ze początkowo nie wiedziała, kim jest on, albo reszta zespołu. Podobało mu się, że Maggie mówi to, co myśli. Nie podporządkowuje się nikomu. Zaczął nawet coraz częściej o niej myśleć.
- Gapisz się, wiesz? – usłyszał nad sobą szept Nicka – Jak dla mnie to nawet fajnie, że padło na Ciebie…
- Nic nie padło – odszepnął prostując się nagle – nic nie padło przecież. Nie wiem o czym mówisz…
- Niech Ci będzie – mrugnął uśmiechnięty piegus – ale pamiętaj, ze to twarda sztuka i nie leci na muzyków, ani ich kase. Dla Maggie liczy się człowiek. Musisz ją zaczarować. I raczej się wysil.– dodał wrednie.
- Mimo, ze wciąż twierdzę, ze nie wiem o czym mówisz, to dziękuję za użyteczną wskazówkę – kiwnął z uznaniem głową i zasmiał się głośno – A teraz chodźcie tam, gdzie nas nikt nie znajdzie. Do mojego domu! – Ostatnie słowa miały być zapowiedzią czegoś tajemniczego, i niesamowitego. W rezultacie para przyjaciół wybuchła głośnym śmiechem
- Wybacz, wybacz – uspokoiła się Szatynka – po prostu nie wyglądasz jak jakiś mityczny mag, czy inny wojownik, więc ton, którego użyłeś pasował jak pięść do nosa – dziewczyna podniosła się z ziemi i uśmiechnęła się szeroko do zszokowanego blondyna – no ale chodźmy, dasz nam pić.
             Popołudnie w wesołym towarzystwie blondyna, powoli zaczynało przekonywać Brytyjkę, że pozostanie na czas panowania zespołu w mieście to nie jest taki zły pomysł. Anglik praktycznie cały czas sypał żartami, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Cały jego dom również zachwycił przyjaciół. Duże przestrzenie, kolorowe ściany, wielkie, włochate dywany, ogromne okna i zapierający dech w piersiach widok na morze.
- Ależ ja Ci zazdroszcze tego widoku – szapnęła Maggie.
- Niezłe, co? – Nick pojawił się przy Czarnookiej tak cicho, ze ją przestraszył – a widziałaś sypialnie? To dopiero czad jest! W życiu takiego łóżka nie widziałem! – zachwalał z błyskiem w oczach.
- Nick… To niby nie moja sprawa. Ale co ty do cholery robiłeś w sypialni Dominica? – zmarszyła brwi i skrzywiła się teatralnie.
- Zwiedzałem – wzruszył ramionami rudzielec i odszedł, w stronę stolika, na którym gospodarz poustawiał różne trunki – widziałaś? Wino truskawkowe! – wykrzyczał, uśmiechając się zachłannie
- Lecz się.. – mruknęła tylko dziewczyna, wychodząc z salonu. Z zamiarem zwiedzenia piętra domu, weszła do pierwszego pomieszczenia. „pierwsze drzwi i od razu sypialnia” – przeszło jej przez myśl – „ale Nick nie przesadzał z tym łóżkiem”. W istocie. Przed nia stało największe łóżko, a może raczej łoże, jakie kiedykolwiek widziała. Nie oparła się pokusie, wskoczyła na nie i.. zaczęła się po nim turlać.
- Przynajmniej zdjęłaś buty – usłyszała nad sobą Doma, który z szerokim uśmiechem przyglądał się poczynaniom Czarnookiej, która w tym samym momencie źle oceniła sytuację i z głośnym jękiem spadła na podłogę. Blondyn w mgnieniu oka znalazł się przy dziewczynie.
- Nie, nie. sufit masz ładny, pooglądam go przez chwilę – rzekła chichocząc i próbując jednocześnie sprawić, by świat przestał wirować.
- No chodź, chodź – zaśmiał się Dom, po czym wziął dziewczynę na ręce i posadził na łóżku. Jakimś dziwnym trafem, jedną ręką wciąż ją obejmował.
- No już. Jest dobrze – zerwała się szybko z łóżka i z lekkim zakłopotaniem uśmiechnęła do Anglika – Chodź do Rudego, bo obawiam się, ze może wypić cały zapas alkoholu jaki masz w domu – dodała nerwowo.
            Maggie niewiele się myliła. Razem z Domem w salonie zastali skaczącego i wyginającego się w rytm muzyki Piegusa z pustą już butelką po winie. Trzecim.
- Na Boga! Nie było mnie ledwie chwile! – jęknęła podchodząc do przyjaciela i próbując odebrać mu trunek.
- No cooooooo… Się chciało mi się pić chciałoooo. – wybełkotał.
- Dom, co ty za procenty w domu trzymasz?!
- Najsilniejsze – rzekł skrusznym tonem – Wypił dwie butelki wina mojej mamy i jeszcze jedną , którą dostałem. Obawiam się, ze Nick stąd nie wyjdzie – pokręcił ze współczuciem głową oceniając zawartość swojego barku – a jak się już obudzi, to zazna takiego bólu głowy..
-… Który ja mu doprawię jeszcze! Jeśli sądził, ze kac to największe cierpienie, to niech lepiej się przygotuje na moje pomysły – warknęła, siłując się wciąż z Brytyjczykiem. Przy kolejnej próbie, chociaż usadzenia go na kanapie, chłopak zamachnął się i przypadkiem uderzył Maggie, która straciła równowagę i po raz drugi tego dnia upadła. Później wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie. Dominic odebrał butelkę Rudowłosemu, sadzając go na kanapie i już chciał pomóc wstać kobiecie, lecz zobaczył wyraz twarzy.. – Lepiej dla niego będzie, jeśli się w ogóle nie obudzi, a jeśli już.. Zrobię mu takie piekło, ze będzie na kolanach błagać o litość – warknęła czerwona na twarzy Szatynka – No nic… zmuszona jestem prosić Cię, żebyś go przenocował – zwróciła się w stronę Howarda.
- Nie ma problemu. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Zjesz ze mną kolację.
- Mogę ją nawet zrobić! – krzyknęła ze śmiechem Maggie – Kanapki mogą być, czy wolisz coś bardziej wyrafinowanego? – mrugnęła wesoło
- No.. ja.. – jąkał blondyn.. „No i koniec. Źle się wyraziłeś chłopie, to teraz cierp” – zbeształ się w myślach – to już ja coś zrobię – dodał i wolnym krokiem udał się do kuchni.
            Kolacja składająca się z kilku tostów, omletu i jogurtów, doprawiona wesołymi historiami Dominica i Maggie, sprawiło, ze para zaczęła nieco pewniej i lepiej czuć się we własnym towarzystwie, dlatego, kiedy gospodarz (nie robiąc tego specjalnie, z żadnym podtekstem) spojrzał na zegarek, dziewczyna automatycznie podniosła się z miejsca.
- A ty dokąd?
- Jest późno, pójdę już, sprawdzę jeszcze jak ten pijaczyna sie czuje – uśmiechnęła się lekko zmierzając w stronę salonu, po chwili poczuła jak duża ciepła dłoń ciągnie ją do siebie. Zaskoczona nie mogła zareagować i po chwili wpatrywała się w zielono-szare oczy muzyka, które były zaledwie centymetry od jej własnych. To była chyba kropla, która przelała czarę. Jednym szarpnięciem wyrwała się z objęć mężczyzny i stając w bezpiecznej odległości gniewnie wpatrywała się w jego zaskoczoną twarz – Co… Zdziwiony? Że jednak istnieją laski, które mogą Cię odtrącić? – warknęła – Co chciałeś osiągnąć?
- Ja…
- Zapamiętaj raz na dobre, ze ja nie jestem Wasza fanką i nigdy nią nie byłam, więc co za tym idzie.. Nie dam się zaciągnąć…
- Ściągnij wodze, buntowniczko. – przerwał blondyn, po nagłym olśnieniu. Wiedział jak to wyglądało i jak odebrała to Czarnooka – Nikt Cię nie chciał nigdzie zaciągać. – zapewnił – Po prostu chciałem zaoferować Ci, że Cię odwiozę!
- I dlatego przyciągnąłeś mnie.. – zironizowała
- A co ja poradzę, ze jesteś taka mała i leciutka. Mimo wszystko mam w sobie trochę siły i widocznie użyłem za dużo – zaśmiał się Dominic, czekając na reakcję dziewczyny. Gniew znikł z jej twarzy zupełnie, jednak nieufność pozostała w oczach, dlatego wolał już nie ryzykować kolejnego odepchnięcia „Z drugiej strony Nick miał rację. Łatwo nie będzie” – pomyślał.
            Sprawdzili, czy Brytyjczyk grzecznie śpi. Nick najwidoczniej spadł z dość szerokiej kanapy na miekki, fioletowy dywan, jednak wydawało się, ze ta pozycja mu nie przeszkadza.
- Czyli dobranoc. I.. przepraszam za tamto.
- Nie szkodzi, ja też przepraszam – Maggie nieco zmiękły kolana, na widok uśmiechu Anglika, który szybko polubiła.. Może nawet bardziej niż wypadało… Spacer do hoteliku Brytyjki odbył się w absolutnej ciszy. W końcu, po kilkunastu minutach spaceru, stanęli przy dziwacznym budynku z dachem przypominającym strzechę a Szatynka odwróciła się niepewnie w stronę Howarda.
- Będę jutro z rana u Ciebie. Dobranoc – Nie wiedziała co dalej powiedzieć, więc podeszła do swojego towarzysza i lekko cmoknęła go w policzek. Będąc już w pokoju, wzięła szybki prysznic i już w łóżku rozmyślała o całym, szalonym dniu. Nie brała jedynie jednej rzeczy pod uwagę. Tego pożegnalnego całusa, który według niej był podziękowaniem za pomoc w sprawie Nicka. Nie zdawała sobie sprawy, jak źle została zrozumiana…


2 komentarze:

  1. "- No cooooooo… Się chciało mi się pić chciałoooo. – wybełkotał."

    spłakałam się xDDDD dziękuję, dobranoc xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Szalejesz równo z wstawianiem tych rozdziałów :PP.
    Przeczytam jutro, bo już dzisiaj nie dam rady.
    W sensie później, bo w sumie 'jutro' to dzisiaj. You now, what I mean :D

    OdpowiedzUsuń