sobota, 22 września 2012

XII


NICK:
-Poranki bywają taaakie ciężkie – mruknął do siebie rudowłosy, przecierając twarz i otrząsając się tym samym z resztek snu. Wszedł do małej łazienki, którą dzielił z Brytyjką. Zdziwił się, widząc zostawione na wierzchu kosmetyki, w takim stanie, w jakim pozostawiła je ich włascicielka poprzedniego wieczora. Po krótkiej porannej toalecie, będąc już odświeżony, czysty i pachnący, wyszedł z łazienki. W mieszkaniu panowała niczym nie zmącona cisza. Coś mu zaczęło nie pasować. Maggie, wychodząc do szkoły, poradni, czy nawet do koleżanki, zostawiała cichutko grające radio. Taki nawyk. Relaksowała się na miękkiej kanapie, ze swoim ulubionym, zielonym kubkiem herbaty czy kawy każdego wieczora, a co rano, skupiała „cała swoją pozytywną energię” – jak to określała, właśnie poprzez muzykę. Brytyjczyk ubrał się, wciąż majac w głowie obraz Szatynki sprzed kilku godzin. Była naprawdę w złym stanie. „Zakończenie związku to jest dla każdego ciężkie przeżycie, ale koniec czegoś, co jeszcze tak naprawdę nie zakwitło, pozbawianie siebie i drugą osobę szansy na, być może, coś niesamowitego i pięknego, to naprawdę bestialstwo” – rozmyślał chłopak, zapinając swoją koszulę. W pewnym memencie usłyszał dźwięk budzika z pokoju Maggie. Niemalże ryzykując życie, wszedł po cichu do sypialni. Dziewczyna leżała w takiej samej pozycji, w jakiej zasnęła. Skąd wiedział? Bo pół nocy przy niej siedział.
Zaniepokoił się jeszcze bardziej, gdy ujrzał jej bladą cerę i cienie pod oczami. Dotknął jej dłoni i.. spanikował.. Była chłodna. Nie.. ona była zimna – O Jezu – jęknął – Mała! – potrząsnął bezwładnym ciałem Szatynki. Kiedy nie doczekał się ani odpowiedzi, nawet jęknięcia ze strony przyjaciółki, wypróbował dotychczas skuteczne metody na pobudkę – ściągnięcie kołdry, łaskotki, nawet wylał kilka chłodnych kropel z butelki, stojącej na szafce nocnej, na jej twarz. Kiedy i to nie poskutkowało, zaczał szybciej oddychać, wnętrzności skurczyły się, na czoło wystąpił pot. – Co teraz, co teraz… - dopiero po sekundzie „obudził” się z transu i zadzwonił po karetkę, która przyjechała po niemalże 3 minutach.
- Puls jest, zabieramy do szpitala – oznajmił lekarz, nakazując towarzyszącym mu sanitariuszom, by przenieśli Brytyjkę do karetki. – A Pana prosże, żeby Pan poszukał śladów.
-Śladów? – zdziwił się Nick – jakich…
- Nie myśli Pan, ze młoda, śliczna dziewczyna, po prostu ma zaburzenia snu! Skoro jest w takim stanie, w jakim jest.. Musiało coś się stać.
- Co Pan w ogóle sugeruje?! Maggie nie zrobiłaby sobie niczego na umyślnie!
- Pewnie.. Każdy tak mówi – pokręcił głową młody lekarz, wychodząc z mieszkania przyjaciół. Nick został sam. Wciąż nie dopuszczając do siebie słów, jakie usłyszał przed momentem, zaczął powoli obchodzić pokój dziewczyny. Nie wierzył, by Czarnooka próbowała zrobić sobie krzywdę, ale.. „lepiej posprawdzać”.. na biurku, tuż przy oknie zauważył tabletki.. A kiedy spojrzał na datę ich ważności.. aż usiadł na łóżku. Nie wiele myśląc, wybiegł z mieszkania, kierując się w stronę szpitala.

MAGGIE:
Zazwyczaj, po kilkunastu godzinach snu, Szatynka budziła się w wyśmienitym nastroju, gotowa na wszystko, nawet na najbardziej szalone rzeczy. A teraz było inaczej. Otworzyła powieki i .. nie mogła się ruszyć. Czuła się, jakby jej całe ciało było sparaliżowane. Przez kilka sekund w panice, próbowała poruszyć swymi kończynami. Kiedy jej palce nieznacznie przesunęły się po nieprzyjemnie szorstkiej pościeli, dziewczyna zdała sobie sprawę, ze nie jest w swoim łóżku. Była w dużym, białym pokoju, z ogromnymi oknami. Poczuła coś jeszcze.. że w jej rękę wbity jest wenflon. Spróbowała podnieść głowę, lecz kolejna rurka, tym razem przy nosie, pociągnęła głowę Brytyjki powrotem na poduszkę. Oddychając szybko, Maggie chciała krzyczeć, lecz jej głos był dziwnie zachrypnięty, jakby od dłuższego czasu nie używany.
- Co tu się dzieje? – szepnęła, czujac, ze jeśli w ciągu najbliższych kilkunastu sekund nie zdobędzie odpowiedzi, rozpłacze się, albo zwariuje.
- O! Nasza Królewna Śnieżka się obudziła! – przywitał Brytyjkę miły, męski głos. Mężczyzna w białym fartuchu, w okularach, z kręconymi włosami i miłym uśmiechem, zmierzał własnie do łóżka Maggie, sprawdzając urządzenia, które stały tuż przy łóżku. Jak na zawołanie, własnie w tej samej chwili, do dziewczyny zaczeły dochodzić naraz wszystkie dźwięki z Sali: cieniutki dźwięk z maszyn, buczenie klimatyzacji, nawet odtwarzać płyt CD z dźwiękami przyrody, zapewne, by nieco uspokoić leżących w pokoju pacjentów…
- Co się dzieje? – wyszeptała czarnooka, z niepokojem wpatrując w błyszczące, zielone oczy lekarza.
- Nie pamiętasz królewno? No już mówie. Przez przypadek, nałykałaś się czegoś, co bardziej Ci zaszkodziło, niż pomogło.. Pamiętasz swoje nasenne, ziołowe tabletki?
- Nooo…
- Ich ważność upłynęła jakieś pół roku wstecz.. Nie ładnie przechowywać tak stare lekarstwa – pogroził palcem Brytyjce i w wyśmienitym humorze zapisał coś na karcie, wiszącej w nogach jej łóżka.
- To.. Co mi jest? – dopytywała Maggie, rozumiejąc już nieco powód swojej wizyty w szpitalu.
- W sumie to teraz nic.. Ale strasznie Cię trudno było dobudzić..
- To po co wyskakiwał Pan z tą królewną Snieżką?
- A domyśl się Królewno – odparł tajemniczo, doktor, wychodząc zdezorientowaną Szatynkę samą, dosłownie na minutę, po której do jej pokoju wpadł zdyszany Nick.
- MAGGIE! O Boze mój.. Czy ty.. Czy Ciebie.. No.. czy naprawde.. no weeeź – zakończył koślawo, ptulając się w drobną dłoń przyjaciółki – Nigdy więcej mi nie wywijaj takiego numeru.. Myślałem, ze zejdę na zawał, jak Cię zobaczyłem taka bladą.. i w ogóle – zakończył, siadając przy Maggie.
- No już, już. Ofiara ze mnie, bo nie sprawdziłam ich… To teraz pokutuje. – jęknęła Brytyjka, uśmiechając się baldo – ale nie wiesz, kiedy mi zabiorą to całe plastikowe gówno? Strasznie mnie w nosie swędzi ta rurka, a jak kichne, to chyba mi wyleci czy coś – dodała, by nieco rozluźnić atmosferę.
- Nie wiem – zaśmiał się rudowłosy – ale pójdę zapytać Księcia..
-Kogo? – zdziwiła się Szatynka, marszcząc brwi
- Twój lekarz, którego poznałaś przed momentem, nazywa się Charles Prince.
- To skąd nawiązanie, jakobym ja była Królewną Śnieżką?
- Sam Cię tak nazwał. Powiedział, ze tak wyglądasz, ciemne włosy, jasna cera.. i tak dalej. A przy tym zaglądał do Ciebie przez cały czas!
- Czyli..?
- Byłas nieprzytomna dobę.
- Oooo.. aha – Maggie otworzyła szerzej oczy. Chęć natychmiastowego wyjścia z dziwnej Sali, jak nagle się pojawiła, tak nagle znikła.
- Myślałem, że naprawdę… - usłyszała szept swojego najlepszego przyjaciela. W odpowiedzi uścisnęła długie, chude palce chłopaka, dodając mu nieco otuchy. Nick, z lekkim uśmiechem i szklanymi oczami, wpatrywał się odważnie w jej twarz, a po chwili położył się obok, na dużym łóżku, chowając swoją twarz w ciemnych, brązowych włosach Czarnookiej.
- Już dobrze. – Sama w to nie wierzyła. Do jej głowy znów powróciły obrazy sprzed ponad doby. Potrząsnęła lekko głową i zamknęła oczy.
- Pójde do tego Księcia. Odpoczywaj – pogładził jeszcze jaśniejszą niż zwykle cerę Brytyki i wyszedł…
Maggie miała chwilę, by poukładać sobie wszystko od początku. Zaczęła od usunięcia z głowy wspomnień łączących się z Domem. Przede wszystkim poczucie jego bliskości, dotyk i pocałunki. Mimo lekkiego bólu, jaki poczuła gdzieś w środku, westchnęła głęboko i otarła pojedyńczą łzę z policzka. Później, skupiła cała swoja wolę, chęci i siły na zrealizowaniu pomysłu, jaki przyszedł kiedyś, niespodziewanie. „Z genialnymi pomysłami jest tak zazwyczaj. Przychodzą nie wiadomo skąd, ale jak już przyjdą, to zaczynaja rządzić Twoim życiem” – skwitowała w myślach, uśmiechając się lekko. Właśnie w takim stanie zastał ją owy Charles Prince. Uśmiechnął się jeszcze szerzej na jej widok i usiadł obok łóżka, gdzie przed kilkoma minutami siedział Nick.
- Nie mieliśmy chyba sposobności – rzekł – Charlie Prince.
- Maggie Gold.
- czyli oficjalną prezentację mamy za sobą.- zaśmiał się mężczyzna – to teraz moja księżniczka może mi powiedzieć co się stało? – spytał, a Brytyjka automatycznie poczuła, ze w jej głowie zapala się czerwona lampka – zajmuję się takimi przypadkami jak Twój. Wiesz.. Próby…
- Proszę?
- No przecież próbowałaś popełnić samobójstwo. Tak orzekli sanitariusze, którzy Cię tu przywieźli – wzruszył ramionami Zielonooki.
- Wiesz co.. Nie doprowadzaj mnie do skraju mojej wytrzymałości – warknęła. – gdybym chciała się zabić, uwierz mi. Już bym to zrobiła. I w bardziej skuteczny sposób, niż łykanie jakiegoś świństwa. Wiem co próbujesz zrobić, bo sama się takich rozmów uczyłam. Jestem na ostatnim roku psychologii, i uwierz mi.. Nie dowiesz się ode mnie niczego, co mogłoby Tobą wstrząsnąć. Nie ma żadnej nieszczęśliwej miłości, przez którą mogłabym próbować się usunąć z tego wielkiego Matrixa – skłamała szybko. Zauważyła szok na Twarzy Księcia. Widocznie nie tego się spodziewał… - Po prostu w wyniku zaburzeń snu, jakie mam od niedawna, chciałam wziąć jakieś coś, coby lepiej zanąć. Widocznie stres i stare tabletki wymieszały się, sprowadzając mnie tu. Oto cała historia. – Kiedy skończyła, w Sali zapanowała cisza. Charlie Wpatrywał się w skupieniu w oczy Szatynki, najwyraźniej próbując doszukać się kłamstwa. Po minucie dął za wygraną.
- W takim razie tym bardziej się ciesze, ze Cię poznałem. Skoro nie masz żadnych zaburzeń, którymi mógłbym się zając… Zostawię Cię teraz, ale wrócę tu. – pogroził jej palcem z dziwnym błyskiem w oczach – śpij słodko księżniczko.
Maggie w szpitalu spędziła jeszcze dwa dni. Podczas tego czasu towarzyszył jej oczywiście Nick, którego zdażyła poznać znaczna część oddziału, na którym leżała Czarnooka, oraz sam doktor Prince. Okazał się on bardzo miłym, inteligentnym i ciepłym człowiekiem, nieco starszym od Maggie, za to widocznie tak nią zauroczonym, ze nie odstępował jej ani na krok. Kilka godzin przed wypisem, dziewczyna wybrała się na swój ostatni „obchód” w poszukiwaniu swojego doktorka. Zaglądając od Sali do Sali, dziewczyna przemierzała większą część szpitala. Czekając na windę, nuciła pod nosem tylko sobie znaną melodię. Po chwili usłyszała cichy dźwięk otwieranych drzwi i stanęła oko w oko z.. Chrisem.
- Maggie? – basista, z szeroko otwartymi oczami zmierzył Brytyjkę kilka razy – co Ty tu robisz? Co się stało?
- Grizzly! – ucieszyła się Szatynka, wtulając w postawne ciało Wolstenholma – Ale fajnie Cię widzieć! Jak się czujesz? Wszystko dobrze?
- Ja spytałem pierwszy!
- No.. Dzis wychodzę, zatrułam się nieco kilkoma tabletkami, ale już jest dobrze. – Muzyk momentalnie zbladł, słysząc te słowa.
- Z…zatrułaś się? – spytał podejrzliwie – tak po prostu?
- No.. wiesz.. miałam cieżkie starcie z Domem, potem kilka godzin płaczu i… - urwała, zdając sobie sprawę z tego, co własnie powiedziała – nie, to nie tak. Ja nie zrobiłam tego specjalnie, po prostu tak jakoś wyszło. No ale co Ty tu robisz?
- Mój dobry kumpel jest tu ordynatorem. Nazywa się Jared Wolf. Potrzebuje dla Kelly kilku recept, to przyjechałem – wyjaśnił oschle. Ton basisty nieco przestraszył Brytyjkę, która miała wrażenie, ze powiedziała coś, co na dobre odmieni jej życie. Muzyk uśmiechnał się z wysiłkiem, ładnie przeprosił i poszedł wgłąb budynku, szukać doktora Wolfa. Maggie została sama, w zamyślniu trawiąc rozmowe jaka miała przed momentem miejsce. Owy stan przerwał nie kto inny, jak Charlie.
- O! A Pani czasem nie powinna leżeć i grzecznie czekac na wyjście? – spytał z miłym uśmiechem – objął Brytyjkę w pasie, prowadząc do jej Sali. Po drodze, opowiadając kilka dość śmiesznych sytuacji z całego dnia…

CHRIS:
Wściekły, jak jeszcze nigdy, już z potrzebnymi receptami, skierował się w stronę studia, gdzie, myślał spotkać z jedyną osobą, która obecnie zasługiwała na dość bliskie spotaknie z pięścią Chrisa. Basista traktował Maggie jak swoją młodsza siostrę, a niekiedy nawet – ze względu na jej wzrost, jak jedno z dzieci. Dlatego, słysząc do czego się przyczynił Dominic (w jego mniemaniu), poczuł wszechogarniającą złość. Wpadł do studia, dysząc cieżko.
- Gdzie jest ten pajac? – prawie krzyknał na Matta, patrząc na niego z góry. Bellamy na widok rozjuszonego przyjaciela skulił się i zmniejszył w sobie.
- Tam? – prawie pisnął, wskazując pomieszczenie z którego własnie wychodził uśmiechnięty blondyn.
Dominic, widząc nacierającego na niego Wolstenholma, w dodatku złego, jak diabli, przeraził się, lecz nie miał czasu by uciekać. Bo ułamek sekundy później został popchnięty na ścianę. Przedramię basisty na szyi Howarda skutecznie przytrzymywało go, odcinając nieco dostęp powietrza.
- Coś Ty zrobił, debilu?! – wykrzyczał tuż nad twarzą perkusisty – Coś zrobił Maggie?!
- Chris.. spokojnie – wychrypiał, nie rozumiejąc niczego.
- Co się stało? – zainteresował się nagle Matt, wstając z kanapy, na której był rozłożony. Strach przed gniewem przyjaciela zniknął, zastąpiony przez ciekawośc. No i chodziło o Maggie, czyli sprawa była powazna.
- Nie wiesz? Spotkałem ja w szpitalu! Przez tego pajaca próbowała coś sobie zrobić! – krzyknął, czerwieniejąc na twarzy – Gadaj, co jej zrobiłeś – syknął.
- Maggie w szpitalu? – szok na twarzy Doma był na tyle realny, ze Chris rozluźnił nieco uścisk, przez co Dom, opadł na ziemię. Nie zdawał sobie sprawy, ze basista uniósł go kilka centymetrów nad ziemię – Jak to w szpitalu?
- Mnie powiedziała, ze zatruła się czymś, że coś wzięła chyba – zastanowił się Chris, z uwagą obserwując mimike perkusisty – ze najpierw miała jakieś starcie z Tobą, a potem… To ty nic nie wiesz? – spytał nagle.
- Chris.. Dowiedzielibyśmy się, gdyby chodziło o Doma – rzekł nagle Matt, podchodząc do przyjaciół.
- Niby skąd? – warknął Chris – Ona by się do was nie odezwała, a Nick prędzej by was powybijał, tak o, bez słowa, niżby zdradził o co tak naprawdę chodzi – jęknął, masując skronie i uspokajając się nieco.
- Gdzie ona jest?
- W Queen Hospital. Nie wiem jakim cudem, ale jest właśnie tam – w odpowiedzi Dominic chwycił swoją kurtkę, kluczyki od samochody i wybiegł ze studia.
- Zakochał się. Bankowo – stwierdził Matt, na powrót wziął swoją gitarę, rozsiadł się na wielkiej kanapie i zaczął grać…

3 komentarze:

  1. Uuuu...Dom sobie nagrabił:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie tak podejrzewałam, że Maggie nic się nie stanie i wyjdzie z tego. Swoją droga, to serio takie rzeczy mogą dziać się po wzięciu przeterminowanej tabletki?! O.o
    No i szkoda, że tak mało Doma, bo chciałam widzieć reakcję Maggie na niego, kiedy w końcu ponownie się zobaczą :D. Ale myślałam, że Matt tez poleci do szpitala, a nie usiadł sobie z gitarą i zadowolony.
    No ale dobrze, że jest dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda:D skoro Maggie ma być z Judem, kiedyś kiedyś, to musiała żyć:P reakcja będzie SOON:D wiem, że za mało Doma w Domie, ale nadrobimy:P moze nie następna, ale jeszcze kolejna notka już będzie tylko z jego punktu widzenia:P Matt z kolei musi zająć się nieco sobą (to też wkrótce:P zdradze tylko ze będzie Czarnookiej równie bliski co Nick:)

      Usuń